Szczęście w odcieniach czerni: List, który zmienił wszystko
Siedzę przy oknie już od ponad godziny, choć wydaje mi się, że minęła cała wieczność. Deszcz bębni w szybę, a świat za nią wydaje się tak odległy, jakby nie dotyczył mnie wcale. Autobusy skrzypią hamulcami na przystanku pod blokiem, przechodnie śpieszą się pod parasolami, a ja… ja nie mogę oderwać wzroku od czarnej koperty leżącej na kuchennym stole. Złota obwódka połyskuje w mdłym świetle lampy, jakby kpiła z mojej odwagi.
— Mamo, co siedzisz jak posąg? — Damian wpadł do pokoju z hukiem, rzucając plecak pod ścianę. Jego głos wytrącił mnie z zamyślenia.
— Nic, synku — odpowiedziałam zbyt szybko. — Po prostu myślę.
Damian spojrzał na mnie podejrzliwie. Ma dopiero siedemnaście lat, ale już nauczył się rozpoznawać moje nastroje. Odkąd jego ojciec odszedł, jesteśmy tylko we dwoje. Czasem mam wrażenie, że to on jest bardziej dorosły ode mnie.
— To przez ten list? — zapytał cicho, wskazując brodą na kopertę.
Nie odpowiedziałam. Bałam się słów. Bałam się tego, co mogło być w środku. Bałam się, że to coś zmieni. A przecież moje życie już dawno przestało być spokojne.
Damian usiadł naprzeciwko mnie. Przez chwilę milczeliśmy. W końcu odezwał się znowu:
— Może po prostu go otworzysz? Cokolwiek tam jest… przecież nie uciekniesz przed tym.
Westchnęłam ciężko. Miał rację. Ale czy byłam gotowa?
Wzięłam kopertę do ręki. Papier był gruby, elegancki, pachniał czymś drogim i obcym. Moje palce drżały, gdy rozcinałam ją nożem do masła. Damian patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami.
W środku był list napisany pięknym, kaligraficznym pismem:
„Szanowna Pani Halino,
Z przykrością zawiadamiam o śmierci Pańskiej matki, Janiny Nowak. Zgodnie z jej ostatnią wolą została Pani wskazana jako jedyna spadkobierczyni majątku rodzinnego w Białymstoku. Prosimy o kontakt w celu ustalenia szczegółów.
Z poważaniem,
Notariusz Andrzej Kwiatkowski”
Przez chwilę nie mogłam złapać tchu. Moja matka… Nie widziałam jej od dwudziestu lat. Ostatni raz rozmawiałyśmy przez telefon, kiedy powiedziała mi, że jestem dla niej rozczarowaniem. Że nie powinnam była wychodzić za Marka. Że nie powinnam była urodzić Damiana.
— Co tam jest? — Damian nachylił się nad stołem.
Podałam mu list bez słowa. Czytał powoli, marszcząc brwi.
— Babcia… — zaczął niepewnie — …nie wiedziałem nawet, że jeszcze żyje.
— Ja też prawie o niej zapomniałam — wyszeptałam.
W pokoju zapadła cisza. Słychać było tylko tykanie zegara i szum deszczu za oknem.
— Co teraz zrobisz? — spytał Damian.
Nie wiedziałam. Przez lata próbowałam zapomnieć o przeszłości. O kłótniach, o krzykach, o tym, jak matka wyrzuciła mnie z domu w środku zimy, bo nie chciałam być taka jak ona. Zawsze powtarzała: „Halina, szczęście to obowiązek”. A ja chciałam tylko być sobą.
— Nie wiem — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
Damian wstał i podszedł do okna.
— Może powinnaś pojechać tam… zamknąć sprawy? Albo chociaż zobaczyć ten dom?
Spojrzałam na niego zaskoczona. W jego oczach widziałam ciekawość i coś jeszcze — może nadzieję?
— To nie takie proste — powiedziałam cicho. — Tam jest tyle wspomnień…
— Ale to twoja rodzina — przerwał mi Damian. — Może warto spróbować wybaczyć?
Nie odpowiedziałam. W głowie miałam mętlik. Przez całą noc nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, słuchając oddechu Damiana w sąsiednim pokoju i próbując podjąć decyzję.
Rano spakowałam walizkę. Damian nalegał, żeby jechać ze mną.
Podróż do Białegostoku była długa i męcząca. Po drodze milczeliśmy prawie cały czas. Gdy dotarliśmy na miejsce, serce waliło mi jak młotem.
Dom stał na końcu zaniedbanej ulicy. Był większy niż pamiętałam, ale też bardziej opuszczony. Ogród zarósł chwastami, okna były brudne.
Weszliśmy do środka. Zapach starego drewna i kurzu uderzył mnie w twarz jak wspomnienie dzieciństwa.
Na stole w salonie leżało zdjęcie mojej matki z dzieciństwa — uśmiechniętej, szczęśliwej dziewczynki z warkoczem.
Damian rozejrzał się po pokoju.
— Tu dorastałaś?
Skinęłam głową.
— Tu wszystko się zaczęło… i skończyło — powiedziałam cicho.
Przez kolejne dni porządkowałam dom i własne myśli. Odkrywałam stare listy matki do jej przyjaciółek, zdjęcia z czasów młodości, notatki pełne żalu i tęsknoty za czymś, czego nigdy nie miała odwagi wypowiedzieć na głos.
Zrozumiałam wtedy coś ważnego: moja matka też była tylko człowiekiem. Miała swoje lęki i marzenia, których nigdy nie spełniła. Może dlatego była dla mnie taka surowa?
Wieczorem usiedliśmy z Damianem na ganku.
— Wiesz co? — powiedział cicho — Myślę, że babcia cię kochała… tylko nie umiała tego pokazać.
Łzy napłynęły mi do oczu.
— Może masz rację…
Patrzyłam na zachodzące słońce i czułam dziwny spokój.
Czy można wybaczyć komuś po latach milczenia? Czy szczęście naprawdę ma tylko jeden kolor?
Może czasem trzeba przejść przez odcienie czerni, żeby docenić światło.