Kiedy miłość staje się zdradą: Historia matki z Krakowa
– Mamo, przecież wiesz, że to dla naszego wspólnego dobra – powiedział Michał, patrząc na mnie z tym swoim chłodnym spokojem, którego nigdy nie potrafiłam rozgryźć. Stałam w kuchni naszego mieszkania na osiedlu w Nowej Hucie, ściskając w dłoni kubek z herbatą, który drżał razem ze mną. W powietrzu wisiała cisza, przerywana tylko cichym tykaniem zegara i szumem samochodów za oknem.
– Michał, ja… Ja nie wiem, czy dobrze robię – wyszeptałam, czując jak łzy napływają mi do oczu. – To całe mieszkanie… Przecież to jest nasz dom. Twój ojciec tyle lat na niego pracował.
Michał westchnął i odwrócił wzrok. – Mamo, przecież ja cię nie wyrzucam. Po prostu przepisz mieszkanie na mnie, a ja się wszystkim zajmę. Będziesz miała spokój. Nie będziesz musiała się martwić rachunkami ani remontami. Zaufaj mi.
Zawsze ufałam Michałowi. Był moim jedynym dzieckiem, moją dumą i radością. Po śmierci męża trzymałam się tylko dla niego. Pracowałam w sklepie spożywczym na dwa etaty, żeby niczego mu nie brakowało. Kiedy dostał się na studia na Politechnice Krakowskiej, płakałam ze szczęścia. A teraz stał przede mną dorosły mężczyzna, który patrzył na mnie jak na przeszkodę.
Przez kilka tygodni nie spałam po nocach. Rozmawiałam z sąsiadką, panią Haliną, która ostrzegała mnie: – Zosiu, nie rób tego pochopnie. Dzieci potrafią być niewdzięczne.
Ale ja nie chciałam wierzyć w najgorsze. Przecież to mój syn.
W końcu podpisałam papiery u notariusza. Michał był szczęśliwy, przytulił mnie nawet mocno i powiedział: – Zobaczysz, mamo, wszystko będzie dobrze.
Przez kilka miesięcy rzeczywiście było spokojnie. Michał coraz rzadziej bywał w domu, miał nową dziewczynę – Magdę – i coraz częściej mówił o wspólnych planach. Ja gotowałam mu obiady, prałam koszule i czekałam na rozmowę przy herbacie. Ale on wracał późno albo wcale.
Pewnego dnia wróciłam z pracy i zobaczyłam obcą kobietę w mojej kuchni. Miała rude włosy i szeroki uśmiech.
– Dzień dobry! Jestem Magda – powiedziała radośnie. – Michał mówił, że już czas coś zmienić w tym mieszkaniu.
Zamarłam. – Co zmienić?
Magda spojrzała na mnie z pobłażaniem. – No wie pani… Remont, nowe meble… Michał mówił, że pani już nie daje rady sama mieszkać.
Tego wieczoru Michał przyszedł do mojego pokoju i powiedział: – Mamo, musisz się wyprowadzić. Magda jest w ciąży. Potrzebujemy przestrzeni dla naszej rodziny.
Poczułam się jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. – Michał… To jest mój dom!
– Już nie – odpowiedział cicho. – Przepisałaś go na mnie.
Nie pamiętam dokładnie, jak spakowałam walizkę. Pamiętam tylko zimno na klatce schodowej i deszcz bębniący o szyby tramwaju, którym jechałam do siostry na drugi koniec miasta.
Przez kilka tygodni żyłam jak w letargu. Siostra próbowała mnie pocieszać: – Zosiu, on jeszcze zrozumie swój błąd. Ale ja wiedziałam, że to już koniec pewnego rozdziału mojego życia.
Czułam się zdradzona przez własne dziecko. Każdego dnia zadawałam sobie pytanie: gdzie popełniłam błąd? Czy byłam za dobra? Czy powinnam była być bardziej stanowcza?
Michał nie dzwonił. Nie przyszedł nawet na moje urodziny. Magda urodziła syna – mojego wnuka – ale dowiedziałam się o tym od sąsiadki.
Czasami widuję ich przypadkiem na ulicy. Michał odwraca wzrok, udaje że mnie nie widzi. A ja stoję z boku i czuję się jak cień własnego życia.
Wieczorami siedzę przy oknie i patrzę na światła miasta. Zastanawiam się, czy można wybaczyć taką zdradę? Czy matczyna miłość naprawdę nie zna granic? Może to ja powinnam była postawić granice wcześniej? Może powinnam była kochać mniej ślepo?
Czy ktoś z was też kiedyś zaufał za bardzo? Czy można jeszcze odbudować coś po takiej zdradzie?