Dzień, w którym zrozumiałam, że mój syn mnie nie słucha

– Kuba, proszę, odłóż ten telefon! – mój głos drży, choć staram się brzmieć stanowczo. Siedzimy przy stole, talerze stygną, a w powietrzu wisi napięcie. Mąż, Tomek, patrzy na mnie z rezygnacją, a moja mama, która przyszła na kolację, zaciska usta w cienką linię. Kuba nawet nie podnosi wzroku. Ma trzynaście lat i od kilku miesięcy coraz częściej mam wrażenie, że rozmawiam z pustym miejscem.

– Zaraz, mamo – mruczy pod nosem, przesuwając palcem po ekranie. Wiem, że to nie „zaraz”, tylko „nigdy”.

– Kuba! – Tomek podnosi głos. – Słyszysz mamę?

Kuba wzdycha teatralnie i odkłada telefon na blat. Przez chwilę jest cicho. Słyszę tylko tykanie zegara i szum samochodów za oknem. Czuję, jak narasta we mnie frustracja. To nie pierwszy raz. Od miesięcy próbujemy dotrzeć do Kuby – rozmowami, prośbami, groźbami. Nic nie działa.

– Może pozwól mu zjeść w spokoju – wtrąca się mama. – Dzieci teraz takie są.

– Mamo, to nie jest normalne – odpowiadam ostrzej, niż zamierzałam. – On nas ignoruje.

Kuba przewraca oczami. – Przecież tu jestem.

– Jesteś ciałem, ale nie duchem – mówię cicho.

Tomek odkłada widelec. – Może powinniśmy po prostu dać mu spokój? Przecież to minie.

– A jeśli nie minie? – pytam. – Jeśli tak już zostanie?

W tej chwili czuję się bezradna jak nigdy wcześniej. Zawsze myślałam, że będę dobrą matką. Że będę miała z dzieckiem więź opartą na zaufaniu i szacunku. Tymczasem coraz częściej mam wrażenie, że Kuba jest mi obcy.

Po kolacji zamykam się w łazience i płaczę. Woda leci z kranu, zagłuszając moje łkanie. Przypominam sobie Kuby z czasów przedszkola – jak tulił się do mnie rano przed wyjściem do pracy, jak opowiadał o swoich marzeniach i lękach. Gdzie się podziało to dziecko? Czy to ja coś zepsułam?

Następnego dnia próbuję z nim porozmawiać. Czekam aż wróci ze szkoły. Słyszę trzask drzwi, szybkie kroki na schodach.

– Kuba, możemy pogadać? – pytam nieśmiało.

– Teraz nie mogę – rzuca przez ramię i zamyka się w swoim pokoju.

Stoję pod drzwiami i czuję się jak intruz we własnym domu.

Wieczorem dzwoni do mnie Anka, moja przyjaciółka jeszcze z liceum.

– U nas to samo – mówi. – Zosia zamknęła się w sobie. Nie wiem już, co robić.

Rozmawiamy długo o naszych dzieciach, o tym, jak bardzo się zmieniły. O tym, jak trudno jest być rodzicem nastolatka w dzisiejszych czasach. O tym, że nasze własne matki miały inne problemy – bieda, brak perspektyw, alkohol w domu. My mamy wszystko: mieszkanie na kredyt, samochód, wakacje raz do roku. A mimo to czujemy się przegrane.

Kilka dni później dochodzi do wybuchu.

Jest sobota rano. Tomek wychodzi do pracy na dyżur w szpitalu. Ja sprzątam kuchnię, kiedy słyszę hałas z pokoju Kuby.

– Co się dzieje? – pytam przez drzwi.

– Nic! – krzyczy Kuba.

Wchodzę do środka i widzę rozrzucone ubrania, przewrócone krzesło i Kuby siedzącego na łóżku z głową w dłoniach.

– Kuba…

– Zostaw mnie! – wrzeszczy.

Cofam się jak oparzona. Wychodzę na balkon i zapalam papierosa, choć obiecałam sobie rzucić. Drżą mi ręce.

Po południu dzwoni mama:

– Może powinnaś pójść z nim do psychologa?

– Myślisz, że to aż tak źle?

– Nie wiem… Ale coś się dzieje.

Zaczynam czytać fora internetowe dla rodziców nastolatków. Wszędzie te same historie: dzieci zamknięte w pokojach, rodzice bezradni wobec nowych technologii i presji rówieśniczej. Ktoś pisze: „Nie walczcie z nimi – spróbujcie ich zrozumieć”. Ale jak mam zrozumieć kogoś, kto nie chce ze mną rozmawiać?

Tydzień później Kuba wraca ze szkoły blady jak ściana.

– Co się stało? – pytam zaniepokojona.

Milczy przez chwilę.

– Dostałem jedynkę z matematyki…

Siadam obok niego na kanapie.

– To tylko ocena…

Patrzy na mnie z wyrzutem.

– Ty nic nie rozumiesz! Wszyscy ode mnie czegoś chcą! W szkole, w domu… Nie mogę już tego wytrzymać!

Przez chwilę siedzimy w ciszy. Czuję jego rozpacz i własną bezsilność.

– Kuba… Ja też czasem nie daję rady. Ale jesteśmy rodziną. Możesz mi powiedzieć wszystko.

Odwraca wzrok.

– Nikt mnie nie słucha…

Te słowa trafiają mnie jak cios w brzuch. Przecież to ja cały czas narzekam, że on mnie nie słucha… A może to ja go nie słyszę?

Wieczorem długo rozmawiamy z Tomkiem.

– Może za bardzo go naciskamy? – zastanawia się mąż.

– Chcę tylko, żeby był szczęśliwy…

– Może szczęście dla niego znaczy coś innego niż dla nas?

Zaczynamy zmieniać podejście. Zamiast wymagać rozmowy na siłę, staramy się być obok – gotowi wysłuchać wtedy, kiedy on będzie gotowy mówić. Przestajemy komentować każdą ocenę i każde zachowanie. Zamiast tego pytamy: „Jak się czujesz?”

Nie jest łatwo. Czasem mam ochotę krzyczeć albo płakać ze złości i bezradności. Ale powoli coś się zmienia. Pewnego wieczoru Kuba sam przychodzi do kuchni.

– Mamo…

Patrzę na niego zdziwiona.

– Możesz mi pomóc z matmą?

Serce mi mięknie.

– Jasne! Siadajmy razem.

Pracujemy nad zadaniami przez godzinę. Śmiejemy się z głupich błędów i wspominamy czasy, kiedy uczyłam go liczyć na palcach.

To pierwszy mały krok ku sobie.

Kilka tygodni później idziemy razem na spacer do parku. Kuba opowiada mi o swoim ulubionym youtuberze i o tym, jak trudno jest być „fajnym” w klasie.

– Czasem mam wrażenie, że wszyscy mnie oceniają…

Przytulam go mocno.

– Każdy tak czasem ma… Nawet dorośli.

Patrzy na mnie uważnie po raz pierwszy od miesięcy.

Wieczorem leżę w łóżku i myślę o tym wszystkim. O tym, jak łatwo jest zgubić siebie nawzajem w codziennym biegu i oczekiwaniach. O tym, jak trudno jest być rodzicem i dzieckiem jednocześnie.

Czy naprawdę słuchamy siebie nawzajem? Czy potrafimy usłyszeć to, co najważniejsze?