„Odeszłam z domu, zostawiając mamę: Moja siostra uważa mnie za egoistkę, ale nie żałuję ani chwili”

– Znowu uciekasz od obowiązków, Karolina? – głos mojej siostry, Magdy, przeszył ciszę kuchni jak nóż. Stała w drzwiach, z rękami opartymi o biodra, a jej wzrok był pełen pretensji.

Spojrzałam na nią znad talerza z zimną już jajecznicą. Za oknem kogut darł się wniebogłosy, a mama krzątała się po podwórku, próbując zagonić kury do kurnika. To był jeden z tych poranków, kiedy czułam, że duszę się w tej ciasnej rzeczywistości.

– Nie uciekam – odpowiedziałam cicho. – Po prostu… nie chcę tu zostać na zawsze.

Magda prychnęła. – Ktoś musi pomagać mamie. Ty zawsze myślisz tylko o sobie.

Te słowa bolały bardziej niż chciałam przyznać. Ale czy naprawdę byłam samolubna? Od dziecka czułam się tu obca. Nasza wieś pod Sieradzem była dla mnie jak klatka – wszyscy o wszystkich wszystko wiedzieli, każdy krok był oceniany. Mama nigdy nie narzekała, ale widziałam zmęczenie w jej oczach. Ojciec odszedł, gdy miałam siedem lat. Zostawił nas z długami i gospodarstwem, które ledwo wiązało koniec z końcem.

Magda była starsza o cztery lata i od zawsze czuła się odpowiedzialna za wszystko. To ona wstawała o piątej rano, żeby wydoić krowę, to ona pilnowała rachunków i umawiała wizyty u weterynarza. Ja… ja uciekałam w książki i marzenia o innym życiu. O mieście, gdzie nikt mnie nie zna i gdzie mogę być kim chcę.

Pamiętam dzień, kiedy podjęłam decyzję. Był koniec sierpnia, powietrze pachniało sianem i dymem z ogniska. Siedziałam na schodach przed domem, patrząc na zachód słońca. Mama usiadła obok mnie, zmęczona po całym dniu pracy.

– Karolinko… – zaczęła cicho. – Ty tu nie pasujesz, prawda?

Zaskoczyła mnie tym pytaniem. Spojrzałam na nią szeroko otwartymi oczami.

– Nie chodzi o to, mamo…

Uśmiechnęła się smutno. – Wiem. Jesteś inna niż Magda. Zawsze byłaś ciekawa świata. Nie chcę cię zatrzymywać… Ale boję się zostać sama.

Poczułam gulę w gardle. Chciałam ją przytulić, powiedzieć, że nigdy jej nie zostawię… Ale wiedziałam, że to nieprawda.

Kilka tygodni później spakowałam walizkę i wyjechałam do Łodzi na studia. Magda nie odzywała się do mnie przez miesiąc. Mama płakała na dworcu, ściskając mnie tak mocno, że aż zabolało.

Miasto było wszystkim tym, czego pragnęłam – głośne, anonimowe, pełne możliwości. Wynajęłam pokój w starej kamienicy na Polesiu i zaczęłam nowe życie. Pracowałam w kawiarni, uczyłam się do późna, poznawałam ludzi z całej Polski. Czułam się wolna.

Ale każda rozmowa telefoniczna z domu była jak powrót do rzeczywistości.

– Mama znowu się rozchorowała – mówiła Magda chłodnym tonem. – Ale nie martw się, dam sobie radę sama.

– Może powinnam wrócić… – zaczynałam niepewnie.

– Nie zawracaj sobie głowy – przerywała mi natychmiast. – Ty masz swoje życie.

Wiedziałam, że jest na mnie zła. Czułam to w każdym jej słowie. Ale czy naprawdę miałam poświęcić swoje marzenia dla rodziny? Czy to był mój obowiązek?

Minęły dwa lata. Mama coraz częściej chorowała, a gospodarstwo ledwo funkcjonowało. Magda rzuciła pracę w sklepie i została na wsi na stałe. Ja kończyłam studia i zaczynałam pierwszą poważną pracę w agencji reklamowej.

Pewnego dnia zadzwoniła Magda.

– Mama jest w szpitalu – powiedziała bez emocji. – Jeśli chcesz ją zobaczyć, lepiej przyjedź.

Wróciłam do domu tego samego dnia. Mama leżała blada i słaba na szpitalnym łóżku.

– Karolinko… – wyszeptała, ściskając moją dłoń. – Nie kłóćcie się z Magdą…

Łzy same napłynęły mi do oczu.

Po pogrzebie zostałyśmy tylko we dwie. Siedziałyśmy przy kuchennym stole w milczeniu.

– Wiesz co? – odezwała się nagle Magda. – Zazdroszczę ci odwagi. Ja nigdy nie potrafiłabym odejść.

Spojrzałam na nią zdziwiona.

– Myślałam, że mnie nienawidzisz…

Uśmiechnęła się smutno.

– Czasem tak myślę… Ale wiem też, że każdy ma prawo do własnego życia.

Dziś mieszkam w Warszawie i mam własną rodzinę. Z Magdą rozmawiamy rzadko, ale już bez pretensji. Często wracam myślami do tamtych dni i zastanawiam się: czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy egoizm to zawsze coś złego? A może czasem trzeba wybrać siebie?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między rodziną a własnym szczęściem? Jak poradziliście sobie z poczuciem winy?