Przeznaczenie w autobusie numer 17: Historia Jadwigi
— Proszę iść dalej, wszyscy muszą jechać. A takim jak pani to się zawsze śpieszy! — syknął starszy mężczyzna, który stał tuż za mną. Poczułam, jak jego łokieć wbija mi się w plecy. Autobus numer 17 był przepełniony do granic możliwości, a upał pod koniec maja sprawiał, że powietrze było gęste jak zupa. Moja sukienka natychmiast przykleiła się do ciała, a pot spływał mi po karku. Przez chwilę miałam ochotę wysiąść na najbliższym przystanku i wrócić do domu pieszo, ale wiedziałam, że nie mogę — dziś musiałam być na czas.
W głowie wciąż słyszałam słowa mojej matki: „Jadwigo, nie możesz wiecznie uciekać od problemów. Musisz stawić im czoła.” Ale czy ona naprawdę rozumiała, jak trudno jest żyć pod jednym dachem z ojcem, który od lat nie potrafił zaakceptować moich wyborów? Zaciągnęłam się dusznym powietrzem i spojrzałam przez okno na mijane bloki. Każdy z nich był jak zamknięta historia, pełna tajemnic i dramatów.
Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwróciłam się gwałtownie i zobaczyłam Ewę — moją dawną przyjaciółkę ze szkoły. Nie widziałyśmy się od lat. Jej twarz była blada, a oczy miała podkrążone.
— Jadwiga? To naprawdę ty? — zapytała z niedowierzaniem.
— Ewa! Co za przypadek… — próbowałam się uśmiechnąć, ale czułam, że zaraz się rozpłaczę.
— Wyglądasz… inaczej. Wszystko w porządku?
Chciałam odpowiedzieć, że tak, ale słowa ugrzęzły mi w gardle. Autobus zatrzymał się gwałtownie, ktoś krzyknął, a ja niemal upadłam na Ewę. Złapała mnie za rękę i przez chwilę poczułam się bezpieczna — jak wtedy, gdy byłyśmy dziećmi i razem uciekałyśmy przed światem.
— Jadwiga, co się dzieje? — szepnęła.
— Nie wiem… chyba wszystko naraz. Ojciec znowu zaczął pić. Mama udaje, że nic nie widzi. A ja… ja nie mam już siły walczyć.
Ewa ścisnęła moją dłoń mocniej.
— Może powinnaś wyjechać? Zacząć od nowa?
— Nie mogę zostawić mamy samej — odpowiedziałam cicho. — Ona sobie nie poradzi.
Autobus zatrzymał się na moim przystanku. Wysiadłyśmy razem. Słońce paliło niemiłosiernie, a asfalt aż falował od gorąca. Szłyśmy w milczeniu przez osiedle pełne dziecięcych głosów i zapachu grillowanych kiełbasek.
— Jadwiga… — Ewa zatrzymała się nagle. — Pamiętasz tamten dzień nad jeziorem? Obiecałyśmy sobie wtedy, że nigdy nie pozwolimy nikomu decydować za nas.
Uśmiechnęłam się smutno.
— Życie jest bardziej skomplikowane niż wtedy nam się wydawało.
W domu zastałam matkę siedzącą przy kuchennym stole. W rękach miała kubek herbaty, ale jej spojrzenie było puste.
— Gdzie byłaś tak długo? — zapytała bez emocji.
— Spotkałam Ewę… Rozmawiałyśmy trochę.
Matka westchnęła ciężko.
— Twój ojciec wrócił wcześniej. Był… w złym nastroju.
Zamarłam. Wiedziałam, co to znaczy. Cicho weszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi. Usiadłam na łóżku i zaczęłam płakać. Czułam się jak w pułapce — między lojalnością wobec matki a własnym pragnieniem wolności.
Wieczorem usłyszałam trzask drzwi i podniesione głosy. Ojciec wrócił pijany. Krzyczał na matkę o byle co: o zimną zupę, o brudne buty w przedpokoju, o to, że nie ma pieniędzy na nowe opony do samochodu. Siedziałam skulona w swoim pokoju i modliłam się, żeby to wszystko już się skończyło.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem.
— Jadwiga! Chodź tu natychmiast! — ryknął ojciec.
Wyszłam powoli do kuchni. Ojciec stał nad matką z zaciśniętymi pięściami.
— Co ty sobie wyobrażasz? Że możesz mnie ignorować? Że możesz robić co chcesz?
Spojrzałam mu prosto w oczy pierwszy raz od dawna.
— Nie chcę już tak żyć — powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Ojciec spojrzał na mnie zdziwiony, jakby pierwszy raz zobaczył we mnie człowieka.
— Co powiedziałaś?
— Powiedziałam, że nie chcę już tak żyć! — powtórzyłam głośniej. — Albo przestaniesz pić i nas szanować, albo odejdę. I zabiorę mamę ze sobą.
Zapadła cisza tak gęsta, że aż bolały mnie uszy. Matka patrzyła na mnie ze łzami w oczach. Ojciec spuścił głowę i wyszedł bez słowa z mieszkania.
Tej nocy długo nie mogłam zasnąć. Myślałam o tym wszystkim, co powiedziałam i co jeszcze powinnam zrobić. Czy miałam prawo stawiać ultimatum? Czy to była odwaga czy tylko desperacja?
Następnego dnia rano matka przyszła do mojego pokoju.
— Jadwigo… Dziękuję ci — powiedziała cicho i przytuliła mnie mocno.
Nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak potoczy się nasze życie. Czy ojciec wróci inny? Czy będziemy musiały zacząć wszystko od nowa? Ale po raz pierwszy od dawna poczułam nadzieję.
Czasem myślę: czy to był przypadek, że spotkałam Ewę właśnie tego dnia? Czy może opatrzność dała mi znak, żeby wreszcie zawalczyć o siebie? Może przeznaczenie naprawdę istnieje… Ale czy mamy odwagę je przyjąć?