Mama nie chce oddać mi mieszkania po babci – czy rodzina może być największym wrogiem?
– Mamo, proszę cię, porozmawiajmy spokojnie. To mieszkanie należało do babci, a ona chciała, żebym tam zamieszkała – mój głos drżał, a w gardle czułam narastającą gulę. Stałyśmy naprzeciwko siebie w kuchni, gdzie jeszcze dwa lata temu babcia piekła dla nas szarlotkę. Teraz między nami była tylko cisza i nieprzejednana złość.
Mama spojrzała na mnie zimno, jakbyśmy były sobie obce. – To nie jest takie proste, Marto. Ty nic nie rozumiesz. Ja też mam prawo do tego mieszkania. Poza tym… – zawahała się, jakby chciała coś dodać, ale ugryzła się w język.
Od śmierci babci minęły już dwa lata, a ja wciąż nie mogłam zamieszkać w odziedziczonym po niej mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Każda rozmowa z mamą kończyła się kłótnią, a ja czułam się coraz bardziej bezradna i zdradzona. Miałam wrażenie, że walczę nie tylko o dach nad głową, ale też o resztki naszej relacji.
Pamiętam dzień pogrzebu babci. Stałyśmy wtedy razem przy grobie, trzymałyśmy się za ręce i obiecałyśmy sobie, że będziemy się wspierać. Babcia była dla mnie wszystkim – nauczyła mnie piec pierogi, pokazała, jak radzić sobie z życiem i zawsze powtarzała: „Marto, pamiętaj, rodzina jest najważniejsza”.
Po jej śmierci wszystko się zmieniło. Mama zamknęła się w sobie, a ja próbowałam zrozumieć jej żal. Ale kiedy przyszło do sprawy spadkowej, okazało się, że babcia zapisała mieszkanie wyłącznie mnie. Mama była wściekła. – To niesprawiedliwe! – krzyczała wtedy. – Poświęciłam jej całe życie, a ona wszystko oddała tobie?
Przez pierwsze miesiące próbowałam być cierpliwa. Wynajmowałam pokój u znajomych, tłumaczyłam sobie, że mama potrzebuje czasu. Ale czas mijał, a ona nie chciała nawet słyszeć o tym, żebym zamieszkała w mieszkaniu po babci. Zaczęły się oskarżenia: że jestem niewdzięczna, że myślę tylko o sobie, że nie rozumiem jej bólu.
Pewnego wieczoru zadzwoniłam do cioci Basi, siostry mamy. – Basia, ja już nie wiem, co robić… – zaczęłam płacząc do słuchawki. – Mama nie chce mi oddać mieszkania po babci. Każda rozmowa kończy się awanturą.
– Marto, twoja mama zawsze była uparta – westchnęła ciocia. – Ale pamiętaj, to twoje prawo. Babcia chciała ci pomóc wystartować w życiu. Może mama boi się zostać sama? Może czuje się pominięta?
Zaczęłam zastanawiać się nad tymi słowami. Czy naprawdę byłam aż tak ślepa na uczucia mamy? Próbowałam z nią rozmawiać spokojnie, tłumaczyć jej, że to dla mnie szansa na samodzielność. Ale ona tylko powtarzała: – Nie rozumiesz! Ty wszystko dostajesz na gotowe!
W końcu postanowiłam pójść do prawnika. Siedziałam w jego gabinecie z dokumentami w ręku i czułam się jak zdrajczyni. – Ma pani pełne prawo do tego mieszkania – powiedział mecenas Nowak. – Jeśli mama nie chce go wydać dobrowolnie, można wystąpić na drogę sądową.
Wróciłam do domu z ciężkim sercem. Czy naprawdę miałam pozwać własną matkę? Przez kilka dni nie mogłam spać. W głowie słyszałam głos babci: „Rodzina jest najważniejsza”. Ale czy rodzina może być jednocześnie największym wrogiem?
Kiedy powiedziałam mamie o konsultacji z prawnikiem, wybuchła płaczem. – Jak możesz mi to robić? Po tym wszystkim?
– Mamo, ja nie chcę wojny… Chcę tylko zacząć własne życie. To mieszkanie to moja jedyna szansa.
– A ja? Co ze mną? Myślisz tylko o sobie! – krzyczała przez łzy.
Wtedy po raz pierwszy zobaczyłam ją naprawdę bezbronną. Zrozumiałam, że ona boi się samotności bardziej niż czegokolwiek innego. Ale czy to znaczyło, że miałam zrezygnować ze swojego życia?
Przez kolejne tygodnie próbowałyśmy rozmawiać spokojniej. Zaproponowałam mamie, żeby zamieszkała ze mną w mieszkaniu po babci – przynajmniej na jakiś czas. Odmówiła stanowczo.
– To już nie jest mój dom – powiedziała cicho. – Tam wszystko przypomina mi o mamie… Nie dam rady.
Zaczęłam czuć się jak więzień cudzych emocji. Każda decyzja wydawała się zła: jeśli ustąpię, stracę szansę na niezależność; jeśli pójdę do sądu – stracę matkę.
W pracy coraz trudniej było mi się skupić. Znajomi pytali: – Czemu jesteś taka przygaszona? Nie chcesz wyjść na miasto?
Nie miałam siły tłumaczyć im wszystkiego od początku. Czułam się samotna jak nigdy wcześniej.
Pewnej nocy śniła mi się babcia. Siedziałyśmy razem przy kuchennym stole i piłyśmy herbatę z cytryną.
– Marto, musisz być silna – powiedziała łagodnie. – Ale pamiętaj też o sercu swojej mamy.
Obudziłam się zapłakana i przez chwilę miałam ochotę wszystko rzucić: mieszkanie, walkę, nawet rodzinę.
Ale potem pomyślałam: czy naprawdę muszę wybierać między sobą a matką? Czy można kochać rodzinę i jednocześnie walczyć o swoje?
Dziś znów próbuję rozmawiać z mamą bez pretensji i oskarżeń. Czasem wydaje mi się, że jesteśmy już blisko porozumienia… a czasem wszystko wraca do punktu wyjścia.
Nie wiem jeszcze, jak skończy się ta historia. Może kiedyś obie nauczymy się odpuszczać i wybaczać? Może rodzina to nie tylko wsparcie, ale też najtrudniejsze lekcje życia?
Czy naprawdę trzeba wybierać między miłością a własnym szczęściem? Czy można być lojalnym wobec siebie i innych jednocześnie? Czasem myślę: ile jeszcze jestem w stanie poświęcić dla rodziny…