Jak niesprawiedliwy spadek prawie rozbił naszą rodzinę – i jak odnaleźliśmy siebie na nowo
– Nie wierzę, że to zrobiłaś, mamo! – głos mojego męża, Pawła, drżał od gniewu, gdy czytał testament przy kuchennym stole. Siedziałam obok niego, ściskając dłonie tak mocno, że aż zbielały mi knykcie. W powietrzu unosił się zapach kawy i świeżo upieczonego sernika, ale nikt nie miał ochoty na jedzenie.
Sofija, moja teściowa, patrzyła przez okno na ogród, jakby nie słyszała słów syna. Jej twarz była kamienna. Obok niej siedział młodszy brat Pawła – Tomek – z miną niewiniątka, ale w oczach błyszczało mu coś triumfalnego. To właśnie jemu przypadł cały dom i działka pod Warszawą. Paweł dostał… list. List z podziękowaniem za wszystko i życzeniem szczęścia.
– To twoja decyzja? – Paweł próbował jeszcze raz, głos mu się łamał. – Po tym wszystkim?
Sofija milczała. W końcu westchnęła ciężko i powiedziała:
– Tomek zawsze był bliżej. Ty wyjechałeś do miasta, rzadko dzwoniłeś. On tu był, pomagał mi.
Poczułam, jak w Pawle coś pęka. Zawsze był dumny z tego, że wywalczył sobie miejsce w Warszawie, że zapewnił nam lepsze życie niż to na wsi. Ale nigdy nie przestał kochać matki. Dla niej wracał na każde święta, remontował dach, naprawiał płot. A teraz… został z niczym.
Przez kolejne tygodnie w naszym domu panowała cisza. Paweł zamknął się w sobie. Przestał odbierać telefony od Tomka i matki. Ja próbowałam rozmawiać z nim wieczorami, ale on tylko kiwał głową i patrzył w telewizor.
– Może powinniśmy po prostu to zostawić? – zaproponowałam pewnego dnia. – To tylko dom.
– To nie chodzi o dom – odpowiedział cicho. – Chodzi o to, że ona wybrała Tomka. Jakby mnie nigdy nie było.
Wiedziałam, że muszę coś zrobić. Nie mogłam patrzeć, jak mój mąż gaśnie z dnia na dzień. Postanowiłam pojechać do Sofii sama.
Zastałam ją w ogrodzie, plewiąc grządki. Usiadłam obok niej na ławce.
– Pani Sofio… – zaczęłam niepewnie. – Paweł bardzo cierpi.
Spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
– On zawsze był silny. Poradzi sobie.
– Ale czy pani naprawdę uważa, że Tomek bardziej zasłużył? Przecież Paweł też tu był, tylko inaczej.
Sofija spuściła głowę.
– Nie wiem już sama… Bałam się zostać sama na starość. Tomek obiecał, że zostanie ze mną.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Wiedziałam już, że to nie tylko kwestia pieniędzy czy domu – to strach przed samotnością i żal za straconym czasem.
Tymczasem Tomek zaczął urządzać się w domu matki jak u siebie. Przysyłał Pawłowi zdjęcia remontów, nowych mebli. Jakby chciał mu udowodnić, kto tu teraz rządzi.
Pewnego wieczoru Paweł wrócił do domu późno i usiadł przy stole bez słowa.
– Muszę z nim pogadać – powiedział nagle. – Z Tomkiem. I z mamą też.
Nie spałam tej nocy prawie wcale. Bałam się tej rozmowy bardziej niż on sam.
Spotkali się w niedzielę po południu. Ja zostałam w samochodzie pod domem Sofii, modląc się w duchu o cud.
Po godzinie wyszedł Paweł z Tomkiem. Obaj mieli czerwone oczy i zaciśnięte szczęki.
– I co? – zapytałam cicho.
– Powiedziałem mu wszystko – odpowiedział Paweł. – Że czuję się zdradzony. Że matka nas poróżniła przez swoją decyzję. Że nie chcę już walczyć o dom, ale chcę odzyskać brata.
Tomek podszedł do mnie niepewnie.
– Przepraszam cię, Aniu… Nigdy nie chciałem cię zranić. Ani Pawła.
Wtedy zobaczyłam łzy w jego oczach i zrozumiałam, że on też jest ofiarą tej sytuacji. Chciał być blisko matki, ale nie chciał stracić brata.
W kolejnych tygodniach zaczęliśmy powoli odbudowywać relacje. Spotykaliśmy się na kawie, rozmawialiśmy o wszystkim poza spadkiem. Sofija coraz częściej dzwoniła do Pawła, pytała o wnuki.
Pewnego dnia zadzwoniła do mnie sama.
– Aniu… Czy moglibyście przyjechać na niedzielny obiad? Chciałabym was wszystkich zobaczyć razem.
Zgodziłam się bez wahania.
Przy stole było trochę sztywno na początku, ale dzieci szybko przełamały lody śmiechem i zabawą. Sofija patrzyła na nas ze łzami w oczach.
– Przepraszam was wszystkich – powiedziała nagle drżącym głosem. – Chciałam dobrze… Ale chyba popełniłam błąd.
Paweł ujął jej dłoń.
– Mamo, najważniejsze jest to, że jesteśmy razem.
Nie odzyskaliśmy domu ani majątku. Ale odzyskaliśmy siebie nawzajem.
Czasem myślę: czy warto było tyle cierpieć przez rzeczy materialne? Czy rodzina naprawdę jest silniejsza niż pieniądze? Może każdy z nas musi sam znaleźć odpowiedź na to pytanie.