Kiedy po dwunastu latach mój były mąż wrócił: Niespodziewana konfrontacja

– Co ty tutaj robisz, Piotr? – zapytałam, ledwo powstrzymując drżenie głosu. Stał w progu mojego mieszkania, dokładnie w tym samym miejscu, gdzie dwanaście lat temu powiedział mi, że odchodzi. Wtedy miałam trzydzieści pięć lat, dwójkę dzieci na głowie i serce roztrzaskane na milion kawałków. Teraz miałam czterdzieści siedem i byłam pewna, że już nigdy nie poczuję tego bólu. Myliłam się.

Piotr wyglądał inaczej – starszy, bardziej zmęczony, ale wciąż miał ten sam sposób patrzenia, jakby chciał przejrzeć mnie na wylot. Przez chwilę milczał, jakby szukał słów.

– Musiałem cię zobaczyć, Aniu – powiedział w końcu cicho. – Przepraszam, że tak nagle…

Poczułam, jak wzbiera we mnie fala gniewu. Przeprasza? Po tylu latach? Po tym wszystkim, co zrobił? Przypomniałam sobie tamten wieczór: dzieci spały, a on pakował walizkę. „Zakochałem się w kimś innym” – powiedział wtedy. „Muszę spróbować jeszcze raz być szczęśliwy”. Zostawił mnie z kredytem na mieszkanie w bloku na Ursynowie i dwójką dzieci – Kasią i Michałem.

– Nie wiem, czego oczekujesz – odpowiedziałam chłodno. – Wszystko już sobie wyjaśniliśmy. Dwanaście lat temu.

Piotr spuścił wzrok. Przez chwilę patrzyłam na niego z mieszaniną pogardy i żalu. Chciałam go wyrzucić za drzwi, ale coś mnie powstrzymało. Może ciekawość? Może resztki dawnych uczuć?

– Mogę wejść? – zapytał nieśmiało.

Przez chwilę się wahałam, ale w końcu odsunęłam się na bok. Weszliśmy do kuchni. Zaproponowałam herbatę – odruchowo, jakby nic się nie stało. Siedzieliśmy naprzeciwko siebie przy stole, który pamiętał jeszcze nasze wspólne śniadania.

– Dlaczego teraz? – zapytałam w końcu.

Piotr westchnął ciężko.

– Bo wszystko się posypało. Tamta kobieta… Zostawiła mnie rok temu. Straciłem pracę, mieszkanie… Nie mam już nikogo.

Poczułam satysfakcję, ale też coś na kształt współczucia. Przez chwilę wyobraziłam sobie siebie sprzed lat – zagubioną, zrozpaczoną, próbującą pogodzić pracę w szkole z wychowywaniem dzieci i spłatą rachunków.

– Myślisz, że możesz po prostu wrócić? – zapytałam ostro. – Że wszystko będzie jak dawniej?

Piotr pokręcił głową.

– Nie… Wiem, że nie mam prawa niczego oczekiwać. Ale chciałem cię przeprosić. I… zobaczyć dzieci.

Zamarłam. Kasia miała teraz dwadzieścia dwa lata i studiowała psychologię w Krakowie. Michał był w trzeciej klasie liceum i mieszkał ze mną. Oboje przez lata pytali o ojca coraz rzadziej. Kasia przestała odbierać jego telefony po tym, jak nie pojawił się na jej osiemnastce.

– Michała nie ma w domu – powiedziałam sztywno. – Kasi też nie.

Piotr skinął głową ze zrozumieniem.

– Wiem… Ale może… dasz mi ich numery? Chciałbym spróbować naprawić to wszystko.

Parsknęłam śmiechem przez łzy.

– Naprawić? Piotrze, tego nie da się naprawić! Nie było cię przez najważniejsze lata ich życia! Nie widziałeś, jak Michał miał zapalenie płuc i ja nie spałam przez trzy noce! Nie widziałeś łez Kasi po pierwszym zawodzie miłosnym! Nie było cię na żadnym przedstawieniu szkolnym! Nawet alimenty płaciłeś nieregularnie!

Piotr spuścił głowę. Przez chwilę milczeliśmy. W kuchni słychać było tylko tykanie zegara i szum ulicy za oknem.

– Wiem… – wyszeptał w końcu. – Jestem najgorszym ojcem na świecie.

Zacisnęłam pięści pod stołem. Chciałam mu powiedzieć jeszcze więcej – o samotnych świętach, o upokorzeniu przed rodziną, która zawsze powtarzała: „A nie mówiłam?” O tym, jak musiałam prosić matkę o pomoc finansową i znosić jej kąśliwe uwagi o mojej „nieudolności życiowej”.

