Światło w oknie: droga do szczęścia
– Marcin, dlaczego znowu wracasz tak późno? – głos mamy przeszył ciszę, zanim jeszcze zdążyłem zamknąć drzwi. W jej oczach widziałem niepokój, który znałem od dziecka. Ten sam niepokój, który sprawiał, że nie mogłem oddychać pełną piersią.
Miałem trzydzieści cztery lata. Dla niej byłem jednak wciąż Marcelem – jej małym chłopcem, którego trzeba chronić przed światem. Właśnie wróciłem z pracy w bibliotece miejskiej. Znowu zostałem dłużej, bo nie chciałem wracać do mieszkania, gdzie czekała na mnie mama – pani profesor Alina Nowak, wykładowczyni literatury polskiej na uniwersytecie. Kobieta o żelaznych zasadach i sercu pełnym lęku.
– Przepraszam, mamo. Było dużo pracy – odpowiedziałem cicho, zdejmując buty. Czułem się jak intruz we własnym domu.
– Praca, praca… A kiedy pomyślisz o sobie? O przyszłości? – westchnęła ciężko. – Znowu jadłeś coś na mieście? Wiesz, że to niezdrowe.
Nie odpowiedziałem. Nie miałem siły na kolejną rozmowę o tym, jak powinienem żyć. Od lat próbowałem wyprowadzić się z tego mieszkania na trzecim piętrze starej kamienicy w centrum Torunia. Ale zawsze coś stawało na przeszkodzie: a to mama zachorowała, a to straciłem pracę, a to znów ona przekonywała mnie, że „świat jest niebezpieczny” i „nikt nie zadba o ciebie tak jak ja”.
Czasem myślałem, że jestem dla niej całym światem. Ale coraz częściej czułem się jak więzień jej miłości.
Dziennik, 15 października
Dziś znowu pokłóciliśmy się o moją przyszłość. Mama mówiła, że powinienem znaleźć „porządną dziewczynę”, najlepiej taką jak córka jej koleżanki z wydziału. Ja chciałem tylko spokoju. Chciałem mieć własny kąt, własne życie. Ale za każdym razem, gdy próbowałem o tym rozmawiać, widziałem w jej oczach łzy.
– Marcinie, ja już nie mam nikogo poza tobą – powiedziała dziś wieczorem. – Twój ojciec odszedł zanim się urodziłeś. Całe życie poświęciłam tobie. Czy naprawdę chcesz mnie zostawić?
Nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Czy bycie dorosłym oznacza ranienie tych, których się kocha?
Dziennik, 20 października
W pracy poznałem Anię. Jest nową bibliotekarką. Ma jasne włosy i śmieje się z rzeczy, które dla mnie są poważne. Zaprosiła mnie na kawę po pracy. Zgodziłem się – pierwszy raz od lat poczułem dreszcz ekscytacji.
Wieczorem powiedziałem mamie, że wychodzę z koleżanką.
– Znowu? – zapytała z wyrzutem. – A obiecałeś pomóc mi przy segregowaniu książek.
– Mamo, mam prawo do własnego życia! – wybuchłem nagle. Sam siebie nie poznałem.
Zamilkła. Przez chwilę patrzyliśmy na siebie w ciszy. W jej oczach zobaczyłem strach i coś jeszcze – może rozczarowanie?
Dziennik, 25 października
Spotykam się z Anią coraz częściej. Jest lekka jak powietrze. Opowiada mi o swoich marzeniach: chce podróżować po świecie, pisać książki dla dzieci. Pyta mnie o moje plany na przyszłość. Milczę wtedy albo zmieniam temat.
W domu atmosfera staje się coraz bardziej napięta. Mama zaczyna chorować – coraz częściej skarży się na serce, na bóle głowy. Czasem mam wrażenie, że robi to specjalnie, żebym został przy niej.
Dziennik, 1 listopada
Dziś Wszystkich Świętych. Poszliśmy razem na cmentarz zapalić znicz na grobie babci. Mama była zamyślona.
– Wiesz, Marcinie… Czasem myślę, że życie mi uciekło – powiedziała nagle. – Wszystko postawiłam na jedną kartę: ciebie.
Nie wiedziałem, co powiedzieć. Chciałem ją przytulić, ale coś mnie powstrzymało.
Dziennik, 10 listopada
Ania zaproponowała wspólne mieszkanie. Powiedziała: „Marcinie, musisz w końcu zdecydować: chcesz żyć swoim życiem czy cudzym?” Bałem się tej decyzji jak ognia.
Wróciłem do domu późno. Mama czekała przy oknie – jak zawsze paliło się tam światło.
– Gdzie byłeś? Martwiłam się! – krzyknęła przez łzy.
– Mamo… muszę ci coś powiedzieć – zacząłem drżącym głosem. – Chcę się wyprowadzić.
Zamarła. Przez chwilę myślałem, że zemdleje.
– Jak możesz mi to robić? Po tym wszystkim? – szeptała przez łzy.
Nie spałem tej nocy. Słyszałem jej cichy płacz za ścianą.
Dziennik, 15 listopada
Wyprowadziłem się do Ani. Mama przestała odbierać moje telefony. Czułem ulgę i jednocześnie ogromne poczucie winy.
Ania próbowała mnie pocieszać:
– Twoja mama musi nauczyć się żyć bez ciebie. Ty też musisz nauczyć się żyć bez niej.
Ale czy można tak po prostu odciąć się od przeszłości?
Dziennik, 1 grudnia
Minął miesiąc odkąd mieszkam z Anią. Czasem patrzę wieczorami na okna starej kamienicy i widzę tam światło – wiem, że to mama czeka na mnie choćby tylko myślami.
Zaczynam rozumieć, że szczęście to nie tylko wolność od czyjejś miłości, ale też odpowiedzialność za własne wybory.
Czy można być szczęśliwym bez ranienia tych, których kochamy? Czy dorosłość zawsze oznacza samotność jednej ze stron?
Czasem myślę: może światło w oknie to nie tylko znak tęsknoty… Może to też nadzieja na nowy początek dla nas obojga.