Przepraszam, że tak się stało – historia jednej decyzji

— Krzysiu, na pewno wszystko masz? Jeszcze sprawdzić? — krzyknęłam, zatrzymując się przed zamkniętymi drzwiami łazienki.

— Aniu, daj spokój! Spakowałem całą walizkę, sama widziałaś — odpowiedział przez szum prysznica. Ale głos… głos mu zadrżał. Czy mi się zdawało?

— Walizkę widziałam. Ale co tam włożyłeś — już nie — mruknęłam, odsuwając się.

W kuchni czekała już kawa, zimna i gorzka jak ten poranek. Zegar tykał głośniej niż zwykle, a ja czułam, jakby każda sekunda wbijała mi się pod skórę. Próbowałam sobie wmówić, że to tylko kolejny wyjazd służbowy Krzysia, że wróci za trzy dni i wszystko będzie jak dawniej. Ale przecież wiedziałam. Od tygodni czułam, że coś się zmienia. Że oddalamy się od siebie jak dwa statki na wzburzonym morzu.

Kiedy wyszedł z łazienki, nawet nie spojrzał mi w oczy. Przeszedł obok mnie, jakby mnie nie było. Zatrzymał się tylko na chwilę przy stole, sięgnął po kubek z kawą, upił łyk i skrzywił się.

— Zimna — powiedział cicho.

— Wszystko tu jest zimne — odpowiedziałam szybciej, niż pomyślałam.

Zamilkliśmy. W powietrzu zawisły słowa, których nie mieliśmy odwagi wypowiedzieć. Krzysiek odłożył kubek i zaczął nerwowo szukać kluczy.

— Krzysiu… — zaczęłam, ale przerwał mi gestem ręki.

— Aniu, proszę cię… Nie dzisiaj. Nie teraz.

Chciałam go zatrzymać. Powiedzieć mu wszystko: o tym, jak bardzo się boję tej ciszy między nami, jak bardzo tęsknię za dawnym Krzysiem, który potrafił mnie rozśmieszyć jednym spojrzeniem. Ale słowa ugrzęzły mi w gardle.

Zamiast tego patrzyłam, jak zakłada kurtkę i podnosi walizkę. Jakby miał nigdy nie wrócić.

— Zadzwonisz? — spytałam cicho.

— Zadzwonię — odpowiedział automatycznie, nawet nie patrząc w moją stronę.

Drzwi trzasnęły za nim zbyt głośno. Usiadłam przy stole i poczułam, jak łzy same napływają mi do oczu. Próbowałam je powstrzymać, ale nie potrafiłam. W głowie kołatało mi jedno pytanie: kiedy to się stało? Kiedy przestaliśmy być rodziną?

Telefon zadzwonił dopiero po południu. To była mama Krzysia.

— Aniu, czy wszystko w porządku? Krzysiek do mnie dzwonił… Brzmiał dziwnie.

— Wszystko dobrze — skłamałam. — Wyjechał służbowo.

— Aniu… — westchnęła ciężko. — On nie wyjechał służbowo.

Zamarłam.

— Co masz na myśli?

— On… On powiedział mi, że musi odpocząć. Że wasze małżeństwo… że już nie daje rady.

Poczułam, jak świat usuwa mi się spod nóg. Przecież jeszcze wczoraj wieczorem rozmawialiśmy o planach na wakacje. O tym, gdzie pojedziemy z Olą na ferie zimowe.

Ola wróciła ze szkoły późnym popołudniem. Miała dziesięć lat i była moim całym światem. Zawsze wiedziała więcej niż powinna.

— Mama… Tata znowu wyjechał?

Przytaknęłam tylko głową.

— On już nie wróci, prawda?

Nie odpowiedziałam. Przytuliłam ją mocno i poczułam, jak jej drobne ramiona obejmują mnie z całych sił.

Wieczorem usiadłam przy oknie i patrzyłam na światła miasta. Próbowałam sobie przypomnieć moment, w którym wszystko zaczęło się psuć. Może wtedy, kiedy Krzysiek dostał awans i zaczął wracać coraz później? Może wtedy, kiedy ja zaczęłam pracować na dwa etaty, żeby starczyło nam na kredyt? A może po prostu przestaliśmy ze sobą rozmawiać?

W nocy śniło mi się nasze pierwsze spotkanie na rynku w Krakowie. Byliśmy wtedy tacy młodzi i szczęśliwi. Śmialiśmy się z byle czego i wierzyliśmy, że razem możemy wszystko.

Rano zadzwonił dzwonek do drzwi. To była teściowa.

— Aniu… Przepraszam, że tak się stało — powiedziała od progu.

Wpuściłam ją do środka. Usiadłyśmy w kuchni przy tej samej zimnej kawie co wczoraj.

— On cię kocha — powiedziała nagle. — Ale jest zmęczony. I ty też jesteś zmęczona.

Popatrzyłam na nią bez słowa.

— Może powinniście porozmawiać? Bez pretensji… Po prostu szczerze?

Pokiwałam głową. Wiedziałam, że ma rację. Ale czy potrafię jeszcze rozmawiać z Krzysiem bez wyrzutów?

Wieczorem zadzwonił telefon.

— Aniu…

Jego głos był cichy i zmęczony.

— Przepraszam, że tak wyszło. Nie chciałem cię ranić… Po prostu nie umiem już tak żyć.

— Ja też nie — odpowiedziałam szczerze.

Zapadła długa cisza.

— Może spróbujemy jeszcze raz? Dla Oli… dla nas?

Nie odpowiedziałam od razu. W mojej głowie kłębiły się setki myśli: strach przed kolejnym rozczarowaniem, nadzieja na lepsze jutro i żal za tym wszystkim, co straciliśmy po drodze.

— Spróbujmy — powiedziałam w końcu cicho.

Odłożyłam słuchawkę i poczułam ulgę pomieszaną z lękiem. Wiedziałam, że nic już nie będzie takie samo jak dawniej. Ale może to właśnie jest szansa na nowy początek?

Czasem myślę: dlaczego tak trudno nam rozmawiać o tym, co naprawdę czujemy? Ile jeszcze rodzin musi przejść przez taki kryzys, zanim nauczymy się mówić sobie prawdę? Czy można odbudować zaufanie po tylu latach milczenia?