Przyjdź, gdy tylko będziesz mógł – historia o wyborach, które zmieniają wszystko

Telefon zadzwonił niespodziewanie, rozdzierając ciszę mieszkania. – Halo, Kasia? – usłyszałam dobrze znany głos. Serce podskoczyło mi do gardła, uderzając głośno i chaotycznie. Nie mogłam wydobyć z siebie słowa. Gdyby nie cichy pomruk telewizora, moje bicie serca z pewnością obudziłoby męża. – Tęskniłem. Nie mogłem dłużej czekać. Ciągle o tobie myślę. Spotkajmy się – mówił dalej głos z przeszłości, głos, który kiedyś był dla mnie wszystkim.

Spojrzałam na śpiącego obok mnie Pawła. Jego twarz była spokojna, jakby nie dotyczyły go żadne troski tego świata. Przez chwilę miałam ochotę się rozpłakać – z bezsilności, z żalu, z tęsknoty za czymś, co już dawno minęło. – Michał… – wyszeptałam w końcu do słuchawki. – Nie mogę…

– Przyjdź, gdy tylko będziesz mogła. Proszę – przerwał mi cicho, a w jego głosie usłyszałam coś, czego nie słyszałam od lat: nadzieję.

Odłożyłam telefon i przez długą chwilę patrzyłam w ciemność. W głowie kłębiły mi się wspomnienia: pierwsze spotkanie z Michałem na studiach w Krakowie, nasze długie rozmowy do rana, śmiech, który rozbrzmiewał w pustych uliczkach Kazimierza. Potem rozstanie – bolesne i nagłe, bo życie postawiło nas na różnych ścieżkach. Ja wróciłam do rodzinnego Tarnowa, on został w Krakowie i słuch po nim zaginął.

Z Pawłem wszystko było inne. Był stabilny, przewidywalny, dobry. Oświadczył mi się po roku znajomości, a ja przyjęłam jego pierścionek z ulgą i wdzięcznością, jakby był ratunkiem przed samotnością. Nasze życie było poukładane: praca w urzędzie miasta, popołudnia z synem Antkiem, weekendy u teściów na działce. Czasem tylko łapałam się na tym, że patrzę przez okno i marzę o czymś więcej.

Tej nocy nie zmrużyłam oka. Każdy szelest wydawał się podejrzany, każdy cień groźny. Rano Paweł jak zwykle pocałował mnie w czoło i wyszedł do pracy. Antek zjadł płatki i pobiegł do szkoły. Zostałam sama ze swoim niepokojem.

Przez cały dzień chodziłam jak struta. W pracy nie mogłam się skupić na dokumentach. Koleżanka z biura, Basia, spojrzała na mnie podejrzliwie:
– Coś się stało? Wyglądasz jakbyś ducha zobaczyła.
– Nie spałam w nocy – skłamałam.

Po południu zadzwoniła mama:
– Kasiu, przyjedziesz dziś na obiad? Tata zrobił twoje ulubione pierogi.
– Nie mogę mamo, mam dużo pracy – odpowiedziałam szybko.

Wiedziałam już wtedy, że muszę zobaczyć się z Michałem. Nie dlatego, że chciałam zdradzić Pawła czy uciec od rodziny. Chciałam zamknąć coś w sobie raz na zawsze.

Spotkaliśmy się w małej kawiarni na Plantach. Michał wyglądał inaczej – miał więcej siwych włosów, zmarszczki wokół oczu. Ale kiedy się uśmiechnął, poczułam ten sam dreszcz co kiedyś.

– Myślałem o tobie przez te wszystkie lata – zaczął cicho. – Wiem, że masz rodzinę. Ja też próbowałem ułożyć sobie życie… Ale nie potrafię zapomnieć.

Patrzyłam na niego i czułam narastający żal – do siebie, do niego, do losu. Przez chwilę chciałam rzucić wszystko i po prostu być szczęśliwa. Ale wiedziałam, że to niemożliwe.

– Michał… Ja mam syna. Mam męża…
– Wiem – przerwał mi łagodnie. – Ale czy jesteś szczęśliwa?

To pytanie rozbrzmiewało mi w głowie jeszcze długo po naszym spotkaniu. Wracając do domu przez szare ulice Tarnowa, czułam się jak ktoś obcy we własnym życiu.

Wieczorem Paweł zauważył moją nieobecność:
– Wszystko w porządku?
– Tak… Po prostu jestem zmęczona.

Nie spałam kolejnej nocy. Wpatrywałam się w sufit i zastanawiałam się nad swoim życiem: czy wybrałam dobrze? Czy można być szczęśliwym z kimś tylko dlatego, że jest bezpiecznie? Czy powinnam była walczyć o Michała wtedy, kiedy jeszcze był czas?

Następnego dnia Michał napisał SMS: „Przyjdź, gdy tylko będziesz mogła”.

Nie odpowiedziałam od razu. Przez kilka dni żyłam jak w zawieszeniu – rozdarta między tym co mam a tym co mogłabym mieć. Każda rozmowa z Pawłem była jak przesłuchanie; każde spojrzenie Antka przypominało mi o odpowiedzialności.

W końcu zebrałam się na odwagę i powiedziałam Pawłowi prawdę:
– Spotkałam się z kimś z przeszłości… Z kimś ważnym dla mnie.
Paweł długo milczał. Widziałam jak walczy ze sobą.
– Kochasz go?
Nie potrafiłam odpowiedzieć.
– Chcę tylko wiedzieć jedno – powiedział cicho. – Czy chcesz odejść?

Zalały mnie łzy. Nie chciałam nikogo ranić. Chciałam tylko poczuć się znów sobą.

Minęły tygodnie zanim wszystko wróciło do pozornej normalności. Michał wyjechał za granicę do pracy i przestał pisać. Paweł próbował udawać, że nic się nie stało, ale między nami pojawiła się niewidzialna ściana.

Czasem patrzę na swoje odbicie w lustrze i zastanawiam się: czy można mieć wszystko? Czy szczęście to wybór czy przypadek? A może czasem trzeba po prostu pogodzić się z tym, co jest…