Zadzwonię do Ciebie jutro – historia Adama i Kingi

Leżałem na plecach, czując ciepło jej ciała przy swoim. Głowa Kingi spoczywała w zagłębieniu pod moim obojczykiem, a jej dłoń przyciskała się do mojej piersi, dokładnie nad sercem. Oddychała spokojnie, a ja chłonąłem tę chwilę, jakby była ostatnią deską ratunku w morzu codziennych problemów. „Tak bym mógł leżeć całe życie…” – przemknęło mi przez myśl, kiedy przymknąłem oczy. Nagle drgnąłem gwałtownie, jakby ktoś mnie szturchnął. Telefon zawibrował na szafce nocnej. Zerknąłem na wyświetlacz – „Mama”.

Westchnąłem ciężko. Ostatnio nasze rozmowy były coraz trudniejsze. Odkąd tata odszedł do innej kobiety, mama nie potrafiła się pozbierać. Czułem się rozdarty między własnym życiem a jej oczekiwaniami. Kinga poruszyła się niespokojnie.

– Kto dzwoni? – wymamrotała przez sen.

– Mama… – odpowiedziałem cicho.

– Odbierz, może coś się stało.

Wyszedłem na korytarz i odebrałem połączenie.

– Adam, musisz przyjechać. Nie daję już rady… – głos mamy był drżący i pełen rozpaczy.

– Mamo, jest druga w nocy…

– Nie mogę spać. Wszystko mnie boli. Tata… on… on znowu przyszedł po rzeczy. Zabrał zdjęcia z naszego ślubu. Nawet nie spojrzał mi w oczy.

Zacisnąłem pięści. Ile jeszcze razy miałem być świadkiem jej łez? Ile razy miałem być tym, który skleja rozbite kawałki naszej rodziny?

– Przyjadę jutro rano, dobrze? Teraz muszę się przespać.

– Dobrze… Zadzwonię do ciebie jutro – wyszeptała i rozłączyła się.

Wróciłem do sypialni, ale sen już nie chciał przyjść. Kinga przytuliła się mocniej.

– Wszystko w porządku? – spytała z troską.

– Tak… tylko mama znowu płacze przez tatę.

– Może powinniśmy ją zaprosić na kilka dni do nas?

Pokręciłem głową. Wiedziałem, że to nie rozwiąże problemu. Mama nigdy nie zaakceptowała Kingi. Uważała ją za zbyt nowoczesną, za bardzo niezależną. „Nie taka powinna być żona dla mojego syna” – powtarzała od początku naszego związku.

Rano pojechałem do mamy. Siedziała przy stole w kuchni, otulona szarym swetrem, z kubkiem zimnej herbaty w dłoniach.

– Adam… co ja mam teraz zrobić? – zapytała bezradnie.

– Mamo, musisz zacząć żyć dla siebie. Tata już nie wróci.

– Ty nic nie rozumiesz! – wybuchła nagle. – On był całym moim światem! A ty… ty masz tylko tę swoją Kingę!

Zamilkłem. Wiedziałem, że nie przekonam jej żadnymi słowami. Wyszedłem na balkon zapalić papierosa, choć obiecałem Kindze, że rzucę palenie.

Wróciłem do domu późnym popołudniem. Kinga siedziała na kanapie z laptopem na kolanach.

– Jak mama? – zapytała bez podnoszenia wzroku.

– Bez zmian…

Usiadłem obok niej i objąłem ją ramieniem. Przez chwilę milczeliśmy.

– Adam… musimy porozmawiać – powiedziała nagle.

Zamarłem. Znałem ten ton głosu. Coś było nie tak.

– O co chodzi?

– Dostałam propozycję pracy w Warszawie. To duża szansa… ale musiałabym się przeprowadzić na kilka miesięcy.

Poczułem, jak grunt usuwa mi się spod nóg.

– Chcesz mnie zostawić?

– Nie! Ale… nie wiem, czy dam radę tak żyć. Twoja mama mnie nie akceptuje, ty ciągle jesteś rozdarty między nami…

Nie wiedziałem, co powiedzieć. Z jednej strony chciałem ją wspierać, z drugiej bałem się zostać sam z własnymi demonami.

Wieczorem długo leżałem bezsennie, wsłuchując się w ciszę mieszkania. Telefon znów zawibrował – tym razem SMS od mamy: „Nie mogę spać. Zadzwonię do ciebie jutro”.

Następne dni były jak życie na bombie zegarowej. Kinga coraz częściej znikała w pracy, a ja coraz częściej jeździłem do mamy. Czułem się jak marionetka rozciągnięta między dwoma światami.

Pewnego dnia wróciłem wcześniej do domu i zobaczyłem Kingę pakującą walizkę.

– Wyjeżdżasz już dziś?

– Tak… dostałam telefon z firmy, mam zacząć od jutra.

Podszedłem do niej i objąłem ją mocno.

– Kocham cię – wyszeptałem drżącym głosem.

– Ja ciebie też… Ale muszę spróbować żyć po swojemu.

Zostałem sam w pustym mieszkaniu. Wieczorem zadzwoniła mama.

– Adam… źle się czuję. Możesz przyjechać?

Pojechałem bez słowa sprzeciwu. Siedzieliśmy razem w ciszy, patrząc na stare zdjęcia rodzinne. Mama płakała cicho, a ja czułem się coraz bardziej bezradny.

Minęły tygodnie. Kinga dzwoniła rzadko – zawsze mówiła: „Zadzwonię do ciebie jutro”. Mama coraz bardziej zamykała się w sobie. Ja sam przestałem poznawać własne odbicie w lustrze.

Któregoś dnia dostałem wiadomość od Kingi: „Musimy porozmawiać”. Spotkaliśmy się w kawiarni na Nowym Świecie. Była inna – pewna siebie, spokojna.

– Adam… poznałam kogoś – powiedziała cicho.

Poczułem, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi.

– Przepraszam… Nie chciałam cię ranić. Ale nie mogłam dłużej żyć w zawieszeniu między tobą a twoją rodziną.

Wyszedłem bez słowa. Przez kilka dni nie odbierałem telefonu od nikogo. Mama dzwoniła codziennie: „Zadzwonię do ciebie jutro” – powtarzała jak mantrę.

Dziś siedzę sam w pustym mieszkaniu i zastanawiam się: czy można być szczęśliwym, jeśli ciągle żyje się dla innych? Czy warto poświęcać własne marzenia dla tych, których kochamy? Może czasem trzeba pozwolić odejść – sobie i innym.