Jesteś potworem, mamo! – Historia Ani z prowincji do Warszawy i z powrotem do siebie
— Jesteś potworem, mamo! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci! — krzyczałam przez łzy, a echo mojego głosu odbijało się od ścian naszego starego mieszkania. Obudziłam się zlana potem, z sercem bijącym jak oszalałe. To był tylko sen, ale słowa brzmiały tak prawdziwie, jakby naprawdę padły z moich ust. Przez chwilę nie wiedziałam, gdzie jestem — czy w moim pokoju w Warszawie, czy może znów w dziecięcym łóżku w rodzinnym domu w Sieradzu.
Wszystko zaczęło się od ucieczki. Po maturze nie mogłam już dłużej wytrzymać dusznej atmosfery naszego domu. Mama zawsze powtarzała, że powinnam być wdzięczna za wszystko, co dla mnie robi, ale jej miłość była ciężka jak ołów. Każde moje potknięcie komentowała z ironią, a sukcesy umniejszała. „No tak, Aniu, piątka z polskiego, ale matematyka dalej kuleje. Co z tego będzie?” — słyszałam niemal codziennie.
Kiedy dostałam się na studia do Warszawy, poczułam się wolna. Przynajmniej przez chwilę. Wynajęłam pokój na Ochocie z dwiema dziewczynami — Magdą i Pauliną. Były inne niż ja: pewne siebie, głośne, wiedziały czego chcą. Ja czułam się jak szara myszka z prowincji, która nie wie, jak zamówić kawę po włosku ani jak się ubrać na imprezę.
Pewnego wieczoru dziewczyny namówiły mnie na wyjście do klubu. „Aniu, musisz się trochę rozerwać!” — śmiały się, malując mi usta czerwoną szminką. W klubie było głośno i duszno, światła migały mi przed oczami. Wtedy go zobaczyłam — Krzysztof. Wysoki, przystojny, ubrany w czarną koszulę. Podszedł do mnie i zapytał: „Nie jesteś stąd, prawda?” Zaczęliśmy rozmawiać. Okazało się, że jego rodzice wyjechali na roczny kontrakt do Niemiec i mieszka sam na Żoliborzu.
Zakochałam się bez pamięci. Krzysztof był inny niż wszyscy chłopcy z Sieradza — inteligentny, zabawny, pewny siebie. Po kilku tygodniach zaczęłam spędzać u niego coraz więcej czasu. W końcu zaproponował: „Może zamieszkasz ze mną? Będzie nam raźniej.” Nie zastanawiałam się długo.
Początki były cudowne. Gotowaliśmy razem kolacje, oglądaliśmy filmy do późna w nocy. Czułam się dorosła i kochana. Ale z czasem coś zaczęło się psuć. Krzysztof coraz częściej wychodził ze znajomymi beze mnie. Kiedy pytałam, czy mogę pójść z nim, odpowiadał: „To spotkanie tylko dla chłopaków.” Zaczęłam czuć się niewidzialna.
Pewnego dnia znalazłam na jego telefonie wiadomości od innej dziewczyny. „To tylko koleżanka ze studiów” — tłumaczył się nerwowo. Chciałam mu wierzyć, ale coś we mnie pękło. Przypomniały mi się wszystkie sytuacje z dzieciństwa, kiedy mama mówiła mi półprawdy albo ukrywała przede mną ważne rzeczy.
Zaczęliśmy się kłócić o drobiazgi. Krzysztof zarzucał mi zazdrość i brak zaufania. Ja czułam się coraz bardziej samotna. Pewnego wieczoru wrócił pijany i zaczął krzyczeć: „Jesteś taka sama jak twoja matka! Wiecznie niezadowolona!” Te słowa bolały bardziej niż zdrada.
Nie miałam dokąd pójść. Magda i Paulina już miały nowe współlokatorki. Nie chciałam wracać do Sieradza — tam czekała na mnie tylko mama i jej wieczne pretensje.
Zaczęłam śnić koszmary. W jednym z nich stałam naprzeciwko mamy i krzyczałam: „Jesteś potworem! Takie jak ty nie powinny mieć dzieci!” Budziłam się przerażona własnym głosem.
W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do mamy. „Mamo… mogę przyjechać na kilka dni?” Po drugiej stronie zapadła cisza. „Oczywiście, Aniu” — odpowiedziała cicho.
Wróciłam do domu rodzinnego z walizką pełną ubrań i głową pełną myśli. Mama przywitała mnie bez słowa wyrzutu. Przez kilka dni chodziłyśmy wokół siebie na palcach. W końcu usiadłyśmy razem przy kuchennym stole.
— Mamo… dlaczego zawsze byłaś dla mnie taka surowa? — zapytałam drżącym głosem.
Mama spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Chciałam cię przygotować na życie… Może przesadziłam. Bałam się, że sobie nie poradzisz.
— Ale ja przez to czuję się… niewystarczająca — wyszeptałam.
Mama położyła dłoń na mojej ręce.
— Przepraszam cię, Aniu. Może nie umiałam inaczej.
Poczułam ulgę, ale też smutek. Czy naprawdę jesteśmy skazani na powielanie błędów naszych rodziców? Czy ja też kiedyś skrzywdzę swoje dziecko?
Dziś mieszkam sama w małym mieszkaniu na Mokotowie. Uczę się żyć ze sobą i swoimi demonami. Czasem jeszcze śni mi się tamten krzyk: „Jesteś potworem!” Ale coraz częściej budzę się spokojna.
Czy można naprawdę uciec od przeszłości? A może trzeba ją zaakceptować i nauczyć się żyć dalej? Co wy o tym myślicie?