Nowa niania, stare lęki: Czy powinnam jej zaufać, gdy wszystko wydaje się zbyt idealne?
– Mamo, a pani Iwona może zostać na noc? – zapytała Zosia, tuląc się do nowej niani, jakby znały się od lat. Stałam w progu kuchni, z kubkiem zimnej już kawy, i patrzyłam na tę scenę z mieszanką ulgi i niepokoju.
Pani Basia, nasza poprzednia niania, była jak członek rodziny. Kiedy zadzwoniła tydzień temu, łamiącym się głosem mówiąc, że musi wyjechać do chorej siostry do Białegostoku, poczułam, jak grunt usuwa mi się spod nóg. Ja – prawniczka z terminami nie do przesunięcia. Michał – inżynier na budowie, gdzie nie ma mowy o pracy zdalnej. A dzieci? Zosia i Jaś – za mali, by zostać sami choćby na godzinę.
Znalezienie nowej niani w środku roku szkolnego graniczyło z cudem. Przewertowałam dziesiątki ogłoszeń, rozmawiałam z poleconymi przez znajomych kobietami. Większość odpadała po pierwszej rozmowie. Aż pojawiła się pani Iwona – schludna, uśmiechnięta, z referencjami od trzech rodzin z naszej dzielnicy. Przyszła punktualnie, dzieci od razu ją polubiły. Ja też poczułam ulgę. Przynajmniej przez chwilę.
Pierwsze dni były jak miód na moje skołatane nerwy. Dzieci były zadbane, dom posprzątany, a nawet obiad czekał w lodówce. Michał żartował: – Może to anioł zesłany przez Basię?
Ale potem zaczęłam zauważać drobiazgi. Pani Iwona śmiała się trochę za głośno z żartów Michała. Przypadkiem dotykała jego ramienia, gdy przekazywała mu klucze. Zostawiała mu karteczki z uśmiechniętymi buźkami: „Dla pana Michała – kawa gotowa!”
Pewnego wieczoru wróciłam wcześniej z pracy. Usłyszałam śmiech dochodzący z salonu. Zajrzałam i zobaczyłam panią Iwonę i Michała siedzących przy stole – ona opowiadała coś żywo gestykulując, on słuchał z rozbawieniem. Dzieci bawiły się w swoim pokoju.
– O, już jesteś! – Michał podskoczył na mój widok. – Pani Iwona opowiadała o swoim psie.
– Tak, przepraszam, już wychodzę – pani Iwona zerwała się gwałtownie i zaczęła zbierać swoje rzeczy.
– Nie ma sprawy – powiedziałam chłodno.
Wieczorem nie mogłam zasnąć. Michał leżał obok, spokojnie oddychając. W mojej głowie kłębiły się myśli: Czy przesadzam? Czy to tylko moja wyobraźnia? Przecież dzieci ją uwielbiają! Ale coś mnie uwierało.
Następnego dnia postanowiłam porozmawiać z Zosią.
– Córeczko, jak ci się podoba pani Iwona?
– Fajna jest! Robi najlepsze naleśniki! – Zosia uśmiechnęła się szeroko.
– A czy coś cię dziwi w jej zachowaniu?
– Hm… czasem mówi, że tata jest bardzo miły i przystojny…
Zamarłam.
Wieczorem zebrałam się na odwagę.
– Michał… czy pani Iwona nie zachowuje się… dziwnie?
Spojrzał na mnie zdziwiony.
– W jakim sensie?
– No… jest bardzo miła dla ciebie. Może nawet za bardzo?
Westchnął.
– Kochanie, chyba przesadzasz. To starsza kobieta! Po prostu jest uprzejma.
Ale coś w jego głosie zabrzmiało niepewnie.
Kolejne dni przyniosły jeszcze więcej niepokoju. Pani Iwona zaczęła zostawać dłużej „bo dzieci nie chciały jej puścić”. Zostawiała Michałowi domowe ciasta i dopytywała o jego ulubione potrawy. Raz przyłapałam ją na przeglądaniu naszych zdjęć ślubnych na półce w salonie.
W końcu nie wytrzymałam. Zadzwoniłam do jednej z rodzin, które podała jako referencje.
– Wie pani… pani Iwona jest bardzo opiekuńcza wobec dzieci – usłyszałam w słuchawce cichy głos kobiety. – Ale… czasem przekracza granice. Mój mąż też był nią trochę za bardzo zainteresowany…
Serce mi zamarło.
Wieczorem usiadłam z Michałem przy stole.
– Musimy porozmawiać poważnie o pani Iwonie – powiedziałam stanowczo.
Opowiedziałam mu wszystko: swoje obawy, rozmowę z Zosią i telefon do byłej pracodawczyni pani Iwony. Michał długo milczał.
– Nie wiem, co powiedzieć… Może rzeczywiście powinniśmy poszukać kogoś innego? – powiedział w końcu cicho.
Następnego dnia poprosiłam panią Iwonę o rozmowę.
– Pani Iwono… bardzo doceniamy pani pracę z dziećmi, ale czuję się nieswojo przez pewne sytuacje…
Patrzyła na mnie przez chwilę w milczeniu.
– Rozumiem… Przepraszam, jeśli przekroczyłam jakieś granice. Czasem po prostu czuję się samotna…
W jej oczach zobaczyłam łzy.
Po jej wyjściu długo siedziałam w ciszy. Czy zrobiłam dobrze? Czy to ja jestem przewrażliwiona? A może każda kobieta na moim miejscu poczułaby to samo?
Czasem zastanawiam się: czy można zaufać własnej intuicji, gdy stawką jest bezpieczeństwo rodziny? Czy lepiej dmuchać na zimne, nawet jeśli ryzykujemy niesprawiedliwość wobec drugiego człowieka? Co wy byście zrobili na moim miejscu?