Dla mojej matki jestem gorszy niż diabeł – historia Igora z Gdańska
– Znowu to zrobiłeś, Igor! – głos matki przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stałem przy zlewie, trzymając w ręku kubek po kawie, a ona patrzyła na mnie z takim obrzydzeniem, jakby zobaczyła szczura w swoim domu. – Nie potrafisz nawet umyć naczynia, a chcesz być dorosły? Jesteś gorszy niż diabeł!
Zamarłem. Miałem dwadzieścia cztery lata, a czułem się jak dziecko, które przyłapano na czymś strasznym. W moim domu nie było miejsca na błędy. Każda drobnostka urastała do rangi tragedii. Matka potrafiła przez godzinę krzyczeć o rozlanym mleku albo o tym, że nie zamknąłem drzwi na klucz. Ojciec odszedł, kiedy miałem dziesięć lat. Od tamtej pory byliśmy tylko we dwoje – ja i ona. Ale to nie była rodzina. To był front wojenny.
W szkole byłem cichy, zamknięty w sobie. Koledzy czasem pytali, dlaczego nigdy nie zapraszam ich do domu. Wstydziłem się. Matka potrafiła zrobić awanturę nawet przy obcych. Kiedyś, gdy przyszedł do mnie Tomek z klasy, usłyszał, jak matka wyzywa mnie od leni i nieudaczników. Po tej wizycie już nikt nie chciał do mnie przychodzić.
Najgorsze były wieczory. Siedziałem w swoim pokoju i słyszałem, jak matka rozmawia przez telefon z ciotką Haliną:
– On jest niemożliwy! Gorszy niż sam diabeł! Nie wiem, co ze mną będzie przez niego… – powtarzała.
Czułem się jak ciężar, którego nikt nie chce dźwigać. Próbowałem być lepszy – uczyłem się dobrze, pomagałem w domu, nawet gotowałem obiady. Ale to nigdy nie wystarczało. Zawsze znalazła powód, żeby mnie zranić.
Pamiętam pewien zimowy wieczór. Wróciłem późno z pracy w sklepie spożywczym. Byłem zmęczony, marzyłem tylko o gorącej herbacie i świętym spokoju. Ale matka już czekała w kuchni.
– Gdzie byłeś?! – wrzasnęła.
– Pracowałem… – odpowiedziałem cicho.
– Kłamiesz! Pewnie znowu włóczyłeś się z tymi swoimi kolegami!
Nie miałem już siły tłumaczyć. Wyszedłem z kuchni i zamknąłem się w łazience. Patrzyłem na swoje odbicie w lustrze i pytałem sam siebie: „Czy naprawdę jestem taki zły? Czy zasługuję na to wszystko?”
Z czasem zacząłem unikać domu. Pracowałem więcej godzin, brałem dodatkowe zmiany, byle tylko nie wracać do tego piekła. Ale matka zawsze znajdowała sposób, żeby mnie zranić – telefonami, SMS-ami pełnymi wyrzutów: „Nie dbasz o matkę! Jesteś niewdzięczny!”
Pewnego dnia poznałem Magdę. Była cicha, delikatna, miała ciepłe oczy i uśmiech, który rozjaśniał nawet najgorszy dzień. Zakochałem się od pierwszego wejrzenia. Magda była dla mnie jak powiew świeżego powietrza po latach duszenia się w toksycznej atmosferze domu.
Zacząłem spędzać z nią coraz więcej czasu. Opowiedziałem jej o matce, o tym, jak bardzo mnie rani. Magda słuchała uważnie i powiedziała:
– Igor, musisz pomyśleć o sobie. Masz prawo być szczęśliwy.
Po raz pierwszy ktoś powiedział mi coś takiego. Poczułem nadzieję.
Postanowiłem wyprowadzić się z domu. Wynająłem mały pokój na Zaspie. Bałem się powiedzieć o tym matce, ale wiedziałem, że muszę spróbować żyć po swojemu.
Kiedy oznajmiłem jej swoją decyzję, wybuchła furia:
– Zostawiasz mnie samą?! Po wszystkim, co dla ciebie zrobiłam?! Jesteś potworem! Gorszy niż diabeł!
Trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Serce waliło mi jak młotem. Czułem ulgę i strach jednocześnie.
Pierwsze tygodnie na swoim były trudne. Tęskniłem za domem – za zapachem pierogów w niedzielę, za starym fotelem pod oknem. Ale wiedziałem, że muszę być silny.
Matka dzwoniła codziennie. Raz płakała, raz groziła, raz błagała o powrót. Nie odbierałem telefonów przez kilka dni. Potem napisała SMS-a: „Nie masz serca! Zniszczyłeś mi życie!”
Magda wspierała mnie jak mogła:
– Igor, musisz postawić granice. Inaczej nigdy nie będziesz wolny.
Zacząłem chodzić na terapię. Psycholog powiedziała mi coś ważnego:
– Igorze, twoja wartość nie zależy od opinii matki.
To było dla mnie odkrycie. Całe życie myślałem inaczej.
Po kilku miesiącach poczułem się silniejszy. Zacząłem planować przyszłość z Magdą – marzyliśmy o wspólnym mieszkaniu, podróżach po Polsce, może nawet o dziecku.
Ale wtedy matka zachorowała. Zadzwoniła do mnie ciotka Halina:
– Igorze, twoja mama jest w szpitalu. Powinieneś przyjechać.
Serce ścisnęło mi się z bólu i poczucia winy. Pojechałem do szpitala. Matka leżała blada na łóżku, spojrzała na mnie z wyrzutem:
– W końcu przyszedłeś… Myślałam, że już nigdy cię nie zobaczę.
Usiadłem obok niej i przez chwilę milczeliśmy.
– Igor… – zaczęła cicho – Może rzeczywiście byłam dla ciebie za surowa… Ale bałam się… Bałam się zostać sama…
Łzy napłynęły mi do oczu.
– Mamo… Ja też się bałem… Całe życie…
Nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy rodziną taką jak z filmów czy książek. Ale wiem jedno – muszę żyć swoim życiem i nauczyć się wybaczać – jej i sobie.
Czasem patrzę w lustro i pytam: „Czy mogę być szczęśliwy mimo tego wszystkiego? Czy można kochać kogoś, kto tak bardzo cię zranił?”
A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?