Skrzynia w piwnicy: Tajemnica dziadka, która rozdarła naszą rodzinę
– Zostaw to, Marto! – głos mamy odbił się echem po schodach prowadzących do piwnicy. Stałam już przy skrzyni, której nigdy wcześniej nie widziałam. Była ciężka, pokryta kurzem i pajęczynami, z zardzewiałą kłódką. W powietrzu czuć było wilgoć i coś jeszcze – jakby zapach dawnych lat, starych tajemnic.
– Mamo, przecież dziadek już nie żyje. Musimy posprzątać ten bałagan – odpowiedziałam, próbując ukryć drżenie w głosie. Sama nie wiedziałam, dlaczego tak bardzo chcę otworzyć tę skrzynię. Może dlatego, że przez całe życie czułam się jak intruz w tej rodzinie, a dziadek Jan był dla mnie zagadką.
Mama zeszła na dół i stanęła obok mnie. Jej twarz była blada, a oczy czerwone od płaczu. – To nie jest twoja sprawa – szepnęła. – Niektóre rzeczy powinny zostać zamknięte na zawsze.
Ale ja już wiedziałam, że nie odpuszczę. Znalazłam stary klucz w szufladzie dziadka. Drżącymi dłońmi wsunęłam go w kłódkę i przekręciłam. Zamek ustąpił z cichym kliknięciem.
W środku leżały listy, zdjęcia i jakieś dokumenty. Na samym wierzchu – czarno-biała fotografia młodego mężczyzny w mundurze. Dziadek Jan miał wtedy może dwadzieścia lat. Obok niego stała kobieta o ciemnych włosach i smutnych oczach. Nie była to babcia Zofia.
– Kim ona jest? – zapytałam, pokazując zdjęcie mamie.
Mama odwróciła wzrok. – To… to nie twoja sprawa – powtórzyła, ale jej głos był już słabszy.
Zaczęłam czytać listy. Były pisane pięknym, równym pismem. „Kochany Janku…” – zaczynał każdy z nich. Kobieta ze zdjęcia miała na imię Helena. Pisała o wojnie, o strachu przed przyszłością, o miłości, która miała przetrwać wszystko. W jednym z listów prosiła dziadka, żeby wrócił do niej po wojnie.
Serce mi waliło. Przecież babcia Zofia zawsze mówiła, że poznała dziadka dopiero po wojnie. Czy to możliwe, że miał inną kobietę? Że kochał kogoś innego?
Wśród dokumentów znalazłam akt urodzenia dziecka – Anna Kowalska, córka Jana Nowaka i Heleny Kowalskiej. Data: 1946 rok.
– Mamo… – głos mi się załamał. – Dziadek miał inne dziecko?
Mama usiadła na schodach i ukryła twarz w dłoniach. Przez chwilę milczała, a potem zaczęła mówić cicho, jakby opowiadała bajkę, której sama nie chciała słuchać.
– Twój dziadek nigdy nie pogodził się z tym, co się stało po wojnie. Helena zginęła podczas przesiedleń. Ich córka… Anna… została oddana do sierocińca. Dziadek próbował ją odnaleźć przez lata, ale bez skutku. Kiedy poznał twoją babcię Zofię, obiecał sobie, że zacznie wszystko od nowa. Ale nigdy nie przestał szukać Anny.
Poczułam się tak, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg. Całe moje dzieciństwo – surowość dziadka, jego milczenie przy stole, wieczne patrzenie przez okno – nagle nabrało sensu.
– Dlaczego nikt mi o tym nie powiedział? – zapytałam z żalem.
– Bo to bolało wszystkich – odpowiedziała mama. – Babcia nie chciała o tym słyszeć. Dziadek zamknął się w sobie. A ja… byłam za mała, żeby coś rozumieć.
Przez kolejne dni nie mogłam przestać myśleć o Annie. Czy żyje? Czy wie, kim był jej ojciec? Czy ma rodzinę? Zaczęłam szukać informacji w internecie, przeglądać archiwa i fora dla osób poszukujących krewnych.
Pewnego wieczoru zadzwonił telefon. Głos po drugiej stronie był cichy i niepewny.
– Czy rozmawiam z Martą Nowak? – zapytała kobieta.
– Tak… kim pani jest?
– Nazywam się Anna Kowalska. Znalazłam pani ogłoszenie w internecie… Szukam informacji o moim ojcu. Wiem tylko tyle, że miał na imię Jan Nowak i był żołnierzem…
Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.
– Anna… myślę, że jesteśmy rodziną.
Spotkałyśmy się kilka dni później w małej kawiarni na Pradze. Anna była starsza ode mnie o trzydzieści lat, miała łagodne oczy i uśmiech pełen smutku.
– Przez całe życie czułam się niechciana – powiedziała cicho. – Wychowałam się w domu dziecka. Nikt nigdy nie powiedział mi prawdy o moich rodzicach.
Pokazałam jej zdjęcia i listy dziadka. Płakałyśmy obie.
Kiedy wróciłam do domu i opowiedziałam wszystko mamie i babci Zofii, wybuchł prawdziwy rodzinny dramat. Babcia nie chciała słyszeć o Annie.
– To nie jest moja rodzina! – krzyczała przez łzy. – Twój dziadek był moim mężem! Po co rozdrapujesz stare rany?
Mama próbowała ją uspokoić, ale atmosfera w domu stała się ciężka jak nigdy dotąd.
Przez kolejne tygodnie rodzina była podzielona. Jedni chcieli poznać Annę i dać jej miejsce przy stole; inni uważali ją za obcą osobę, która przyszła tylko po to, by odebrać nam spokój.
Ja sama czułam się rozdarta między lojalnością wobec babci a współczuciem dla Anny.
Pewnego dnia Anna zadzwoniła do mnie z płaczem.
– Marta… ja chyba nie powinnam była wracać do tej przeszłości… Może lepiej było niczego nie wiedzieć?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
Dziś minął rok od śmierci dziadka Jana. Anna czasem przychodzi na grób ojca i zostawia białe róże. Babcia już się z tym pogodziła – choć nigdy nie powiedziała tego głośno.
A ja? Wciąż zastanawiam się nad tym wszystkim.
Czy lepiej znać całą prawdę o swojej rodzinie – nawet jeśli boli? Czy są tajemnice, które powinny zostać zamknięte na zawsze?
Może Wy mi powiecie: czy warto rozdrapywać stare rany dla prawdy?