Ślub, który nigdy się nie odbył: Tajemnica mojej siostry zniszczyła wszystko
— Nie możesz tego zrobić, Marto! — głos mojej matki drżał, a jej oczy błyszczały łzami i gniewem jednocześnie. Stałam w kuchni, opierając się o blat, z dłonią zaciśniętą na filiżance kawy, która już dawno wystygła. W salonie słychać było stłumione szepty gości, którzy przyjechali na ślub, a teraz nie wiedzieli, co ze sobą zrobić.
To miał być najpiękniejszy dzień mojego życia. Wszystko było dopięte na ostatni guzik: biała suknia wisiała na drzwiach szafy, zaproszenia rozdane, sala udekorowana kwiatami, a ja — Marta Kwiatkowska — miałam za kilka godzin zostać żoną Adama. Ale wtedy przyszła ona. Moja młodsza siostra, Zuzanna.
Zuzia zawsze była inna. Zawsze trochę z boku, zawsze z tajemniczym uśmiechem. Ale tego ranka jej twarz była blada jak ściana, a oczy czerwone od płaczu. Weszła do mojego pokoju bez pukania, usiadła na łóżku i przez chwilę milczała. W końcu powiedziała cicho:
— Muszę ci coś powiedzieć. Coś, co zmieni wszystko.
Poczułam zimny dreszcz na plecach. — Co się stało? — zapytałam, próbując zachować spokój.
Zuzia spojrzała na mnie z rozpaczą. — Marta… ja… ja spałam z Adamem.
Czas się zatrzymał. Przez chwilę myślałam, że to jakiś głupi żart. Ale ona płakała naprawdę. Słowa ugrzęzły mi w gardle. — Kiedy? — wyszeptałam.
— Pół roku temu… To był tylko raz… Przysięgam! — łkała.
Wszystko zaczęło wirować. Moje myśli biegły w kółko: Adam? Zuzia? Jak mogli mi to zrobić? Przecież byliśmy rodziną! Przecież miałam im ufać!
Wybiegłam z pokoju i zamknęłam się w łazience. Siedziałam na zimnych kafelkach i płakałam tak, jak nigdy wcześniej. W głowie słyszałam tylko jedno pytanie: co teraz?
Matka znalazła mnie po godzinie. — Marta, musisz wyjść do ludzi. Goście czekają…
— Nie mogę — odpowiedziałam przez łzy. — Nie mogę wyjść za mąż za człowieka, który zdradził mnie z własną siostrą!
Matka próbowała mnie przekonać: — To był błąd młodości! Każdemu może się zdarzyć…
Ale ja już wiedziałam, że nie potrafię wybaczyć. Że nie potrafię udawać przed całą rodziną i przyjaciółmi, że wszystko jest w porządku.
Wyszłam z łazienki i spojrzałam na siebie w lustrze. Makijaż rozmazany, oczy opuchnięte. Ale w środku poczułam dziwną siłę. Musiałam podjąć decyzję.
Wróciłam do pokoju i zadzwoniłam do Adama. Odebrał od razu.
— Marta? Wszystko gotowe? — zapytał z udawaną radością.
— Wiem o wszystkim — powiedziałam cicho.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— O czym…?
— O tobie i Zuzi. Pół roku temu. Wiem wszystko.
Adam zaczął się tłumaczyć: — To był błąd! Byłem pijany! To nic nie znaczyło!
— Dla mnie znaczy wszystko — przerwałam mu. — Ślubu nie będzie.
Rozłączyłam się i poczułam ulgę pomieszaną z rozpaczą.
Potem zaczęło się piekło. Goście szeptali po kątach, rodzina była podzielona: jedni stali za mną, inni uważali, że powinnam wybaczyć dla „dobra rodziny”. Zuzia zamknęła się w swoim pokoju i nie wychodziła przez dwa dni. Matka chodziła po domu jak cień, a ojciec milczał, patrząc na mnie z wyrzutem.
W pracy też nie było łatwo. Nasza firma rodzinna zawsze była miejscem plotek i intryg, ale teraz to przeszło wszelkie granice. Ludzie patrzyli na mnie z litością albo ciekawością, a ja czułam się jak bohaterka taniego serialu.
Najgorsze były noce. Leżałam w łóżku i zastanawiałam się: czy mogłam postąpić inaczej? Czy powinnam była wybaczyć? Czy rodzina jest ważniejsza niż własna godność?
Zuzia próbowała do mnie pisać, przepraszała setki razy. Adam też próbował się kontaktować, ale nie chciałam już go znać. Straciłam narzeczonego i siostrę jednocześnie.
Minęły dwa tygodnie. W domu wciąż czuć było napięcie, a w firmie rozmowy ucichły tylko na chwilę — potem znów wracały szeptem na korytarzach.
Czasem myślę o tym dniu i zastanawiam się: czy mogłam uratować naszą rodzinę? Czy zdrada zawsze musi oznaczać koniec wszystkiego? A może są rzeczy, których po prostu nie da się wybaczyć?
Może ktoś z was zna odpowiedź…