Zwiastun Przeznaczenia: Dziennik Jadwigi z końca maja
— Przesuń się do przodu, wszyscy muszą jechać. Takie jak ty powinny chodzić pieszo, a nie zajmować miejsce! — syknął mężczyzna za moimi plecami, a jego oddech pachniał papierosami i złością. Poczułam, jakby ktoś wbił mi szpilkę prosto w serce. Autobus był duszny, powietrze stało w miejscu, a pot spływał mi po karku. Sukienka, którą rano wybrałam z myślą o lekkości, teraz kleiła się do ciała jak mokry kompres. Próbowałam się przesunąć, ale nie było gdzie. Ludzie napierali z każdej strony, a ja czułam się coraz mniejsza, coraz bardziej przezroczysta.
W takich chwilach zawsze wracam myślami do dzieciństwa w Radomiu. Tam też byłam niewidzialna — dla ojca, który wiecznie milczał, dla matki, która potrafiła krzyczeć godzinami o byle co. Może dlatego tak bardzo boję się tłumu? Może dlatego każda obca dłoń na moim ramieniu przypomina mi tamte wieczory, kiedy chowałam się pod stołem, żeby nie słyszeć ich kłótni.
— Przepraszam — wymamrotałam, choć nie wiem, czy do mężczyzny, czy do siebie. Przesunęłam się o pół kroku do przodu i poczułam czyjąś torbę na biodrze. Autobus szarpał na zakrętach, a ja próbowałam nie myśleć o tym, że za chwilę zemdleję.
Wysiadłam dwa przystanki wcześniej niż powinnam. Powietrze na ulicy było tylko odrobinę chłodniejsze, ale przynajmniej mogłam oddychać. Usiadłam na ławce pod kasztanem i wyjęłam z torby dziennik. Zawsze mam go przy sobie — to jedyne miejsce, gdzie mogę być naprawdę sobą.
31 maja. Koniec maja, a upał trzyma już drugi tydzień. Dziś znowu poczułam się jak wtedy, gdy miałam dziesięć lat i nikt nie chciał mnie słuchać. Czy to już zawsze będzie wracać?
Zadzwonił telefon. Mama.
— Jadwiga, dlaczego nie odbierasz? Ojciec pytał o ciebie. Mówił, że dawno cię nie widział.
— Mamo, przecież byłam w zeszłym tygodniu…
— Nie kłóć się ze mną! On jest chory, nie rozumiesz? Powinnaś być częściej w domu.
Zacisnęłam powieki. Znowu to samo. Odkąd ojciec zachorował na serce, wszystko spadło na mnie. Brat wyjechał do Niemiec i nawet nie dzwoni. Matka udaje silną, ale coraz częściej płacze w nocy. A ja? Ja muszę być tą odpowiedzialną.
— Przyjadę jutro po pracy — powiedziałam cicho.
— Tylko nie zapomnij kupić leków! I nie spóźnij się jak ostatnio.
Rozłączyła się bez pożegnania. Patrzyłam na ekran telefonu jeszcze przez chwilę, jakby miał mi odpowiedzieć na pytania, których nigdy nie zadam na głos.
Czy jestem złą córką? Czy naprawdę powinnam rzucić wszystko i wrócić do Radomia? Warszawa miała być moją ucieczką — nowym początkiem po tamtych wszystkich awanturach i łzach. Ale przeznaczenie chyba śmieje mi się w twarz.
Wróciłam do mieszkania późnym popołudniem. Winda była zepsuta — znów! — więc wdrapałam się na czwarte piętro z siatkami pełnymi zakupów. W kuchni czekała na mnie Anka, współlokatorka.
— Wyglądasz jakbyś widziała ducha — rzuciła z uśmiechem.
— Raczej jakbym przeżyła apokalipsę w autobusie — odpowiedziałam i opadłam na krzesło.
Anka nalała mi herbaty i usiadła naprzeciwko.
— Jadźka… czemu ty zawsze wszystko trzymasz w sobie? Wiesz, że możesz pogadać?
Popatrzyłam na nią i nagle poczułam gulę w gardle.
— Boję się wracać do domu. Boję się tej odpowiedzialności… I tego, że nigdy nie będę mogła żyć po swojemu.
Anka milczała przez chwilę.
— Może czas powiedzieć im prawdę? Że masz swoje życie? Że też potrzebujesz wsparcia?
Pokręciłam głową.
— Oni tego nie zrozumieją. Dla nich jestem tylko córką od obowiązków.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Leżałam w ciemności i słuchałam odgłosów miasta za oknem: klaksony samochodów, śmiech młodych ludzi pod blokiem, szczekanie psa gdzieś daleko. Myśli krążyły wokół rodziców, brata, mojego dzieciństwa…
Pamiętam ten dzień sprzed lat, kiedy ojciec pierwszy raz trafił do szpitala. Matka płakała w kuchni, brat zamknął się w swoim pokoju, a ja siedziałam na schodach i modliłam się po cichu: „Boże, spraw żeby wszystko było jak dawniej”. Ale nic już nigdy nie było takie samo.
Następnego dnia po pracy pojechałam do Radomia. W pociągu patrzyłam przez okno na mijane pola i lasy. Czułam narastający lęk — jakby coś złego miało się wydarzyć.
W domu matka przywitała mnie chłodno.
— Ojciec śpi. Zostaw zakupy w kuchni.
Weszłam do jego pokoju. Leżał blady i wychudzony, oddychał ciężko.
— Cześć tato…
Otworzył oczy i spojrzał na mnie tak, jakby widział mnie pierwszy raz od lat.
— Jadwiga… dobrze, że jesteś…
Chciałam coś powiedzieć, ale głos ugrzązł mi w gardle. Usiadłam przy łóżku i przez chwilę trzymałam go za rękę. Była sucha i zimna.
— Tato… czy ty mnie jeszcze pamiętasz?
Uśmiechnął się słabo.
— Pamiętam wszystko… nawet to, czego bym nie chciał…
Te słowa przeszyły mnie na wskroś. Ile tajemnic kryje nasza rodzina? Ile rzeczy nigdy sobie nie powiedzieliśmy?
Wieczorem matka usiadła ze mną przy stole.
— Jadwiga… musisz wiedzieć coś jeszcze… Twój brat nie wróci już do Polski. Ma tam rodzinę…
Patrzyłam na nią w milczeniu. Poczułam się zdradzona — przez brata, przez los… przez wszystkich.
Wróciłam do Warszawy z ciężkim sercem. W autobusie znów ktoś mnie popchnął.
— Przesuń się! — usłyszałam znajomy ton głosu.
Tym razem spojrzałam tej osobie prosto w oczy.
— Każdy ma swoje miejsce — powiedziałam cicho, ale stanowczo.
Może właśnie o to chodzi? Żeby walczyć o swoje miejsce — nawet jeśli inni próbują ci je odebrać?
Czy można być szczęśliwym bez zgody rodziny? Czy przeznaczenie naprawdę jest zapisane z góry? Może czas samemu napisać swoją historię…