Cień przeszłości – historia Anny i Wiktora
— Gdyby nie ty, żyliśmy teraz jak ludzie! — Wiktor spojrzał na mnie z goryczą, głos mu drżał od tłumionej złości. Stał w kuchni, oparty o blat, zaciśnięte pięści wbijały się w marmur. Czułam, jak powietrze gęstnieje między nami, jakby każda cząstka domu nasiąkała jego rozczarowaniem.
— Proszę, przestań — odpowiedziałam cicho, nie podnosząc wzroku znad kubka z zimną już herbatą. — Ile można to powtarzać?
— Tyle, ile trzeba! — warknął. — Aż przyznasz, że wszystko zepsułaś!
Wiedziałam, że nie chodzi tylko o tamten jeden wieczór sprzed lat. To był tylko początek lawiny. Nasz ślub był prawie trzydzieści lat temu. Wtedy wydawało się, że wszystko jest możliwe. Mieliśmy plany: dom pod Warszawą, dwójka dzieci, wspólne wakacje nad Bałtykiem. Ale życie nie pyta o plany.
Pamiętam tamten wieczór jak przez mgłę. Było lato, dzieci spały u mojej mamy. Wiktor wrócił późno z pracy, zmęczony i rozdrażniony. Ja byłam już po kilku kieliszkach wina z sąsiadką, Ewą. Rozmowa zeszła na nasze małżeństwa, na to, jak bardzo czasem czujemy się samotne. Potem był telefon od Pawła — mojego dawnego kolegi ze studiów. Przypadek? Może. Może szukałam wtedy czegoś więcej niż rozmowy.
Wiktor dowiedział się o wszystkim kilka miesięcy później. Nie od razu — najpierw były podejrzenia, potem ciche dni, aż w końcu znalazł wiadomości w moim telefonie. Nigdy nie zapomnę jego spojrzenia: mieszanina bólu i pogardy. Od tamtej pory nic już nie było takie samo.
Przez lata próbowaliśmy sklejać nasze życie na nowo. Terapia małżeńska, rozmowy do późna w nocy, obietnice poprawy. Ale cień przeszłości zawsze wracał — czasem w najmniej oczekiwanym momencie. Wystarczyło jedno słowo, gest, zapach perfum na ulicy.
— Myślisz, że to takie proste? — Wiktor podszedł bliżej, jego twarz była blada i napięta. — Ja też miałem pokusy! Ale nigdy cię nie zdradziłem!
— Wiem — szepnęłam. — I nigdy cię o to nie podejrzewałam.
— To dlaczego ty…? — urwał nagle, jakby zabrakło mu odwagi na dokończenie pytania.
Nie miałam odpowiedzi. Może dlatego, że sama jej nie znałam. Może dlatego, że czasem człowiek robi rzeczy wbrew sobie, jakby chciał sprawdzić, czy jeszcze coś czuje.
Nasza córka, Marta, miała wtedy siedemnaście lat. Syn, Michał — piętnaście. Przez długi czas udawało nam się ukrywać przed nimi prawdę. Ale dzieci wyczuwają więcej niż nam się wydaje. Marta zaczęła zamykać się w sobie, Michał coraz częściej znikał z domu pod pretekstem nauki u kolegów.
— Mamo, dlaczego tata na ciebie krzyczy? — zapytała mnie kiedyś Marta przez łzy.
Nie umiałam jej odpowiedzieć. Przytuliłam ją tylko mocno i obiecałam, że wszystko będzie dobrze. Kłamałam.
Z biegiem lat nauczyliśmy się żyć obok siebie jak współlokatorzy. Dzieliliśmy rachunki, obowiązki domowe i milczenie przy kolacji. Czasem łapałam się na tym, że tęsknię za dawnym Wiktorem — tym sprzed zdrady i pretensji. On też chyba tęsknił za mną sprzed tamtej nocy.
W zeszłym roku Marta wyszła za mąż. Na weselu tańczyliśmy razem pierwszy raz od lat. Przez chwilę poczułam się znowu młoda i szczęśliwa. Ale potem wróciła rzeczywistość: Wiktor odsunął się ode mnie przy stole, unikał spojrzenia.
Po powrocie do domu wybuchła kolejna kłótnia.
— Zobaczysz, ona też kiedyś popełni błąd! — krzyczał Wiktor. — Bo nauczyła się tego od ciebie!
— Nie mów tak…
— A jak mam mówić?! Przez ciebie wszystko się rozpadło!
Czułam się winna za wszystko: za swoje błędy, za jego zgorzknienie, za smutek dzieci. Ale czy naprawdę tylko ja byłam winna? Czy on nigdy nie zawiódł? Czy nie zamknął się przede mną na długo przed moją zdradą?
Ostatnio coraz częściej myślę o rozwodzie. Boję się jednak samotności bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Boję się też opinii rodziny i sąsiadów — w małym miasteczku plotki rozchodzą się szybciej niż wiatr.
Wczoraj wieczorem usiedliśmy razem w salonie po raz pierwszy od miesięcy.
— Anna… — zaczął Wiktor cicho. — Myślisz czasem o tym, żeby to wszystko skończyć?
Spojrzałam na niego uważnie. Był zmęczony i starszy niż go zapamiętałam sprzed lat.
— Myślę… Ale boję się.
— Ja też.
Zapadła cisza. Siedzieliśmy tak długo, każde pogrążone we własnych myślach.
Dziś rano patrzyłam na siebie w lustrze i zastanawiałam się: ile jeszcze wytrzymam? Czy można wybaczyć naprawdę wszystko? Czy przeszłość zawsze będzie rzucać cień na nasze życie?
Może każdy z nas nosi swój cień przeszłości… Ale czy potrafimy wyjść z niego razem? Czy już zawsze będziemy tylko cieniem tego, czym byliśmy kiedyś?