Jak można mnie zignorować? Historia Kingi, która chciała być zauważona
„Jak można mnie nie zauważyć?” – warczała Kinga, poprawiając makijaż przed lustrem i nakładając kolejną warstwę różu na pełne usta. Stałam obok niej w ciasnej łazience jej mieszkania na Mokotowie, patrząc jak z każdym pociągnięciem pędzla jej twarz staje się coraz bardziej napięta. „Przecież jestem atrakcyjna, inteligentna, mam poczucie humoru… A on nawet nie spojrzy!”
– Kinga, może po prostu nie jest gotowy na nowy związek? – próbowałam ją uspokoić, choć wiedziałam, że to jak dolewanie oliwy do ognia.
– Nie jest gotowy? – prychnęła. – On po prostu mnie ignoruje! A ja nie zamierzam być niewidzialna. Zobaczysz, dziś na imprezie firmowej go złapię. Musi mnie zauważyć.
Kinga od miesięcy była zafascynowana Michałem – nowym kolegą z działu marketingu. Przystojny, cichy, zawsze uprzejmy, ale trzymający dystans. Kinga była jego zupełnym przeciwieństwem: głośna, pewna siebie, zawsze w centrum uwagi. Od kiedy Michał pojawił się w firmie, Kinga nie mówiła o niczym innym. Każda jej stylizacja była przemyślana pod kątem tego, czy Michał ją zauważy. Każdy żart rzucany w kuchni miał być śmieszniejszy niż poprzedni. Ale Michał… jakby jej nie widział.
Wiedziałam, że dzisiejsza impreza firmowa to dla niej ostatnia szansa. Kinga była gotowa na wszystko. Nawet na to, żeby poprosić mnie o pomoc.
– Musisz mi pomóc – powiedziała nagle, odwracając się do mnie z determinacją w oczach. – Jak tylko zobaczysz, że on rozmawia z kimś innym, podejdź i odciągnij tę osobę. Ja wtedy wejdę do akcji.
Nie mogłam odmówić. Była moją przyjaciółką od liceum. Zawsze trzymałyśmy się razem – nawet wtedy, gdy jej rodzice się rozwodzili i Kinga przez pół roku mieszkała u mnie na kanapie. Wiedziałam, że pod tą maską pewności siebie kryje się ktoś bardzo samotny.
Impreza odbywała się w modnym klubie na Powiślu. Wszyscy byli już lekko podchmieleni, muzyka dudniła w uszach. Michał stał przy barze z Anią z księgowości. Kinga poprawiła sukienkę i ruszyła w jego stronę.
– Cześć Michał! – zawołała radośnie, ignorując Anię. – Nie sądzisz, że te imprezy są trochę nudne?
Michał uśmiechnął się uprzejmie.
– W sumie… wolę spokojniejsze miejsca – odpowiedział.
Kinga nie dawała za wygraną.
– To może kiedyś pójdziemy razem na kawę? Znasz dobrą kawiarnię w okolicy?
Ania spojrzała na mnie wymownie, jakby chciała powiedzieć: „Znowu to samo”.
– Przepraszam was na chwilę – powiedziałam szybko i odciągnęłam Anię na parkiet, zostawiając Kingę sam na sam z Michałem.
Patrzyłam z daleka, jak Kinga próbuje rozmawiać z Michałem. Jej gesty były coraz bardziej nerwowe. W końcu Michał coś powiedział i odszedł do toalety. Kinga została sama przy barze.
Po chwili podeszłam do niej.
– I jak? – zapytałam ostrożnie.
– Powiedział, że nie szuka teraz nikogo… Że ma dużo na głowie…
W jej oczach pojawiły się łzy.
– Może to przez mnie? Może jestem za bardzo… za bardzo sobą? – wyszeptała.
Objęłam ją ramieniem.
– Kinga, jesteś jaka jesteś. Nie musisz się zmieniać dla nikogo.
Ale wiedziałam, że to nie wystarczy. Kinga zawsze chciała być zauważona – przez rodziców, przez chłopaków, przez świat. Jej ojciec odszedł do innej kobiety, gdy miała dwanaście lat. Matka wiecznie zapracowana, nie miała czasu na rozmowy o uczuciach córki. Kinga nauczyła się walczyć o uwagę – czasem za wszelką cenę.
Po powrocie z imprezy siedziałyśmy u niej w kuchni nad kubkami herbaty.
– Wiesz co jest najgorsze? – zaczęła cicho. – Że nawet jak ktoś mnie zauważy, to i tak czuję się niewidzialna. Jakby nikt nie widział tej prawdziwej mnie…
Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Przypomniałam sobie wszystkie nasze rozmowy z liceum, kiedy Kinga opowiadała o tym, jak bardzo chciałaby być po prostu kochana za to, kim jest.
Następnego dnia zadzwoniła do mnie jej matka.
– Czy Kinga jest u ciebie? Nie odbiera telefonu…
Zaniepokojona pobiegłam do niej do domu. Drzwi były otwarte. Kinga siedziała na podłodze w salonie otoczona zdjęciami z dzieciństwa.
– Przepraszam… – wyszeptała. – Po prostu musiałam sobie przypomnieć, kim byłam zanim zaczęłam udawać kogoś innego.
Usiadłam obok niej i długo milczałyśmy.
Dziś minął już rok od tamtej imprezy. Kinga powoli nauczyła się być sama ze sobą. Zaczęła chodzić na terapię, pogodziła się z matką. Michał odszedł z firmy i nikt już o nim nie mówi.
Czasem zastanawiam się: ile razy sami próbujemy być kimś innym tylko po to, żeby ktoś nas zauważył? Czy naprawdę warto aż tak walczyć o uwagę kogoś, kto nigdy nie zobaczy naszej prawdziwej twarzy? Może najpierw powinniśmy nauczyć się zauważać samych siebie…