To wszystko przez ciebie – historia matki, która musiała zmierzyć się z własnym strachem

— To wszystko przez ciebie! — krzyknęła Kasia, wbiegając do mojego mieszkania z rozwianymi włosami i oczami pełnymi łez. Zamarłam, stojąc przy kuchennym stole, trzymając w dłoniach kubek z herbatą. Moja córka Zosia bawiła się w swoim pokoju, a ja poczułam, jak serce zaczyna mi walić coraz szybciej. — Kasia, co się stało? — zapytałam, starając się zachować spokój, choć już czułam, że coś jest nie tak.

— Tam na placu zabaw… jakiś obcy mężczyzna zaczepiał twoją Zosię! — wyrzuciła z siebie, a jej głos drżał. — Co masz na myśli, mówiąc „zaczepiał”? Kasia, co ty opowiadasz? Gdzie on jest? Kto to? — pytałam coraz głośniej, czując narastającą panikę. — Skąd mam wiedzieć! Podeszłam do niego, chciałam zapytać, kim jest, a ten dał nogę, tylko go zobaczyłam! — odpowiedziała Kasia, a ja poczułam, jak nogi uginają się pode mną.

Wbiegłam do pokoju Zosi. Siedziała na podłodze, układając puzzle. — Zosiu, kochanie… czy ktoś dziś do ciebie podchodził na placu zabaw? — zapytałam najdelikatniej jak potrafiłam. Spojrzała na mnie wielkimi oczami. — Tak, mamo. Pan w niebieskiej kurtce dał mi cukierka i zapytał, jak mam na imię. Ale Kasia przyszła i on odszedł.

Poczułam lodowaty dreszcz na plecach. W głowie huczały mi słowa: „To wszystko przez ciebie”. Przecież to ja pozwoliłam jej bawić się samej na placu zabaw, przecież to ja powinnam była być bliżej…

Wieczorem nie mogłam zasnąć. Mój mąż, Marek, wrócił późno z pracy. Opowiedziałam mu wszystko, a on tylko westchnął ciężko i rzucił: — Może przesadzasz? Dzieciom zawsze ktoś coś daje na placu zabaw. Nie możesz jej trzymać pod kloszem.

Poczułam się niezrozumiana. Czy naprawdę przesadzam? Czy jestem przewrażliwiona? Ale przecież to nie był znajomy sąsiad czy babcia z bloku obok. To był ktoś obcy!

Następnego dnia nie puściłam Zosi na plac zabaw. Siedziała przy oknie i patrzyła smutno na bawiące się dzieci. — Mamo, dlaczego nie mogę iść? — pytała raz po raz. — Boję się o ciebie, kochanie — odpowiedziałam w końcu szczerze.

Wieczorem Marek znów miał pretensje: — Przesadzasz! Zosia nie może być więźniem twojego strachu! Przecież nic się nie stało!

Ale ja nie mogłam przestać myśleć o tym mężczyźnie w niebieskiej kurtce. Przez kolejne dni chodziłam po osiedlu, wypatrując znajomej sylwetki. Rozmawiałam z innymi matkami – nikt nic nie widział. Kasia przestała do mnie przychodzić; chyba obraziła się za moją reakcję.

W domu atmosfera gęstniała z dnia na dzień. Marek coraz częściej wychodził z domu pod byle pretekstem. Zosia była coraz bardziej przygnębiona. Pewnego wieczoru usłyszałam jej rozmowę przez drzwi pokoju:

— Tato, dlaczego mama jest taka smutna? — zapytała cicho. — Bo się o ciebie martwi, Zosieńko…

Poczułam łzy napływające do oczu. Czy naprawdę robię to dobrze? Czy chronię córkę czy ją krzywdzę?

W końcu postanowiłam pójść na policję. Opowiedziałam o wszystkim funkcjonariuszowi dyżurnemu. Patrzył na mnie z lekkim politowaniem:

— Proszę pani, dzieciom często ktoś coś daje na placu zabaw. Jeśli nie doszło do przestępstwa…

Wyszłam stamtąd jeszcze bardziej zagubiona.

Wieczorem Marek wybuchł:

— To wszystko przez ciebie! Przez twój strach Zosia nie ma już koleżanek! Kasia przestała się z nami zadawać! Ty już nie jesteś sobą!

Zamknęłam się w łazience i płakałam długo. W głowie słyszałam tylko: „To wszystko przez ciebie”.

Minęły tygodnie. Zosia zaczęła rysować smutne obrazki – dzieci za kratami, samotne postacie na placu zabaw. Pewnego dnia podeszła do mnie i powiedziała:

— Mamo, ja już nie chcę się bać.

Te słowa uderzyły mnie mocniej niż cokolwiek innego.

Zrozumiałam wtedy, że mój strach stał się jej strachem. Że próbując ją chronić, odebrałam jej radość dzieciństwa.

Wieczorem usiadłam z Markiem przy stole.

— Przepraszam — powiedziałam cicho. — Chciałam dobrze…

On tylko pokiwał głową.

Następnego dnia poszłyśmy razem na plac zabaw. Siedziałam blisko, ale pozwoliłam jej bawić się z innymi dziećmi. Patrzyłam na nią i czułam narastający lęk – ale wiedziałam już, że muszę nauczyć się ufać światu choć trochę.

Czasem wciąż widzę w tłumie mężczyznę w niebieskiej kurtce i serce mi zamiera. Ale wiem też, że nie mogę zamknąć córki pod kluczem.

Czy można być dobrą matką i jednocześnie nie zwariować ze strachu? Czy można ochronić dziecko przed całym światem? Może każda z nas musi znaleźć własną odpowiedź…