Miłość, która dzieli: Ostatnia wola mojej matki i rozpad rodziny

– Nie zgadzam się, mamo! – krzyknęłam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – To nie jest sprawiedliwe!

Matka spojrzała na mnie chłodno, z tym swoim nieprzeniknionym wyrazem twarzy, który pamiętam jeszcze z dzieciństwa. – To moja decyzja, Aniu. Ty nie rozumiesz, co jest najlepsze dla tej rodziny.

Zacisnęłam pięści. W pokoju unosił się zapach starego drewna i herbaty z malinami, którą zawsze parzyła na takie rozmowy. Ale dziś nawet ten zapach wydawał się gorzki.

Mój brat, Tomek, zginął nagle – samochód, śliska droga, zima. Zostawił po sobie żonę, Kasię, i dwójkę malutkich dzieci: Jasia i Zosię. Mieszkali u naszej matki w starym domu na obrzeżach Radomia. Po pogrzebie wszystko się zmieniło.

Pamiętam ten dzień jak przez mgłę. Kasia siedziała skulona w kącie salonu, trzymając Zosię na kolanach. Jaś bawił się klockami pod stołem. Matka weszła do pokoju i bez żadnych wstępów powiedziała:

– Kasiu, musisz znaleźć sobie mieszkanie. Ten dom należy do moich wnuków – do dzieci Tomka. Ale tylko do nich.

Kasia spojrzała na nią z niedowierzaniem. – Ale… gdzie ja pójdę? Nie mam pracy, nie mam rodziny w Radomiu…

Matka wzruszyła ramionami. – To nie mój problem. Ja już swoje zrobiłam.

Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to dopiero początek rodzinnej tragedii.

Kilka miesięcy później matka wezwała mnie do siebie. Siedziała przy kuchennym stole z notariuszem i grubą teczką dokumentów.

– Chcę przepisać dom na Jasia i Zosię – powiedziała stanowczo. – Ty i twoje dzieci nic nie dostaniecie.

Zatkało mnie. – Jak to? Dlaczego? Przecież jesteśmy rodziną!

Matka spojrzała na mnie z pogardą. – Ty masz męża, mieszkanie w Warszawie, dobrze zarabiasz. Tomek był moim ukochanym synem. Jego dzieci muszą mieć zabezpieczenie.

– A moje dzieci? Twoje wnuki? – głos mi się załamał.

– One mają ciebie. Ja muszę zadbać o tych, którzy zostali sami.

Wyszłam wtedy trzaskając drzwiami. Przez kilka dni nie mogłam spać. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem gorsza? Czy moje dzieci są mniej warte?

Mój mąż próbował mnie pocieszać:

– Aniu, nie przejmuj się. Poradzimy sobie bez tego domu.

Ale to nie chodziło o pieniądze czy majątek. Chodziło o sprawiedliwość. O to, że moja matka jednym ruchem przekreśliła mnie i moją rodzinę.

Zaczęły się plotki w rodzinie. Ciotka Basia zadzwoniła do mnie po tygodniu:

– Słyszałam, że twoja matka wszystko oddaje dzieciom Tomka. To straszne! Przecież twoje dzieci też są jej wnukami!

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć.

Kasia wyprowadziła się po kilku miesiącach do wynajmowanego mieszkania na drugim końcu miasta. Dzieci widywały babcię coraz rzadziej – matka była dla nich chłodna, zamknięta w sobie. Ja przestałam przyjeżdżać do domu rodzinnego.

W święta Bożego Narodzenia spotkaliśmy się wszyscy u ciotki Basi. Atmosfera była napięta jak struna.

– Mamo, czy naprawdę nie widzisz, co robisz tej rodzinie? – zapytałam cicho przy stole.

Matka spojrzała na mnie z wyrzutem. – Robię to, co uważam za słuszne.

Wtedy odezwał się mój syn, Michałek:

– Babciu, dlaczego nie możemy przyjechać do ciebie?

Matka spuściła wzrok i przez chwilę wydawało mi się, że zobaczyłam w jej oczach cień żalu. Ale zaraz znów stała się twarda jak skała.

Po świętach zadzwoniła do mnie Kasia:

– Aniu, ja już nie mam siły walczyć. Twoja mama traktuje mnie jak powietrze. Dzieci pytają, dlaczego babcia ich nie kocha.

Usiadłam na łóżku i rozpłakałam się jak dziecko.

Przez kolejne lata dom stał pusty. Matka zamknęła się w sobie, coraz rzadziej wychodziła do ludzi. Ja próbowałam ułożyć sobie życie w Warszawie, ale rana po tej niesprawiedliwości nigdy się nie zagoiła.

Gdy matka zachorowała, zadzwoniła do mnie po raz pierwszy od lat:

– Aniu… czy możesz przyjechać?

Pojechałam. Siedziałyśmy razem w jej sypialni, gdzie kiedyś czytała mi bajki na dobranoc.

– Czy żałujesz swojej decyzji? – zapytałam cicho.

Spojrzała na mnie długo, a potem odwróciła wzrok.

– Nie wiem… Może powinnam była inaczej to rozegrać. Ale wtedy wydawało mi się to słuszne.

Pocałowałam ją w czoło i wyszłam z pokoju ze łzami w oczach.

Po jej śmierci dom przeszedł na Jasia i Zosię zgodnie z testamentem. Ale rodzina już nigdy nie była taka sama.

Czasem patrzę na zdjęcia z dzieciństwa i zastanawiam się: czy jedna decyzja naprawdę może zniszczyć wszystko? Czy można wybaczyć matce taką niesprawiedliwość?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?