Miłość na Nowo: Rozwód po Sześćdziesiątce

– Jerzy, co się z tobą dzieje? – głos Anny drżał, a jej oczy były pełne niepokoju. Stała w kuchni, opierając się o blat, podczas gdy ja bezmyślnie mieszałem herbatę.

Nie odpowiedziałem od razu. W głowie miałem tysiące myśli, a serce waliło jak młot. Przez czterdzieści lat byliśmy razem. Przeżyliśmy komunę, transformację, narodziny syna, śmierć mojej matki. Ale od kilku lat nasze rozmowy ograniczały się do „Co u Michała?” albo „Kiedy przyjadą wnuki?”. Czułem się jak cień samego siebie.

– Jerzy, słyszysz mnie? – Anna podniosła głos.

– Słyszę – odpowiedziałem cicho. – Po prostu… jestem zmęczony.

Wiedziałem, że to nieprawda. Nie byłem zmęczony. Byłem zagubiony. I zakochany. W kimś innym.

To przyszło nagle. Spotkałem Ewę na spotkaniu klubu seniora w bibliotece miejskiej. Miała rude włosy, śmiała się głośno i mówiła o książkach z pasją, której nie widziałem u nikogo od lat. Zaczęliśmy rozmawiać o literaturze, potem o życiu. Czułem się przy niej młodszy o dwadzieścia lat.

Początkowo to były tylko niewinne spotkania przy kawie. Ale potem…

– Jerzy, czy ty masz kogoś? – Anna patrzyła mi prosto w oczy.

Zamarłem. W tej chwili wiedziałem, że nie mogę już dłużej kłamać.

– Tak – wyszeptałem.

W kuchni zapadła cisza tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Anna odwróciła się powoli i wyszła z pokoju. Usłyszałem trzask drzwi sypialni.

Przez całą noc nie zmrużyłem oka. Wpatrywałem się w sufit, słysząc ciche szlochy Anny zza ściany. Wspomnienia przelatywały mi przed oczami: nasz pierwszy wspólny wyjazd nad morze do Międzyzdrojów, narodziny Michała, wspólne święta przy stole pełnym pierogów i barszczu. Czy naprawdę miałem to wszystko przekreślić?

Następnego dnia Anna nie odezwała się do mnie ani słowem. Wyszedłem z domu wcześnie rano i poszedłem do parku. Tam czekała już Ewa.

– I co? – zapytała cicho.

– Powiedziałem jej – odpowiedziałem drżącym głosem.

Ewa ujęła moją dłoń. Było w tym geście tyle czułości, że poczułem łzy pod powiekami.

– Nie wiem, czy robię dobrze – powiedziałem. – Mam 65 lat. Ludzie w tym wieku nie zaczynają życia od nowa.

Ewa spojrzała mi w oczy:

– Ale czy chcesz umrzeć nieszczęśliwy?

To pytanie wracało do mnie przez kolejne dni jak bumerang.

Wieczorem zadzwonił Michał.

– Tata, mama płacze cały dzień. Co się dzieje?

Nie wiedziałem, co powiedzieć synowi. Przez chwilę milczałem, a potem wyznałem:

– Michał… Chyba będziemy z mamą się rozstawać.

Po drugiej stronie zapadła cisza.

– Jak to? Po tylu latach? Tata, zwariowałeś?

Słyszałem w jego głosie gniew i rozczarowanie. Próbowałem tłumaczyć, że życie to nie tylko trwanie obok siebie, ale on nie chciał słuchać.

– Myślisz tylko o sobie! – krzyknął i rozłączył się.

Przez kolejne tygodnie dom zamienił się w pole bitwy. Anna przestała ze mną rozmawiać. Michał przestał dzwonić. Nawet wnuki przestały przyjeżdżać na niedzielne obiady.

Czułem się jak zdrajca. Każdego dnia zadawałem sobie pytanie: czy naprawdę zasługuję na szczęście? Czy mam prawo ranić bliskich dla własnego spełnienia?

Ewa była dla mnie wsparciem. Spotykaliśmy się potajemnie w kawiarni na Starym Mieście albo spacerowaliśmy po Łazienkach. Przy niej czułem się żywy. Opowiadała mi o swoim życiu – o tym, jak jej mąż zmarł pięć lat temu i jak długo czuła się samotna. Mówiła o strachu przed starością i o nadziei na jeszcze jedną miłość.

Pewnego dnia Anna przyszła do mnie z dokumentami rozwodowymi.

– Podpisz – powiedziała chłodno.

Zadrżały mi ręce.

– Anna…

– Nie chcę już walczyć – przerwała mi. – Chcę tylko spokoju.

Podpisałem. Poczułem ulgę i ból jednocześnie.

Po rozwodzie zamieszkałem u Ewy w jej małym mieszkaniu na Żoliborzu. Było tam cicho i przytulnie, ale brakowało mi gwaru rodzinnego domu, zapachu ciasta drożdżowego Anny i śmiechu wnuków.

Michał przez kilka miesięcy nie chciał ze mną rozmawiać. Dopiero gdy zachorowałem na grypę i trafiłem do szpitala, przyszedł mnie odwiedzić.

– Tata…

Spojrzałem na niego ze łzami w oczach.

– Przepraszam cię, Michałku…

Objął mnie mocno i długo milczeliśmy.

Z czasem relacje zaczęły się powoli odbudowywać. Anna znalazła sobie nowe hobby – zaczęła malować obrazy i wyjeżdżać na plenery z koleżankami z Uniwersytetu Trzeciego Wieku. Michał pogodził się z moim wyborem, choć nigdy nie zaakceptował Ewy do końca.

Czasem patrzę w lustro i widzę starego człowieka z siwymi włosami i zmarszczkami wokół oczu. Ale widzę też kogoś, kto odważył się zawalczyć o siebie – nawet jeśli kosztowało to wszystko.

Czy było warto? Czy szczęście jednego człowieka może być budowane na cierpieniu innych? Czy mamy prawo szukać miłości na nowo, gdy wszyscy wokół oczekują od nas tylko trwania?

A może życie jest właśnie po to, by próbować jeszcze raz – bez względu na wiek?