„O nie, twoja mama z nami mieszkać nie będzie” — postawiłam mężowi ultimatum
– Och nie, Tomek, twoja mama z nami mieszkać nie będzie! – powiedziałam to głośniej, niż zamierzałam, a echo moich słów odbiło się od ścian naszego małego salonu. Tomek spojrzał na mnie z niedowierzaniem, jakby nie rozumiał, co właśnie usłyszał. W jego oczach zobaczyłam ból, ale też coś jeszcze – cień gniewu.
Była sobota wieczór, a za oknem padał deszcz. Siedzieliśmy przy stole, na którym stały dwie niedopite herbaty i talerz z niedojedzonym ciastem drożdżowym. Nasze życie w tym małym miasteczku pod Poznaniem zawsze wydawało mi się spokojne, niemal sielankowe. Ale od kilku tygodni czułam narastające napięcie. Wszystko zaczęło się, gdy teściowa – pani Halina – złamała nogę i nie mogła już mieszkać sama. Tomek od razu zaproponował, że zamieszka z nami. Ja… ja poczułam, jakby ktoś zabrał mi powietrze.
– Kasia, przecież to moja mama – powiedział cicho Tomek, patrząc na mnie błagalnie. – Ona nie ma nikogo poza nami.
– A ja? – zapytałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – Ja też jestem twoją rodziną. Nasze życie… nasze plany…
Tomek spuścił wzrok. Wiedziałam, że jest rozdarty. Zawsze był dobrym synem, ale czy to znaczy, że mam poświęcić siebie? Nasze małżeństwo?
Pani Halina nigdy mnie nie lubiła. Od początku dawała mi do zrozumienia, że nie jestem wystarczająco dobra dla jej syna. Krytykowała wszystko: mój sposób gotowania, sprzątania, nawet to, jak wychowuję naszą córkę Zosię. Każda wizyta kończyła się moim płaczem w łazience. A teraz miałaby być tu codziennie?
– Tomek, ja tego nie wytrzymam – powiedziałam drżącym głosem. – Jeśli twoja mama tu zamieszka… ja odejdę.
W pokoju zapadła cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Tomek patrzył na mnie długo, jakby próbował znaleźć w mojej twarzy cień żartu. Ale ja byłam śmiertelnie poważna.
Następnego dnia obudziłam się wcześnie. Zosia jeszcze spała, a Tomek siedział w kuchni z kubkiem kawy. Wyglądał na starszego o dziesięć lat.
– Rozmawiałem z mamą – powiedział bez emocji. – Powiedziała, że nie chce być ciężarem.
Poczułam ulgę i… wstyd. Czy naprawdę byłam gotowa rozbić rodzinę przez teściową? Ale potem przypomniałam sobie wszystkie te lata upokorzeń i łez.
Tomek był milczący przez cały dzień. Zosia wyczuwała napięcie i tuliła się do mnie częściej niż zwykle.
Wieczorem zadzwoniła pani Halina.
– Kasiu – zaczęła chłodno – wiem, że mnie nie chcesz u siebie. Ale pamiętaj: karma wraca.
Zamarłam. Nie odpowiedziałam nic, tylko odłożyłam słuchawkę. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok, myśląc o tym, co zrobiłam.
Następne dni były pełne ciszy i niedopowiedzeń. Tomek wracał późno z pracy, unikał rozmów. Ja starałam się być dobrą matką dla Zosi i udawać przed sąsiadkami, że wszystko jest w porządku.
Ale nie było.
Pewnego dnia Zosia zapytała:
– Mamo, dlaczego babcia już do nas nie przychodzi?
Zatkało mnie. Jak wytłumaczyć pięciolatce skomplikowane relacje dorosłych?
– Babcia musi odpoczywać w swoim domu – odpowiedziałam wymijająco.
Ale Zosia była smutna przez cały dzień.
Wieczorem Tomek przyszedł do mnie do sypialni.
– Kasia… ja rozumiem twoje obawy. Ale czy naprawdę nie możemy spróbować? Przecież to tylko na kilka miesięcy…
Poczułam złość i bezsilność jednocześnie.
– Tomek, ja przez te kilka miesięcy stracę siebie! Twoja mama nigdy mnie nie zaakceptuje! Każdego dnia będę czuła się jak intruz we własnym domu!
Tomek westchnął ciężko.
– A ja? Mam wybierać między tobą a mamą?
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że to pytanie nie ma dobrej odpowiedzi.
Minęły kolejne tygodnie. Pani Halina znalazła miejsce w domu opieki na obrzeżach miasta. Tomek odwiedzał ją codziennie po pracy. Ja czułam się winna i samotna jak nigdy wcześniej.
W końcu przyszedł dzień, kiedy musieliśmy porozmawiać szczerze.
– Kasia – zaczął Tomek – ja cię kocham. Ale czuję się rozdarty. Moja mama jest sama… a ty jesteś nieszczęśliwa.
Popłakałam się wtedy pierwszy raz od dawna przy nim.
– Tomek… ja też cię kocham. Ale nie potrafię żyć pod jednym dachem z twoją mamą. Próbowałam… naprawdę próbowałam ją zaakceptować. Ale ona nigdy nie zaakceptowała mnie.
Przytulił mnie mocno.
– Może potrzebujemy czasu…
Może rzeczywiście czas jest jedynym lekarstwem na takie rany? Czy można być szczęśliwym w małżeństwie, jeśli jedna osoba zawsze musi ustępować? Czy lojalność wobec rodziny oznacza poświęcenie własnego szczęścia?
Czasami zastanawiam się: czy byłam egoistką? Czy miałam prawo postawić ultimatum? A może to właśnie miłość do siebie samej uratowała mnie przed utratą wszystkiego?