Gwiazdy nad nami: Wspomnienia o Babciach, Które Zmieniły Moje Życie
– Nie rozumiesz mnie, mamo! – krzyknęłam, trzaskając drzwiami od kuchni. W powietrzu unosił się zapach świeżo upieczonego chleba, ale ja czułam tylko gorycz. Mama patrzyła na mnie z rezygnacją, a babcia Anna, siedząca przy stole z filiżanką herbaty, westchnęła cicho. To był jeden z tych dni, kiedy czułam się rozdarta między dwoma światami – światem mojej mamy i babci Anny, eleganckiej damy z centrum Poznania, i światem taty oraz babci Antoniny, prostej kobiety z podpoznańskiej wsi.
Miałam wtedy siedemnaście lat i wydawało mi się, że wiem już wszystko o życiu. Babcia Anna była dla mnie wzorem – zawsze zadbana, z książką w ręku, opowiadająca o dawnych czasach, kiedy Poznań był pełen artystów i intelektualistów. Jej mieszkanie przypominało muzeum: stare meble, porcelana po pradziadkach, fotografie w sepii. Uwielbiałam tam przesiadywać, słuchać jej opowieści o pierwszej miłości, o wojnie, o tym, jak musiała walczyć o swoje miejsce w świecie zdominowanym przez mężczyzn. Ale była też wymagająca – oczekiwała ode mnie najlepszych ocen, nienagannych manier i ambicji.
Z kolei babcia Antonina była jej zupełnym przeciwieństwem. Mieszkała w małym domu na wsi, gdzie wszystko pachniało ziemią i świeżym mlekiem. Zawsze miała czas na rozmowę, nigdy nie oceniała. Kiedy przyjeżdżałam do niej na wakacje, pozwalała mi chodzić boso po trawie i wspinać się na drzewa. To ona nauczyła mnie piec chleb i doić krowy. Była ciepła, serdeczna, ale też twarda – życie nie oszczędzało jej ani trochę.
Konflikt między moimi rodzicami narastał od lat. Mama chciała, żebym poszła na studia do Warszawy i została prawniczką jak ona. Tata marzył, żebym wróciła na wieś i przejęła gospodarstwo po babci Antoninie. Każda z babć wspierała swoje dziecko – Anna powtarzała mi: „Pamiętaj, dziewczyno, świat należy do odważnych”, a Antonina mówiła: „Nie zapominaj, skąd pochodzisz”.
Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Był listopad, szaro i zimno. Mama odebrała telefon – babcia Antonina miała udar. Pojechaliśmy na wieś natychmiast. W szpitalu zobaczyłam ją słabą, bezradną, z oczami pełnymi strachu. Tata płakał pierwszy raz w życiu. Przez kolejne tygodnie opiekowałam się babcią razem z tatą. Uczyłam się zmieniać opatrunki, podawać leki, rozmawiać z lekarzami. Wtedy zrozumiałam, jak bardzo ją kocham i jak bardzo boję się ją stracić.
Babcia Anna przyjechała do nas na wieś pierwszy raz od lat. Pamiętam ich spotkanie – dwie kobiety po siedemdziesiątce patrzące na siebie z dystansem i ukrytą czułością. Anna przyniosła Antoninie książkę – tomik poezji Szymborskiej. „Może ci się przyda na długie wieczory” – powiedziała sztywno. Antonina uśmiechnęła się słabo: „Dziękuję ci, Aniu. Może w końcu nauczę się czytać poezję”.
W tych dniach dom był pełen napięcia. Mama nie mogła pogodzić się z tym, że muszę zostać na wsi i pomagać tacie. „Marnujesz swój potencjał” – powtarzała mi codziennie. „Twoja babcia Anna miała rację – trzeba walczyć o siebie”. Ale ja czułam się rozdarta. Każda z babć dawała mi coś innego: Anna – ambicję i marzenia; Antonina – ciepło i poczucie przynależności.
Pewnej nocy usłyszałam rozmowę rodziców za zamkniętymi drzwiami:
– Ona nie może tu zostać! – szeptała mama.
– A kto pomoże mojej matce? Ty? – odpowiedział tata drżącym głosem.
– Zawsze stawiasz swoją rodzinę ponad moją!
– Bo ty nigdy nie rozumiałaś tej ziemi!
Leżałam w łóżku i płakałam. Czułam się winna za ich kłótnie. Następnego dnia poszłam do babci Anny.
– Babciu… co mam zrobić? – zapytałam szeptem.
Anna spojrzała na mnie uważnie.
– Musisz wybrać sama. Ale pamiętaj: życie to nie tylko obowiązek wobec innych. To też twoje marzenia.
Tego samego wieczoru usiadłam przy łóżku babci Antoniny.
– Babciu… boję się przyszłości.
Antonina uśmiechnęła się smutno.
– Każdy się boi, dziecko. Ale rodzina to nie tylko krew. To wybór każdego dnia.
Minęły miesiące. Babcia Antonina powoli wracała do zdrowia, ale już nigdy nie była taka jak dawniej. Babcia Anna coraz częściej mówiła o śmierci i przemijaniu. W końcu obie odeszły w odstępie kilku miesięcy – Anna pierwsza, potem Antonina.
Po ich śmierci zostałam sama z pytaniami bez odpowiedzi. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy któraś z nich była mi bliższa? Czy można pogodzić dwa światy?
Dziś często patrzę w gwiazdy nad Poznaniem i myślę o nich obu – różnych jak dzień i noc, ale jednakowo ważnych. Czasem słyszę ich głosy w głowie: „Nie zapominaj marzyć” i „Nie zapominaj kochać”.
Czy można być wiernym sobie i jednocześnie rodzinie? Czy da się pogodzić przeszłość z teraźniejszością? Może właśnie to jest najtrudniejsze dorosłe pytanie…