Za zamkniętymi drzwiami: Moje życie w cieniu cudzych pieniędzy
„Nie będziesz decydować o tym, Marto! Ja tu rządzę!” – krzyknął Paweł, trzaskając drzwiami od lodówki tak mocno, że aż szklanka na stole podskoczyła. Stałam przy zlewie, z mokrymi rękami i sercem ściśniętym jak nigdy dotąd. W powietrzu wisiał zapach smażonej cebuli i napięcia, które narastało od miesięcy. Właśnie wróciłam z pracy w aptece, zmęczona po dwunastu godzinach na nogach, a on – mój mąż, którego kiedyś kochałam za jego czułość i poczucie humoru – patrzył na mnie jak na wroga.
„Pawle, przecież to ja płacę rachunki! To ja robię zakupy! Chcę mieć prawo decydować, co zjemy na kolację!”
Spojrzał na mnie z pogardą. „Nie chodzi o to, kto ile zarabia. Mężczyzna powinien dbać o rodzinę. Tak było u mojego ojca i tak będzie u mnie.”
Wtedy dotarło do mnie, jak bardzo się zmienił. Kiedyś razem marzyliśmy o domku pod Warszawą, o dzieciach biegających po ogrodzie. Teraz kłóciliśmy się o każdą wydaną złotówkę. Paweł żądał, żebym oddawała mu całą pensję – zostawiał mi tylko tyle, żebym mogła dojechać do pracy i raz w miesiącu kupić sobie kawę z automatu. Każda próba rozmowy kończyła się jego milczeniem lub wybuchem gniewu.
Moja mama powtarzała: „Cicho bądź, Marto. Lepiej mieć cokolwiek niż nic. Mężczyźni już tacy są.” Ale ja nie chciałam być kolejną kobietą z bloku, która po cichu żali się sąsiadce, że nie może kupić sobie nowej sukienki bez zgody męża.
Pewnego wieczoru, gdy Paweł oglądał mecz z kolegą Tomkiem, zebrałam się na odwagę i powiedziałam głośno:
– Pawle, musimy porozmawiać o naszych finansach. Nie dam już rady tak żyć.
Tomek spojrzał na mnie zdziwiony, a Paweł skrzywił się.
– Teraz? Nie widzisz, że mam gościa?
– A kiedy będzie czas? Jak już nie będziemy mieli za co zapłacić czynszu?
Tomek próbował załagodzić sytuację:
– Daj jej powiedzieć, Paweł.
Paweł wstał gwałtownie.
– To mój dom! Moje zasady! Jak ci się nie podoba – drzwi są otwarte!
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o wszystkich latach spędzonych na próbach uszczęśliwienia go. O nadgodzinach w aptece, byśmy mogli pojechać nad morze. O każdym razie, gdy musiałam go prosić o pieniądze na fryzjera jak dziecko rodzica.
Następnego dnia poszłam do mojej siostry Agaty.
– Nie wytrzymam dłużej. Czuję się jak niewolnica – wyszeptałam przez łzy.
Agata przytuliła mnie mocno.
– Mama by ci powiedziała: „Zaciskaj zęby”. Ale ja myślę inaczej. Masz prawo walczyć o siebie. To nie wstyd chcieć równości.
Zaczęłam czytać fora internetowe, rozmawiać z koleżankami z pracy. Okazało się, że nie jestem sama – wiele kobiet w Polsce żyje pod finansową kontrolą mężów, nawet jeśli to one utrzymują dom.
Któregoś popołudnia Paweł wrócił wcześniej niż zwykle. Usiadłam naprzeciwko niego przy stole.
– Musimy poważnie porozmawiać. Nie chcę już takiego małżeństwa. Albo razem decydujemy o pieniądzach, albo odchodzę.
Patrzył na mnie długo w milczeniu. Po raz pierwszy zobaczyłam w jego oczach strach.
– Marto… Ja tylko chcę dobrze dla nas…
– Ale nie możesz decydować za nas oboje! Nie jestem twoją córką – jestem twoją żoną!
Zapadła cisza. Czułam, jak serce wali mi jak młotem.
Przez kolejne dni atmosfera w domu była lodowata. Paweł udawał, że nic się nie stało, ale ja nie ustępowałam. Zaczęłam zostawiać część wypłaty na swoim koncie i przestałam pytać go o zgodę na każdą drobnostkę.
Pewnego ranka znalazłam go w kuchni – siedział z głową w dłoniach.
– Marto… Boję się. Boję się, że cię stracę, jeśli odpuszczę.
Usiadłam obok niego.
– Stracisz mnie, jeśli nie nauczysz się mnie szanować.
To nie było łatwe. Były kolejne kłótnie i łzy. Poszłam sama do psychologa – on odmówił wspólnej terapii. Uczyłam się stawiać granice i walczyć o swoje prawa.
Dziś nadal mieszkamy razem, ale nasza relacja zmienia się każdego dnia. Czasem wierzę, że jest dla nas nadzieja; innym razem myślę, że lepiej byłoby odejść.
Często patrzę na inne pary na ulicy i zastanawiam się: Czy można mieć małżeństwo bez walki o władzę? Czy miłość przetrwa tam, gdzie pieniądze stają się bronią? Co wy byście zrobili na moim miejscu?