Ale zamiast tego poczułam zmęczenie. Ogromne zmęczenie tą całą historią.

– Piotrze… Ja już nie mam siły tego przeżywać jeszcze raz – powiedziałam cicho. – Ułożyłam sobie życie bez ciebie. Mam przyjaciółki, pracę… Nawet zaczęłam chodzić na jogę! Dzieci są dorosłe. Jeśli chcą mieć z tobą kontakt – to ich decyzja.

Piotr skinął głową i wyciągnął z kieszeni kartkę z numerem telefonu.

– Gdyby… gdyby chcieli… To tu jest mój numer.

Wzięłam kartkę bez słowa. Przez chwilę patrzyliśmy sobie w oczy. Widziałam w jego spojrzeniu żal i strach.

– Przepraszam cię za wszystko – powiedział jeszcze raz i wyszedł.

Zostałam sama w kuchni. Usiadłam przy stole i rozpłakałam się jak dziecko. Wszystkie te lata samotności, walki o każdy dzień, o każdy uśmiech dzieci wróciły do mnie z całą mocą. Przypomniałam sobie rozmowy z matką:

– Aniu, musisz być silna dla dzieci! Nie możesz się rozkleić!

A ja byłam silna. Ale teraz poczułam się tak krucha jak nigdy wcześniej.

Wieczorem zadzwoniła Kasia:

– Mamo? Wszystko w porządku? Słyszałam twój głos na poczcie głosowej…

Opowiedziałam jej o wizycie Piotra. Słuchała długo w milczeniu.

– I co teraz? – zapytała cicho.

– Nie wiem… To wasza decyzja, Kasiu. Ja już nie chcę do tego wracać.

Kasia westchnęła:

– Może powinnam go wysłuchać… Ale boję się, że znów mnie zawiedzie.

Michał wrócił późno wieczorem. Siedziałam już wtedy w salonie z kubkiem herbaty i patrzyłam w okno na światła miasta.

– Mamo? Kto był? – zapytał zdziwiony widząc mój zapuchnięty od płaczu nos.

– Twój tata…

Michał zamilkł na chwilę.

– I co chciał?

– Chciał was zobaczyć…

Michał wzruszył ramionami:

– Dla mnie to już obcy człowiek.

Poczułam ukłucie żalu za syna i za Piotra jednocześnie. Czy można naprawić coś tak bardzo zepsutego?

Przez kolejne dni nie mogłam przestać o tym myśleć. W pracy byłam rozkojarzona; koleżanka z pokoju nauczycielskiego spojrzała na mnie z troską:

– Anka, co się dzieje?

Opowiedziałam jej wszystko przy kawie na przerwie.

– Może powinnaś mu wybaczyć? Dla siebie samej? – zapytała cicho.

Wybaczyć… Czy to naprawdę takie proste?

Wieczorem zadzwoniła moja mama:

– Aniu, słyszałam od sąsiadki, że Piotr był u ciebie…

Westchnęłam ciężko:

– Tak, mamo. Ale nie chcę o tym rozmawiać.

Mama jednak nie dawała za wygraną:

– Może on naprawdę żałuje? Ludzie się zmieniają…

Poczułam irytację:

– A może po prostu jest mu wygodniej wrócić do starego życia niż zaczynać od nowa?

Mama milczała przez chwilę:

– Tylko ty możesz zdecydować, co dalej.

Przez kolejne tygodnie Piotr dzwonił kilka razy – nie odbierałam. Kasia napisała mu krótkiego SMS-a: „Potrzebuję czasu”. Michał nie odezwał się wcale.

Któregoś dnia spotkałam Piotra przypadkiem pod sklepem spożywczym na osiedlu. Stał z siatką zakupów i wyglądał na zupełnie zagubionego.

– Aniu…

Spojrzałam mu prosto w oczy:

– Piotrze, nie wiem czy potrafię ci wybaczyć. Ale wiem jedno: już nigdy nie pozwolę sobie odebrać własnej siły przez czyjeś błędy.

Odszedł bez słowa.

Dziś minęło kilka miesięcy od tamtej wizyty. Życie wróciło do normy – a może po prostu nauczyłam się żyć z nowymi bliznami? Dzieci powoli układają sobie relacje z ojcem na własnych warunkach. Ja nauczyłam się czegoś ważnego: że nawet największy ból można przetrwać i wyjść z niego silniejszą.

Czasem patrzę wieczorem przez okno na światła Warszawy i zastanawiam się: czy można naprawdę wybaczyć komuś tak wielką zdradę? A może prawdziwe wybaczenie to po prostu pogodzenie się z własną przeszłością?