Teściowe z piekła rodem – kiedy rodzina staje się polem bitwy
— Kasia, dzisiaj dzwoniła mama — głos Marka rozciął ciszę kuchni, w której przewracałam właśnie pierogi na patelni. Zamarłam na chwilę, czując, jak napięcie ściska mi gardło. — Mówi, że nie pozwalasz jej widywać się z wnukiem.
Odwróciłam się powoli, patrząc na męża. — Narzekała? — zapytałam, choć znałam odpowiedź. — No tak. Twierdzi, że ciągle ją odtrącasz i nie chcesz, żeby była częścią naszego życia. — Marek westchnął ciężko, jakby już miał dość tej rozmowy, zanim jeszcze się zaczęła.
Wiedziałam, że to nie pierwszy raz. Od kiedy urodził się nasz syn, Kuba, teściowa stała się cieniem w naszym domu. Zawsze wiedziała lepiej: jak karmić dziecko, jak je ubierać, jak wychowywać. Każda moja decyzja była podważana. Każdy mój błąd — wyolbrzymiany.
— Marek, ona przychodzi bez zapowiedzi, krytykuje wszystko, co robię. Ostatnio powiedziała mi wprost: „Nie jesteś matką, tylko katastrofą!” — głos mi zadrżał. — Jak mam pozwolić jej być blisko Kuby, skoro mnie traktuje jak wroga?
Marek spuścił wzrok. — Wiesz, jaka jest mama…
— Wiem! — przerwałam mu ostro. — I właśnie dlatego musimy coś z tym zrobić.
Tego wieczoru długo nie mogłam zasnąć. W głowie słyszałam słowa teściowej: „Za moich czasów dzieci były grzeczne, bo miały matki z charakterem. Ty tylko płaczesz i narzekasz!” Przypominałam sobie jej spojrzenie pełne pogardy, gdy próbowałam uspokoić płaczącego Kubę. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Następnego dnia teściowa przyszła bez zapowiedzi. Weszła do kuchni, nawet nie zdejmując płaszcza.
— Co to za bałagan? — rzuciła na powitanie. — Dziecko biega w piżamie o tej godzinie? Kasia, ty naprawdę nie masz pojęcia o wychowaniu!
Zacisnęłam pięści. Kuba schował się za moimi nogami.
— Proszę cię, nie mów tak przy Kubie — powiedziałam cicho.
— A co? Prawdy nie zniesie? — prychnęła teściowa. — Ty go tylko rozpuszczasz! Za dużo czułości, za mało dyscypliny!
Chciałam krzyczeć. Chciałam ją wyrzucić za drzwi. Ale wiedziałam, że Marek znów stanie po jej stronie.
Wieczorem próbowałam z nim rozmawiać.
— Marek, ona mnie niszczy psychicznie! Nie mogę już tego wytrzymać!
— Przesadzasz…
— Nie! Ty nie widzisz tego, bo to twoja matka! Ale ja tu jestem codziennie sama z nią i z Kubą! Ona mnie upokarza na każdym kroku!
Marek milczał długo. W końcu wyszedł z pokoju bez słowa.
Zaczęłam mieć koszmary. Bałam się każdego dzwonka do drzwi. Czułam się coraz bardziej samotna i bezradna. Moja własna matka mieszkała daleko i nie mogła mi pomóc. Przyjaciółki miały swoje życie i swoje problemy.
Pewnego dnia teściowa przyszła znowu. Tym razem przyniosła ze sobą stare ubranka po Marku.
— Ubierz Kubę w to, przynajmniej będzie wyglądał jak człowiek — powiedziała z przekąsem.
Nie wytrzymałam.
— Proszę pani, to jest mój dom i moje dziecko! Jeśli nie potrafi pani mnie szanować, proszę więcej nie przychodzić!
Teściowa spojrzała na mnie z nienawiścią.
— Ty niewdzięczna dziewucho! To ja ci pomagam! Gdyby nie ja, Marek dawno by cię zostawił!
Zamknęłam oczy i poczułam łzy napływające do oczu.
— Proszę wyjść — wyszeptałam.
Teściowa trzasnęła drzwiami tak mocno, że Kuba się rozpłakał.
Wieczorem Marek wrócił do domu wściekły.
— Co ty sobie wyobrażasz?! To moja matka!
— A ja jestem twoją żoną! — krzyknęłam przez łzy. — Czy naprawdę muszę wybierać między tobą a spokojem w naszym domu?
Przez kilka dni panowała cisza. Marek spał na kanapie. Ja unikałam jego wzroku. Kuba był niespokojny i płaczliwy.
W końcu zadzwoniła moja mama.
— Kasiu, musisz postawić granice. Jeśli Marek cię nie wspiera, zastanów się, czy chcesz tak żyć całe życie.
Te słowa bolały. Ale wiedziałam, że są prawdziwe.
Zebrałam się na odwagę i zaproponowałam Markowi terapię dla par.
— Nie jestem wariatem! — oburzył się. — To ty masz problem!
Poczułam się upokorzona jeszcze bardziej niż wcześniej.
Zaczęłam myśleć o rozwodzie. O tym, jak wyglądałoby moje życie bez Marka i jego matki w tle każdego dnia. Bałam się samotności, ale jeszcze bardziej bałam się utraty siebie.
Pewnego wieczoru usiadłam przy stole z Markiem.
— Albo coś zmienimy razem, albo odejdę — powiedziałam spokojnie. — Nie pozwolę już nikomu mnie niszczyć.
Marek patrzył na mnie długo w milczeniu. W końcu skinął głową.
Zaczęliśmy terapię. Było ciężko. Były łzy i krzyki. Ale po raz pierwszy od dawna poczułam nadzieję.
Teściowa przestała przychodzić codziennie. Marek zaczął mnie słuchać. Zaczęliśmy budować nasze życie od nowa – powoli i ostrożnie.
Czasem zastanawiam się: ile kobiet w Polsce przeżywa to samo co ja? Ile z nas boi się postawić granice? Czy naprawdę musimy wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Czy można kochać i jednocześnie walczyć o siebie?