Piętnaście lat samotności: Gdy mąż wraca po latach i prosi o pomoc

— Nie wierzę, że tu jesteś. — Głos mi drżał, kiedy otworzyłam drzwi i zobaczyłam Marka. Stał na wycieraczce, zgarbiony, z siwymi włosami i oczami, które kiedyś kochałam, a które teraz budziły we mnie tylko ból i gniew. — Czego chcesz?

Przez chwilę milczał, patrząc na mnie z jakąś dziwną mieszaniną wstydu i nadziei. — Magda… Potrzebuję twojej pomocy. — Jego głos był cichy, prawie szeptem.

Piętnaście lat. Piętnaście lat od dnia, kiedy spakował walizkę i wyszedł z naszego mieszkania, zostawiając mnie z trzyletnią Zosią i sercem rozbitym na milion kawałków. Pamiętam ten dzień jakby to było wczoraj. Siedziałam wtedy na podłodze w kuchni, płacząc w ciszy, żeby nie obudzić córki. Marek wybrał inną kobietę — młodszą, piękniejszą, pełną życia. Ja zostałam sama z rachunkami, kredytem i dzieckiem, które codziennie pytało: „Gdzie jest tata?”

Przez lata próbowałam poskładać się na nowo. Pracowałam w szkole jako nauczycielka polskiego, dorabiałam korepetycjami, wieczorami szyłam ubrania na zamówienie. Zosia rosła szybko, była moją dumą i jedynym powodem, dla którego nie poddałam się wtedy całkowicie. Były dni, kiedy nienawidziłam Marka z całego serca — za to, że nas zostawił, za to, że wybrał łatwiejsze życie. Były też noce, kiedy tęskniłam za nim tak bardzo, że aż bolało fizycznie.

Przez te wszystkie lata Marek pojawiał się tylko sporadycznie — na urodzinach Zosi, czasem dzwonił z życzeniami na święta. Nigdy nie próbował wrócić. Nigdy nie przeprosił.

A teraz stał przede mną — starszy, zmęczony życiem. Wpuściłam go do środka bardziej z ciekawości niż z litości. Usiadł przy kuchennym stole — tym samym, przy którym kiedyś razem piliśmy kawę i planowaliśmy przyszłość.

— Co się stało? — zapytałam chłodno.

Marek spuścił wzrok. — Wszystko się posypało. Marta… odeszła ode mnie pół roku temu. Straciłem pracę. Mam długi… Nie mam gdzie mieszkać.

Poczułam w sobie mieszankę triumfu i żalu. Przez chwilę chciałam mu powiedzieć: „A nie mówiłam?”, ale powstrzymałam się. Przecież nie byłam już tą samą kobietą co kiedyś.

— Dlaczego przyszedłeś właśnie do mnie? — zapytałam.

— Bo tylko ty zostałaś… I Zosia.

W tym momencie do kuchni weszła nasza córka. Miała już osiemnaście lat — piękna, mądra dziewczyna, która przez lata nauczyła się nie pytać o ojca. Zatrzymała się w drzwiach i spojrzała na Marka z chłodną obojętnością.

— Cześć, tato — powiedziała cicho.

Marek próbował się uśmiechnąć, ale wyszło mu to żałośnie. — Cześć, Zosiu.

Przez chwilę panowała niezręczna cisza. Widziałam w oczach córki ból i zawód — ten sam, który nosiłam w sobie przez lata.

— Chcesz tu zostać? — zapytała nagle Zosia. Jej głos był twardy jak stal.

Marek skinął głową. — Tylko na chwilę… Dopóki nie stanę na nogi.

Spojrzałam na córkę. Wiedziałam, że decyzja należy do mnie, ale chciałam uszanować jej zdanie.

— To twoje mieszkanie tak samo jak moje — powiedziałam do niej cicho.

Zosia wzruszyła ramionami i wyszła bez słowa. Zostałam sama z Markiem i jego problemami.

Przez kolejne dni Marek spał na kanapie w salonie. Próbował pomagać w domu — wynosił śmieci, robił zakupy, gotował obiady. Ale między nami wisiało coś ciężkiego i niewypowiedzianego. Każda rozmowa była jak pole minowe.

Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy stole. Marek patrzył na mnie długo, zanim się odezwał:

— Przepraszam cię za wszystko… Wiem, że nie zasługuję na drugą szansę.

Poczułam łzy pod powiekami. Chciałam mu wybaczyć — dla siebie samej, dla spokoju ducha. Ale czy potrafię zapomnieć te wszystkie lata samotności?

— Nie wiem, czy potrafię ci zaufać — powiedziałam szczerze. — Ale możesz tu zostać… dopóki nie znajdziesz pracy i mieszkania.

Marek skinął głową ze łzami w oczach.

Zosia przez długi czas unikała ojca. Widziałam jednak, jak czasem zerka na niego ukradkiem — jakby szukała w nim tego taty z dzieciństwa, którego nigdy nie miała.

Pewnego dnia wróciłam do domu wcześniej niż zwykle i usłyszałam ich rozmowę w kuchni:

— Dlaczego nas zostawiłeś? — zapytała Zosia cicho.

Marek milczał długo.

— Byłem głupi… Myślałem, że gdzie indziej będzie mi lepiej. Ale to była największa pomyłka mojego życia.

Zosia nie odpowiedziała nic więcej. Po prostu wyszła z kuchni ze łzami w oczach.

Wieczorem przyszła do mnie do pokoju.

— Mamo… Czy ty mu wybaczysz?

Zastanowiłam się długo nad odpowiedzią.

— Nie wiem… Ale chcę spróbować żyć dalej bez nienawiści.

Minęły tygodnie. Marek znalazł pracę jako magazynier w pobliskim sklepie budowlanym. Zaczął powoli odbudowywać relacje z Zosią — chodzili razem na spacery, rozmawiali o szkole i przyszłości.

A ja? Wciąż nie wiem, czy jestem gotowa mu wybaczyć wszystko. Ale wiem jedno: życie jest zbyt krótkie na pielęgnowanie żalu.

Czasem patrzę na Marka i zastanawiam się: czy ludzie naprawdę mogą się zmienić? Czy warto dawać drugą szansę komuś, kto raz już złamał ci serce? Może wy też macie podobne doświadczenia? Jak byście postąpili na moim miejscu?