„Zabierzesz mnie do siebie?” – historia o matce, córce i granicach, których nie da się przekroczyć
– Więc co teraz? – głos mamy drżał, choć starała się brzmieć twardo. Stała w moim przedpokoju, z walizką, którą ledwo mogła unieść. W jej oczach widziałam zmęczenie i rozczarowanie. – Zabierzesz mnie do siebie, czy zostawisz na pastwę losu?
W tej chwili czas się zatrzymał. Słyszałam w kuchni cichy stukot filiżanki – to mój mąż, Paweł, udawał, że nie słyszy naszej rozmowy. Zawsze tak robił, gdy temat schodził na moją mamę. Od lat żyłam w rozkroku między nimi – dwoma najważniejszymi osobami w moim życiu, które nie potrafiły ze sobą rozmawiać bez wzajemnych pretensji.
Mama mieszkała sama od śmierci taty. Jej mieszkanie na Pradze zaczęło się sypać – cieknący kran, grzyb na ścianie, sąsiedzi, którzy coraz częściej zaglądali do kieliszka. Ostatnio upadła na schodach i złamała rękę. W szpitalu lekarz spojrzał na mnie z wyrzutem: „Pani matka nie powinna już mieszkać sama”.
Ale Paweł był nieugięty. – Nie dam rady z twoją matką pod jednym dachem – powtarzał. – Ona nas zniszczy. Przecież pamiętasz, co było po narodzinach Oli?
Pamiętałam aż za dobrze. Mama wtrącała się we wszystko: jak przewijam dziecko, jak gotuję obiad, jak rozmawiam z Pawłem. Potrafiła wywołać awanturę o źle ustawioną szklankę. Paweł zamykał się wtedy w sobie i znikał na długie spacery. Ja płakałam po nocach.
A teraz mama stała przede mną i czekała na odpowiedź.
– Mamo… – zaczęłam niepewnie. – To nie jest takie proste.
– Dla ciebie nigdy nic nie jest proste! – wybuchła. – Zawsze wybierasz jego! Nawet kiedy byłam po operacji, nie miałaś czasu przyjechać!
– Byłam wtedy z Olą w szpitalu! Miała zapalenie płuc! – broniłam się, ale wiedziałam, że to nic nie zmieni.
Mama spojrzała na mnie z pogardą. – Gdybyś była prawdziwą córką…
Zacisnęłam pięści. Ile razy jeszcze usłyszę ten zarzut? Ile razy będę musiała wybierać między nią a własnym życiem?
Weszłam do kuchni. Paweł siedział przy stole i patrzył w okno.
– Słyszałeś? – spytałam cicho.
– Słyszałem – odpowiedział bez emocji. – I co zamierzasz?
– Nie wiem…
– Wiesz dobrze, że jeśli ona tu zamieszka, to ja się wyprowadzam.
Spojrzałam na niego błagalnie. – To moja matka…
– A ja jestem twoim mężem! Ile razy mam ci powtarzać? Ona nas rozdzieli! Już raz prawie się rozwiedliśmy przez jej intrygi!
Wróciłam do przedpokoju. Mama siedziała na walizce i płakała cicho.
– Mamo… Może na razie zostaniesz u cioci Basi? Tam jest wolny pokój…
– U Basi?! Po tym wszystkim?! Ty naprawdę mnie nienawidzisz…
Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam ją przytulić, ale odsunęła się gwałtownie.
– Wiesz co? Lepiej już pójdę sama! – rzuciła i chwyciła walizkę.
Wybiegłam za nią na klatkę schodową.
– Mamo! Zaczekaj!
Ale ona już schodziła po schodach, potykając się o własne nogi.
Stałam tam jeszcze długo, słysząc echo jej kroków i własne serce bijące jak oszalałe.
Wieczorem Ola przyszła do mnie do pokoju.
– Mamo, dlaczego babcia płakała?
Przytuliłam ją mocno.
– Bo czasem dorośli nie potrafią się dogadać – odpowiedziałam cicho.
Ola spojrzała na mnie poważnie.
– Ja bym chciała, żebyśmy wszyscy byli razem.
Pocałowałam ją w czoło i poczułam ukłucie winy.
Następnego dnia zadzwoniłam do cioci Basi. Zgodziła się przyjąć mamę na jakiś czas. Pojechałam tam z zakupami i lekami. Mama nie chciała ze mną rozmawiać. Patrzyła przez okno i milczała.
– Przepraszam… – wyszeptałam. – Naprawdę nie mogłam inaczej.
Nie odpowiedziała.
Wróciłam do domu i długo siedziałam w łazience, płacząc w ciszy.
Paweł przyszedł wieczorem.
– I co teraz? – spytał łagodniej niż zwykle.
– Nie wiem… Czuję się jak zdrajczyni. Jakbym zdradziła własną matkę.
Przytulił mnie mocno.
– Może kiedyś zrozumie…
Ale ja wiedziałam, że ta rana już nigdy się nie zagoi.
Od tamtej pory widuję mamę rzadko. Ola czasem pyta, kiedy babcia przyjdzie na obiad. Paweł unika tematu. Ja żyję z poczuciem winy i pytaniem, czy można być dobrą córką i dobrą żoną jednocześnie?
Czasem patrzę w lustro i pytam siebie: czy można kochać dwie osoby równie mocno i nie stracić samej siebie? Czy każda miłość musi mieć swoją cenę?