Kiedy prawda boli: Historia zdrady, przyjaźni i jednego dziecka, które zmieniło wszystko

– Zobacz, Aniu, jaki on jest piękny – powiedziała Magda, podając mi zawiniątko. Drżały jej ręce, ale w oczach miała łzy szczęścia. Stałam przy jej szpitalnym łóżku, próbując się uśmiechnąć, choć serce waliło mi jak oszalałe. Wzięłam małego Jasia na ręce i spojrzałam mu w oczy. Przez moment świat zawirował. Te oczy… Przecież znałam ten kolor, ten kształt spojrzenia. To były oczy Marka, mojego męża.

Próbowałam się opanować. „To niemożliwe”, powtarzałam sobie w myślach. Przecież Magda była moją najlepszą przyjaciółką od podstawówki. Marek? On nigdy nie zwracał na nią szczególnej uwagi. A może tylko tak mi się wydawało? Oddałam dziecko Magdzie i wymusiłam uśmiech.

– Jest cudowny – powiedziałam cicho, a w głowie miałam już tysiące pytań.

Wyszłam ze szpitala jak we śnie. Warszawski listopad był szary i zimny, a ja czułam się jakby ktoś wyciągnął mi serce z piersi. W domu Marek siedział przy komputerze, jak zwykle zamyślony.

– Jak tam Magda? – zapytał beznamiętnie.

Przyglądałam mu się długo. – Urodziła zdrowego chłopca – odpowiedziałam, próbując wyczuć choć cień emocji na jego twarzy. Nic. Zwykły spokój.

Przez kolejne dni nie mogłam spać. Wpatrywałam się w zdjęcie Jasia, które Magda wysłała mi na Messengerze. Im dłużej patrzyłam, tym bardziej byłam pewna. To nie była tylko moja wyobraźnia.

W końcu zebrałam się na odwagę. – Marek… muszę cię o coś zapytać – zaczęłam pewnego wieczoru, gdy dzieci już spały.

Spojrzał na mnie z lekkim zniecierpliwieniem. – O co chodzi?

– Czy ty… czy ty kiedykolwiek… byłeś z Magdą?

Zamarł. Przez chwilę patrzył na mnie z niedowierzaniem, potem odwrócił wzrok.

– Skąd ci to przyszło do głowy?

– Odpowiedz mi! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu.

Milczał długo. W końcu westchnął ciężko. – To był tylko jeden raz… Byliśmy wtedy pokłóceni, ty wyjechałaś do mamy… Przepraszam.

Świat mi się zawalił. Wszystko, co budowaliśmy przez lata – nasze małżeństwo, dom, dzieci – nagle straciło sens. Wybiegłam z domu i przez godzinę chodziłam bez celu po osiedlu.

Następnego dnia zadzwoniłam do Magdy. – Musimy porozmawiać – powiedziałam drżącym głosem.

Spotkałyśmy się w jej mieszkaniu. Magda wyglądała na zmęczoną i przestraszoną.

– Wiedziałam, że kiedyś się dowiesz – wyszeptała, zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. – Przepraszam cię, Aniu. To był błąd… Nie chciałam tego.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – zapytałam przez łzy.

– Bałam się cię stracić…

Siedziałyśmy długo w milczeniu. Czułam się zdradzona przez dwie najbliższe osoby na świecie. Nie wiedziałam, co robić dalej.

W domu Marek próbował ze mną rozmawiać, tłumaczyć się, prosić o wybaczenie. Ale ja nie potrafiłam już patrzeć mu w oczy. Dzieci wyczuwały napięcie i coraz częściej pytały, dlaczego mama płacze.

Minęły tygodnie pełne kłótni i ciszy. Zaczęliśmy chodzić na terapię małżeńską, ale każde spotkanie kończyło się awanturą o przeszłość. Magda przestała się odzywać – chyba nie mogła znieść mojego bólu.

Pewnej nocy usiadłam przy łóżku syna i patrzyłam, jak śpi. Zastanawiałam się, czy będę umiała jeszcze kiedyś zaufać komukolwiek. Czy można odbudować coś po takiej zdradzie? Czy powinnam walczyć o rodzinę dla dzieci? A może lepiej odejść i zacząć wszystko od nowa?

Dziś jestem sama z dziećmi w wynajętym mieszkaniu na Ursynowie. Marek odwiedza je w weekendy, a ja próbuję poukładać swoje życie na nowo. Czasem spotykam Magdę na ulicy – mijamy się bez słowa, choć w jej oczach widzę ten sam ból co u siebie.

Często wracam myślami do tamtego dnia w szpitalu i pytam siebie: czy lepiej byłoby nie wiedzieć? Czy prawda zawsze musi tak boleć? Może czasem lepiej żyć w nieświadomości? Co wy byście zrobili na moim miejscu?