Między niezależnością a miłością: Historia Baśki i Wojtka

— Chcesz, żebym PODAROWAŁA twojemu tacie samochód?! Co, jesteś chory? Czy w waszej rodzinie tak leczy się kobiecą niezależność?!

Krzyczałam, choć nie poznawałam własnego głosu. W mojej głowie szumiało, a serce waliło jak oszalałe. Wojtek siedział na skraju kanapy, zgarbiony, jakby próbował się skurczyć i zniknąć. Przed nami na stole stało opakowanie sushi, którego nawet nie zaczęliśmy jeść. W powietrzu unosił się zapach imbiru i sojowego sosu, ale wszystko wydawało się mdłe, jakby świat stracił kolory.

— Naprawdę? — Wojtek podniósł wzrok, a jego głos zadrżał, ale nie ze zdziwienia, tylko z wysiłku, by nie powiedzieć czegoś, czego później będzie żałował. — Ty serio kupiłaś sobie Porsche?

— Nie Porsche, tylko Taycan. Elektryczne. Przynajmniej nazwę byś zapamiętał, skoro już masz mi to wypominać.

Wojtek westchnął ciężko i odwrócił głowę. Przez chwilę patrzył przez okno na szarą ulicę, gdzie pod blokiem stał mój nowy samochód. Biały, lśniący, jeszcze pachnący nowością. Kupiłam go sama, za własne pieniądze. To miał być mój symbol wolności, dowód na to, że mogę wszystko. Ale teraz czułam się tak, jakbym popełniła zbrodnię.

— Baśka, ja nie mam nic przeciwko temu, że masz swoje pieniądze. Ale czy musiałaś od razu kupować coś takiego? — Jego głos był cichy, prawie błagalny.

— Tak, musiałam! — wybuchłam. — Bo całe życie słyszałam, że kobieta powinna być skromna, że nie wypada się wychylać. Że jak już coś osiągnę, to lepiej się tym nie chwalić. A ja mam dość! Chcę być dumna z tego, kim jestem!

Wojtek milczał. Widziałam, jak zaciska pięści na kolanach. Wiedziałam, że walczy ze sobą, żeby nie powiedzieć czegoś raniącego. Ale ja już byłam ranna. Od miesięcy czułam się jak intruz we własnym życiu.

Wszystko zaczęło się kilka tygodni temu, kiedy dostałam awans w agencji reklamowej. Nagle zarabiałam więcej niż Wojtek. Jego rodzina — tradycyjna, z małego miasta pod Krakowem — nie mogła tego przełknąć. Jego ojciec rzucał kąśliwe uwagi przy każdej okazji:

— No proszę, nasza Basieńka robi karierę! Wojtuś, uważaj, bo cię jeszcze utrzyma!

Śmiali się wszyscy przy stole, a ja czułam, jakby ktoś wbijał mi szpilki pod paznokcie. Wojtek wtedy tylko się uśmiechał i ściskał mnie za rękę pod stołem. Ale w domu coraz częściej wybuchały kłótnie.

— Nie rozumiesz? — mówiłam mu wtedy przez łzy. — Ja nie chcę być twoim wrogiem! Chcę być partnerką!

— Ale ja nie chcę być utrzymankiem! — krzyczał Wojtek.

I tak w kółko. Aż do dzisiejszego wieczoru.

— Twój tata powiedział ostatnio, że prawdziwy mężczyzna powinien mieć lepszy samochód niż jego kobieta — rzuciłam z goryczą.

Wojtek skrzywił się.

— Ojciec to stary dureń. Nie słuchaj go.

— Ale ty go słuchasz! — przerwałam mu. — I przez to ja mam się wstydzić tego, co osiągnęłam?

Cisza była gęsta jak smoła. W końcu Wojtek wstał i podszedł do okna.

— Baśka… Ja po prostu nie wiem, gdzie w tym wszystkim jestem. Ty idziesz do przodu jak burza, a ja… Ja stoję w miejscu.

Poczułam ukłucie żalu. Przecież kochałam go za to, że był spokojny, opanowany. Ale teraz widziałam w nim tylko cień dawnego Wojtka.

— Może powinniśmy zrobić sobie przerwę — powiedział cicho.

Zamarłam. Przerwa? Po siedmiu latach razem?

— To przez samochód? — zapytałam głucho.

— Nie. Przez wszystko.

Usiadłam na kanapie i schowałam twarz w dłoniach. Łzy płynęły mi po policzkach. Przypomniałam sobie wszystkie nasze wspólne chwile: pierwszą randkę na Plantach, wspólne wakacje nad Bałtykiem, wieczory z winem i filmami. Czy to wszystko miało się skończyć przez głupie stereotypy?

Następnego dnia zadzwoniła do mnie mama.

— Basieńko, słyszałam o tym samochodzie…

— Mamo, proszę cię…

— Tylko uważaj, żebyś nie została sama przez tę swoją niezależność — powiedziała cicho.

Zacisnęłam zęby. Nawet ona…

Przez kolejne dni unikaliśmy się z Wojtkiem jak ognia. W pracy udawałam, że wszystko jest w porządku, ale w środku czułam się pusta. Wieczorami siadałam za kierownicą Taycana i jeździłam bez celu po mieście. Słuchałam muzyki i płakałam.

Pewnego wieczoru zadzwonił Wojtek.

— Możemy się spotkać?

Spotkaliśmy się na bulwarach nad Wisłą. Było zimno i wilgotno. Wojtek miał czerwone oczy.

— Przepraszam — powiedział nagle. — Przepraszam za wszystko. Za ojca, za siebie… Ja po prostu się boję.

— Czego?

— Że cię stracę. Albo że sam siebie stracę przy tobie.

Objęłam go mocno.

— Nie chcę cię zmieniać. Chcę tylko być sobą.

Staliśmy tak długo w milczeniu.

Nie wiem, co będzie dalej. Może się rozstaniemy. Może nauczymy się żyć razem na nowych zasadach. Ale wiem jedno: nie chcę już nigdy przepraszać za swoją siłę i niezależność.

Czy naprawdę w Polsce XXI wieku kobieta musi wybierać między miłością a własnym szczęściem? Czy mężczyzna zawsze musi być silniejszy? A może czas przestać się bać i po prostu być sobą?