Cisza po burzy: Historia o matce, której nie potrafię wybaczyć
– Znowu siedzisz w tym kącie jak mysz pod miotłą? – głos matki przeszył ciszę mieszkania, a ja mimowolnie się wzdrygnęłam. Miała wtedy jeszcze siłę krzyczeć. Dziś leży bezwładnie na łóżku, a ja patrzę na nią z dystansem, którego nie rozumie nikt poza mną. Moja matka jest ciężko chora. Lekarze mówią, że to kwestia miesięcy. Sąsiadki z bloku szepczą pod drzwiami, że to wielka tragedia. Ale ja nie czuję nic. Absolutnie nic.
Wiem, jak to brzmi. Wiem, że powinnam być przy niej, trzymać ją za rękę, wybaczyć wszystko, bo „matka to matka”. Ale czy naprawdę każda matka zasługuje na wybaczenie? Czy każda matka zasługuje na łzy swojego dziecka?
Jadwiga mieszka piętro wyżej. Zawsze była dla wszystkich życzliwa – przynosiła ciasto na święta, pomagała nosić zakupy, a dzieciom rozdawała cukierki. Gdy moja matka zachorowała, Jadwiga zaczęła przychodzić do nas niemal codziennie. Gotowała rosół, zmieniała pościel, rozmawiała z mamą o dawnych czasach. Czasem zostawała dłużej, żebym mogła wyjść na spacer albo po prostu odpocząć od tego wszystkiego. Patrzyłam na nią z wdzięcznością, ale i z zazdrością – dlaczego ona potrafi być taka dobra?
Pamiętam dzieciństwo jak przez mgłę. Krzyki, trzaskanie drzwiami, wieczne pretensje. „Jesteś do niczego”, „Po co cię w ogóle urodziłam?”, „Znowu mnie zawiodłaś”. Te słowa wbijały się we mnie jak szpilki. Ojciec odszedł, gdy miałam siedem lat – nie wytrzymał tej atmosfery. Ja zostałam. Zawsze miałam nadzieję, że mama się zmieni, że kiedyś mnie przytuli i powie: „Przepraszam”. Nigdy tego nie zrobiła.
Teraz leży w łóżku, wychudzona i słaba. Czasem patrzy na mnie tymi samymi oczami, które kiedyś były pełne gniewu. Teraz są puste. Czasem mam wrażenie, że chce coś powiedzieć – może przeprosić? Ale milczy.
Jadwiga często próbuje mnie przekonać:
– Wiesz, twoja mama nie miała łatwego życia. Może dlatego była taka surowa…
Patrzę na nią i nie wiem, co odpowiedzieć. Czy trudne życie usprawiedliwia wszystko? Czy to znaczy, że ja też mogę być okrutna dla innych?
Ostatnio przyszedł do nas ksiądz z parafii. Przyniósł opłatek i zaproponował modlitwę.
– Pani Anno – zwrócił się do mnie – może warto spróbować przebaczyć? To przynosi ulgę.
Uśmiechnęłam się uprzejmie i skinęłam głową, ale w środku czułam tylko pustkę.
Wieczorami siadam w kuchni i słucham ciszy. Czasem myślę o tym, jak wyglądałoby moje życie, gdyby mama była inna. Może miałabym własną rodzinę? Może umiałabym kochać? Zamiast tego boję się bliskości i uciekam przed każdym, kto próbuje się do mnie zbliżyć.
Pewnego dnia Jadwiga przyszła wcześniej niż zwykle. Zastała mnie płaczącą przy stole.
– Aniu…
Nie chciałam rozmawiać, ale ona usiadła obok i położyła mi dłoń na ramieniu.
– Wiem, że ci ciężko. Ale czasem warto spróbować porozmawiać z matką. Nawet jeśli to już ostatnia chwila.
Spojrzałam na nią przez łzy.
– A jeśli nie potrafię? Jeśli nie chcę?
Jadwiga westchnęła ciężko.
– To też jest odpowiedź.
W nocy usłyszałam cichy szept z pokoju mamy:
– Aniu…
Podeszłam do drzwi i zobaczyłam ją skuloną pod kołdrą.
– Chcesz czegoś? – zapytałam chłodno.
Spojrzała na mnie błagalnie.
– Przepraszam…
To jedno słowo zawisło w powietrzu jak dym po pożarze. Nie odpowiedziałam. Po prostu wyszłam.
Następnego dnia Jadwiga zapytała:
– I co teraz zrobisz?
Nie wiedziałam. Może powinnam jej wybaczyć? Może powinnam się nią zaopiekować? Ale czy to byłoby szczere?
Czas płynie powoli. Mama gaśnie z każdym dniem. Ja nadal nie czuję nic poza zmęczeniem i ulgą, że to wszystko wkrótce się skończy. Czasem myślę o tym, czy jestem złą córką. Czy mam prawo do tych uczuć? Czy to ja powinnam teraz prosić o przebaczenie – sobie samej?
Może kiedyś będę umiała spojrzeć na to wszystko inaczej. Może kiedyś poczuję żal albo smutek. Na razie czuję tylko pustkę.
Czy można nauczyć się kochać kogoś, kto nigdy nie okazał ci miłości? Czy wybaczenie jest obowiązkiem czy wyborem? Czasem zastanawiam się, czy inni też tak mają…