Były zięć żąda połowy mieszkania mojej córki po rozwodzie – czy naprawdę zasługuje na to, co nasze?

– Nie rozumiesz, to nie jest tylko wasze mieszkanie! – krzyczał Paweł, stojąc w progu salonu, w którym jeszcze niedawno świętowaliśmy jego urodziny. Moja córka, Magda, siedziała skulona na kanapie, a ja czułem, jak narasta we mnie gniew i bezsilność.

Wszystko zaczęło się kilka lat temu, kiedy z żoną postanowiliśmy kupić Magdzie mieszkanie. Chcieliśmy, żeby miała dobry start w życiu, żeby nie musiała martwić się kredytem czy wynajmem. Paweł był wtedy jej narzeczonym – wydawał się odpowiedzialny, pracowity, pełen szacunku. Nigdy nie przypuszczałem, że kiedyś będę patrzył na niego jak na wroga.

Pamiętam dzień przeprowadzki. Magda płakała ze szczęścia, a Paweł dziękował nam z uśmiechem. – Obiecuję, że zadbam o Magdę i o to miejsce – mówił wtedy. Wierzyłem mu. Przez pierwsze lata wszystko układało się dobrze. Pomagali sobie nawzajem, remontowali mieszkanie – Paweł rzeczywiście dużo robił własnymi rękami: malował ściany, wymieniał podłogi, nawet sam zamontował kuchnię. Byłem z niego dumny.

Ale potem coś zaczęło się psuć. Coraz częściej słyszałem podniesione głosy zza drzwi ich mieszkania. Magda przychodziła do nas smutna, zamyślona. – Tato, Paweł się zmienił – mówiła cicho. – Ciągle jest niezadowolony, wszystko mu przeszkadza. Próbuję z nim rozmawiać, ale on tylko się zamyka albo wybucha.

Nie chciałem się wtrącać. Wierzyłem, że młodzi sami sobie poradzą. Ale kiedy Magda przyszła do nas z walizką i łzami w oczach, wiedziałem już, że to koniec. Rozwód był trudny i bolesny dla wszystkich.

Myślałem, że najgorsze już za nami. Że teraz Magda będzie mogła zacząć od nowa. Ale wtedy Paweł przyszedł z żądaniem: chce połowy mieszkania. Twierdzi, że skoro finansował remonty i wkładał w nie swoją pracę oraz pieniądze, należy mu się udział w nieruchomości.

– To nie jest sprawiedliwe! – wybuchła Magda podczas jednej z rozmów. – Mieszkanie kupili moi rodzice! Ty tylko pomagałeś przy remoncie!

Paweł nie ustępował. – Bez moich pieniędzy i pracy to miejsce wyglądałoby jak ruina! Mam prawo do połowy!

Zaczęły się groźby sądowe, pisma od prawników. Z żoną nie mogliśmy spać po nocach. Przeglądaliśmy umowy, szukaliśmy dowodów na to, że mieszkanie należy wyłącznie do Magdy. Przypominałem sobie każdą złotówkę wydaną na zakup i wyposażenie tego miejsca.

W rodzinie zawrzało. Moja siostra twierdziła, że powinniśmy byli spisać umowę darowizny z wyłączeniem wspólności majątkowej. Teść Pawła dzwonił do mnie z pretensjami: – Przecież to uczciwy chłopak! Zawsze ciężko pracował! Dlaczego chcecie go okraść?

Czułem się osaczony. Z jednej strony chciałem chronić córkę i nasze wspólne dobro. Z drugiej – miałem w głowie obraz Pawła sprzed lat: młodego chłopaka pełnego marzeń i wdzięczności.

W końcu sprawa trafiła do sądu. Siedziałem na sali rozpraw obok Magdy i patrzyłem na Pawła po drugiej stronie sali. Jego twarz była zimna, obca. Sędzia zadawał pytania o faktury za materiały budowlane, o przelewy na konto Magdy, o to, kto podejmował decyzje dotyczące remontu.

– Czy uważa pan, że praca własna przy remoncie uprawnia pana do udziału w nieruchomości? – zapytała sędzia.

Paweł milczał przez chwilę. – Tak – odpowiedział w końcu twardo. – Poświęciłem temu mieszkaniu kilka lat życia.

Magda płakała cicho obok mnie. Chciałem ją przytulić, powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale sam nie byłem tego pewien.

Po kilku tygodniach zapadł wyrok: mieszkanie pozostaje własnością Magdy, ale Paweł ma prawo domagać się zwrotu części nakładów poniesionych na remonty – pod warunkiem udokumentowania wydatków.

Wyszliśmy z sądu zmęczeni i rozbici. Magda była wdzięczna za wsparcie, ale widziałem w jej oczach cień dawnej radości.

Dziś siedzę wieczorem przy kuchennym stole i zastanawiam się nad tym wszystkim. Czy naprawdę można przewidzieć ludzkie zachowania? Czy można zabezpieczyć rodzinę przed chciwością i rozczarowaniem? A może po prostu trzeba nauczyć się wybaczać i iść dalej?

Czy ktoś z was był kiedyś w podobnej sytuacji? Jak poradziliście sobie z konfliktem między tym, co sprawiedliwe a tym, co rodzinne?