Nie bądź piękna, bądź praktyczna – Historia Ewy z Warszawy

– Ewa, czy ty zupełnie rozum straciłaś? – Magda uderzyła dłonią w stół, aż filiżanki zadzwoniły. – On traktuje cię jak szmatę! Dziś przyjdź, jutro nie przychodź, pojutrze znowu potrzebna!

Siedziałam naprzeciwko niej w małej kuchni na Pradze, mieszając bezmyślnie cukier w kawie. Z okna padało blade światło na nasze zmęczone twarze. Magda patrzyła na mnie z wyrzutem, a ja czułam się jak dziecko przyłapane na kłamstwie.

– Magdo, ty nic nie rozumiesz – odparłam cicho. – Sławek to człowiek zapracowany, ma firmę, ciągłe spotkania. Jak znajdzie chwilę, to dzwoni…

– I wtedy biegniesz na każde jego skinienie! – przerwała mi ostro. – Ewa, on cię nie kocha. Jesteś dla niego wygodna. Praktyczna.

Zabolało. Bardziej niż chciałam się przyznać. Przez chwilę miałam ochotę wybuchnąć płaczem, ale połknęłam łzy. Nie mogłam pokazać słabości. Nie przed Magdą, nie przed sobą.

Pamiętam pierwszy raz, kiedy poznałam Sławka. Był wieczór, padał deszcz, a ja wracałam z pracy do domu. Zatrzymał się przy mnie pod parasolem i zapytał o drogę do najbliższej kawiarni. Uśmiechnął się wtedy tak ciepło… Wydawało mi się, że los wreszcie się do mnie uśmiechnął. Po rozwodzie z Pawłem byłam wrakiem człowieka. Sławek był inny – pewny siebie, zaradny, z poczuciem humoru. Potrafił rozbawić mnie do łez i sprawić, że czułam się ważna.

Ale z czasem coś zaczęło się zmieniać. Najpierw były drobne nieobecności – „nie mogę dziś przyjechać”, „mam spotkanie”, „muszę zostać dłużej w biurze”. Potem coraz częściej czułam się jak rezerwowa opcja na wieczór. Kiedy próbowałam z nim rozmawiać o przyszłości, zbywał mnie żartem albo zmieniał temat.

– Ewa, on cię wykorzystuje – powtarzała Magda za każdym razem, gdy płakałam jej w rękaw przez telefon.

Ale ja nie chciałam słuchać. Wierzyłam, że jeśli będę cierpliwa, jeśli będę praktyczna – jak mówiła moja mama – to wszystko się ułoży.

„Nie bądź piękna, bądź praktyczna” – powtarzała mi od dziecka. „Piękne dziewczyny mają ciężko w życiu. Ty musisz być zaradna.”

Moja mama… Zawsze surowa i wymagająca. Po śmierci taty musiała sama utrzymać dom i wychować mnie oraz młodszego brata. Pracowała po dwanaście godzin dziennie jako pielęgniarka i nigdy nie narzekała. Często powtarzała: „Miłość? To luksus dla naiwnych.”

A ja byłam naiwna. Chciałam wierzyć w bajki.

Pewnego wieczoru Sławek zadzwonił niespodziewanie.

– Ewa, możesz przyjechać? Muszę pogadać.

Serce mi zabiło mocniej. Może wreszcie powie coś ważnego? Może zdecyduje się na poważny krok?

Wsiadłam w tramwaj i pojechałam na Mokotów. W jego mieszkaniu pachniało kawą i drogimi perfumami. Sławek siedział przy stole z laptopem.

– Siadaj – rzucił bez entuzjazmu.

Usiadłam naprzeciwko niego, czując narastające napięcie.

– Ewa… – zaczął niepewnie. – Muszę wyjechać na kilka tygodni do Gdańska. Firma ma tam nowy kontrakt.

– A co ze mną? – zapytałam cicho.

Wzruszył ramionami.

– Przecież wiesz, jak jest…

Poczułam się jak powietrze. Jak mebel przesuwany z kąta w kąt.

Wróciłam do domu późno w nocy. Mama czekała na mnie w kuchni.

– Znowu przez niego płakałaś? – spytała chłodno.

Milczałam.

– Ewa, kiedy ty w końcu zrozumiesz? Facetów trzeba trzymać krótko. Albo jesteś potrzebna, albo cię nie ma.

Wtedy coś we mnie pękło.

– Mamo, ja nie chcę być tylko praktyczna! Chcę być szczęśliwa!

Spojrzała na mnie z politowaniem.

– Szczęście to bajka dla dzieci.

Przez kolejne dni chodziłam jak cień samej siebie. W pracy popełniałam błędy, szefowa patrzyła na mnie krzywo. Brat zadzwonił raz:

– Ewa, wszystko okej? Mama mówiła, że jesteś jakaś nieobecna.

– Wszystko dobrze – skłamałam.

Wieczorami siedziałam sama w pokoju i patrzyłam na zdjęcia z dzieciństwa. Na jednym trzymam tatę za rękę i śmiejemy się oboje do obiektywu. Byliśmy wtedy szczęśliwi…

Któregoś dnia Magda przyszła bez zapowiedzi.

– Idziemy na spacer – oznajmiła stanowczo.

Szłyśmy długo brzegiem Wisły. W końcu usiadłyśmy na ławce.

– Ewa… – zaczęła łagodniej niż zwykle. – Ty naprawdę go kochasz?

Zastanowiłam się chwilę.

– Nie wiem już… Chyba bardziej boję się być sama niż go stracić.

Magda objęła mnie ramieniem.

– Jesteś silniejsza niż myślisz. Ale musisz sama zdecydować, czego chcesz od życia.

Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym wszystkim: o mamie, o Sławku, o sobie sprzed lat…

Rano podjęłam decyzję.

Napisałam do Sławka krótką wiadomość: „Musimy porozmawiać.”

Spotkaliśmy się w tej samej kawiarni, gdzie poznaliśmy się pierwszy raz.

– O co chodzi? – zapytał bez emocji.

Popatrzyłam mu prosto w oczy.

– Nie chcę już być tylko wtedy, kiedy ci wygodnie. Albo jestem częścią twojego życia naprawdę, albo nie ma mnie wcale.

Zaskoczył go mój ton. Przez chwilę milczał.

– Ewa… Ja nie mogę ci nic obiecać.

Uśmiechnęłam się smutno.

– Wiem. Dlatego żegnam się teraz.

Wyszłam z kawiarni z głową podniesioną wysoko. Po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę zamiast strachu.

Wieczorem zadzwoniła mama:

– I co teraz? Znowu będziesz sama?

Odpowiedziałam spokojnie:

– Może tak… Ale wolę być sama niż praktyczna dla kogoś innego.

Dziś patrzę na siebie sprzed kilku miesięcy i widzę inną kobietę – słabszą, zagubioną, uzależnioną od cudzych decyzji. Teraz uczę się żyć dla siebie. To trudne i czasem bardzo boli… Ale czy nie lepiej być szczerym wobec siebie niż całe życie udawać praktyczność?

Czy naprawdę musimy wybierać między byciem „praktyczną” a byciem szczęśliwą? A może jedno nie wyklucza drugiego? Co wy o tym myślicie?