Decyzja Haliny – historia o rodzinnych wyborach i żalu

Telefon zadzwonił dokładnie o siódmej rano, gdy właśnie wstałam i poszłam do kuchni nastawiać czajnik. Spojrzałam na ekran i skrzywiłam się – dzwoniła Halina, moja młodsza siostra. Zawsze była tą bardziej impulsywną, tą, która nie potrafiła czekać ani minuty, jeśli coś ją gryzło. – Halo, Halsiu, co się stało? Wiesz przecież, że jeszcze nie jestem do końca rozbudzona – wymamrotałam zaspanym głosem. – Jadziu, przyjeżdżaj natychmiast do mamy! – głos Haliny brzmiał zdenerwowany, prawie histeryczny. – Już nie ma czasu na czekanie. Musimy działać.

Poczułam, jak serce zaczyna mi walić. Mama od kilku miesięcy była coraz słabsza. Lekarze mówili o demencji, o tym, że to już nie wróci do normy, że trzeba się przygotować na najgorsze. Ale przecież jeszcze wczoraj rozmawiałam z nią przez telefon – narzekała na pogodę, pytała o wnuki. – Co się stało? – zapytałam, czując jak ogarnia mnie panika. – Zdecydowałam – powiedziała Halina twardo. – Dzisiaj przyjeżdża do mamy opiekunka z domu opieki. Już wszystko załatwiłam. Mama nie może być sama ani chwili dłużej.

Zamarłam. Przez chwilę nie mogłam wydusić z siebie słowa. – Jak to „zdecydowałaś”? Przecież miałyśmy rozmawiać o tym razem! Miałyśmy spotkać się z lekarzem, porozmawiać z mamą…

– Nie było czasu! – przerwała mi Halina ostro. – Ty zawsze chcesz wszystko przeciągać, analizować. A mama potrzebuje pomocy teraz! Nie będę patrzeć, jak się męczy.

W tamtej chwili poczułam coś dziwnego – mieszaninę gniewu i bezradności. Wiedziałam, że Halina zawsze była tą „działającą”, ale nigdy nie przypuszczałam, że posunie się tak daleko. Włożyłam pierwsze lepsze ubranie i wybiegłam z domu, zostawiając męża z pytaniem w oczach.

Droga do rodzinnego mieszkania była jak przez mgłę. Próbowałam sobie przypomnieć ostatnią rozmowę z mamą, jej cichy śmiech przez telefon. Czy naprawdę była aż tak słaba? Czy przegapiłam coś ważnego?

Kiedy weszłam do mieszkania, Halina już tam była. Stała w kuchni z filiżanką kawy i nerwowo stukała palcami w blat. Mama siedziała w fotelu przy oknie, patrzyła gdzieś daleko, jakby nieobecna.

– Mamo… – zaczęłam cicho, klękając przy niej. – Jak się czujesz?

Mama spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem. – Dziecko… Co tu się dzieje? Halinka mówiła coś o jakiejś pani…

– Mamo, spokojnie – przerwała jej Halina. – To dla twojego dobra. Nie możesz być sama.

– Ale ja nie chcę nikogo obcego w domu! – głos mamy był słaby, ale stanowczy.

Spojrzałam na Halinę z wyrzutem. – Nie możesz tak po prostu decydować za wszystkich! Mama ma prawo wiedzieć i wyrazić swoje zdanie!

Halina wzruszyła ramionami. – Ty zawsze tylko gadasz! A ja muszę działać! Przez ciebie wszystko trwałoby miesiącami!

W tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi. Opiekunka – młoda kobieta o łagodnym spojrzeniu – weszła do środka i zaczęła rozmawiać z mamą spokojnym tonem. Mama była zagubiona, patrzyła na mnie błagalnie.

– Jadziu… nie chcę…

Czułam łzy napływające do oczu. Chciałam krzyczeć na Halinę, chciałam ją uderzyć, a jednocześnie wiedziałam, że ona też się boi. Że robi to wszystko ze strachu przed odpowiedzialnością, przed samotnością.

Reszta dnia była jak koszmar na jawie. Opiekunka rozpakowywała swoje rzeczy, mama płakała cicho w swoim pokoju, a ja kłóciłam się z Haliną w kuchni.

– Dlaczego nie mogłyśmy tego zrobić razem? Dlaczego musiałaś podjąć decyzję za wszystkich? – pytałam przez łzy.

– Bo ty nigdy nie potrafisz niczego zakończyć! Zawsze tylko czekasz! Ja już nie mogłam patrzeć na to wszystko! – krzyczała Halina.

Wieczorem siedziałam przy łóżku mamy i trzymałam ją za rękę. Była wyczerpana.

– Jadziu… nie gniewaj się na Halinkę… Ona chce dobrze…

Poczułam ukłucie żalu i bezsilności. Wiedziałam, że mama próbuje nas pogodzić nawet teraz, kiedy sama potrzebuje wsparcia.

Kiedy wróciłam do domu późno w nocy, długo nie mogłam zasnąć. W głowie kłębiły mi się myśli: czy powinnam była być bardziej stanowcza? Czy to ja zawiodłam jako córka? Czy Halina miała rację?

Od tamtej pory nasze relacje z Haliną stały się chłodne. Każda rozmowa kończyła się pretensjami lub milczeniem. Mama powoli przyzwyczajała się do obecności opiekunki, ale często powtarzała mi przez telefon: „Dziecko… dom to już nie to samo”.

Czasem zastanawiam się, czy można było tego uniknąć. Czy gdybyśmy potrafiły rozmawiać spokojniej, bez wzajemnych oskarżeń i pośpiechu, wszystko potoczyłoby się inaczej?

Może każda rodzina musi przejść przez taki kryzys. Może czasem trzeba pozwolić komuś innemu podjąć decyzję – nawet jeśli boli to bardziej niż cokolwiek innego.

Czy można wybaczyć siostrze taką decyzję? Czy można pogodzić się z własną bezradnością? Czasem myślę o tym godzinami i nadal nie znam odpowiedzi.