Dom, który stał się więzieniem: Historia o matce, domu i granicach

– Kawa? – zapytałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie.

Mama spojrzała na mnie z wyrzutem, a jej oczy natychmiast zaszkliły się łzami. – Dlaczego pytasz? Przecież to oczywiste, że wróciłam – wyszeptała, jakby każda sylaba była ciężarem.

Przez chwilę stałyśmy naprzeciw siebie w kuchni, w której jeszcze dziesięć lat temu to ona rządziła niepodzielnie. Teraz to mój dom – przynajmniej na papierze. Ale czy kiedykolwiek był naprawdę mój?

Pamiętam dzień, w którym mama wręczyła mi klucze do tego domu. Byłam wtedy świeżo po rozwodzie, z małym synkiem na rękach i walizką pełną niepewności. – To twój dom, Aniu. Zacznij od nowa – powiedziała wtedy z uśmiechem, który miał być wsparciem, ale już wtedy wyczuwałam w nim cień rezygnacji.

Przez pierwsze miesiące czułam ulgę. Wreszcie mieliśmy z Kubą dach nad głową, ogród do zabawy i kuchnię, w której mogłam piec ciasta bez pośpiechu. Mama odwiedzała nas często, czasem zostawała na noc. Z początku cieszyłam się z jej obecności – pomagała mi z Kubą, gotowała rosół jak za dawnych lat. Ale z czasem zaczęłam dostrzegać, że jej wizyty stają się coraz dłuższe, coraz bardziej natarczywe.

– Aniu, nie powinnaś tak długo pozwalać Kubie grać na komputerze – mówiła, przestawiając przy tym moje kubki w szafce. – I te zasłony… Wiesz, że zawsze wolałam te w kwiaty.

– Mamo, to teraz mój dom – odpowiadałam coraz częściej, choć za każdym razem czułam się winna.

Ale ona nie słuchała. Zaczęła przychodzić bez zapowiedzi. Czasem zostawiała swoje rzeczy w łazience, czasem przynosiła własne zakupy i układała je w mojej lodówce. Kiedyś przyszłam z pracy i zastałam ją w mojej sypialni – zmieniała pościel.

– Przecież zawsze lubiłaś świeżą pościel – powiedziała wtedy z uśmiechem.

Zaczęłam się dusić. Mój dom przestawał być moim domem. Każda rozmowa zamieniała się w kłótnię albo ciche obrażanie się. Kuba coraz częściej pytał: – Mamo, dlaczego babcia jest smutna?

Nie umiałam mu odpowiedzieć.

Pewnego dnia zadzwonił do mnie brat, Tomek. – Słuchaj, mama mówiła, że źle ją traktujesz. Że nie chcesz jej w domu.

Zamarłam. – Tomek, ona nie daje mi żyć! To miał być mój dom!

– Ale przecież to jej dom rodzinny… – usłyszałam tylko.

Zaczęły się rodzinne narady. Ciotki dzwoniły z pytaniami: – Aniu, jak możesz tak traktować matkę? Przecież tyle dla ciebie zrobiła!

Czułam się osaczona. Nawet w pracy nie mogłam się skupić – szefowa zauważyła moje rozkojarzenie.

– Wszystko w porządku? – zapytała kiedyś.

– Tak… tylko trochę problemów rodzinnych – wymamrotałam.

Wróciłam do domu i zastałam mamę siedzącą na kanapie z Kubą. Oglądali stare zdjęcia.

– Pamiętasz, jak byłaś mała? – mówiła do mnie mama. – Zawsze chciałaś być blisko mnie.

– Mamo, proszę… Daj mi trochę przestrzeni – powiedziałam cicho.

Wybuchła płaczem. – Oddałam ci wszystko! Nawet dom! A ty mnie wyrzucasz!

Czułam się jak potwór. Ale czy naprawdę byłam winna? Czy miałam prawo do własnego życia?

Zaczęły się moje bezsenne noce. Siedziałam na tarasie i patrzyłam na ogród, który kiedyś był moim azylem. Teraz każdy krzew przypominał mi o niej – o jej rękach sadzących róże, o jej śmiechu podczas podlewania trawnika.

Kuba zaczął mieć problemy w szkole. – Pani Aniu, Kuba jest ostatnio bardzo rozkojarzony – powiedziała wychowawczyni na wywiadówce.

Wróciłam do domu i zobaczyłam mamę układającą moje ubrania w szafie.

– Mamo! Przestań! To jest MOJE życie! – krzyknęłam pierwszy raz tak głośno.

Zamarła. Spojrzała na mnie z bólem i wyszła bez słowa.

Przez kilka dni nie odbierała telefonu. Tomek zadzwonił: – Co ty jej zrobiłaś?!

Nie wiedziałam już nic. Czy jestem złą córką? Czy mam prawo do własnych granic?

Po tygodniu mama przyszła pod wieczór. Stała w progu z walizką.

– Chciałam tylko być blisko was… Ale chyba już nie potrafię – powiedziała cicho.

Usiadłyśmy razem przy stole. Długo milczałyśmy.

– Mamo… Ja cię kocham. Ale muszę mieć swoje życie. Kuba też tego potrzebuje.

Spojrzała na mnie długo. W jej oczach zobaczyłam zmęczenie i żal.

– Może powinnam była zostawić ten dom pusty… Może wtedy byś mnie bardziej potrzebowała?

Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam jak.

Dziś minęło dziesięć lat od tamtego dnia, gdy dostałam klucze do domu. Mama mieszka teraz u Tomka. Odwiedza nas rzadziej, ale za każdym razem czuję ten sam ciężar niewypowiedzianych słów.

Czasem siadam wieczorem na tarasie i pytam siebie: czy można być dobrą córką i jednocześnie mieć własne życie? Czy dom naprawdę może należeć tylko do jednej osoby? Co wy o tym myślicie?