Zostawił mnie w dziewiątym miesiącu ciąży. Po trzech latach wrócił i prosi o drugą szansę. Co powinnam zrobić?
— Nie wierzę, że masz czelność tu przychodzić! — krzyknęłam, zanim jeszcze zdążyłam zamknąć drzwi za Michałem. Stał na wycieraczce, z bukietem zwiędłych tulipanów i miną zbitego psa. Przez chwilę miałam ochotę zatrzasnąć mu drzwi przed nosem, ale coś mnie powstrzymało. Może ciekawość, może gniew, a może po prostu zmęczenie tym wszystkim.
— Magda, proszę… — zaczął cicho. — Wiem, że nie mam prawa tu być. Ale muszę z tobą porozmawiać.
Trzy lata. Tyle minęło odkąd Michał spakował walizkę i wyszedł z naszego mieszkania, zostawiając mnie w dziewiątym miesiącu ciąży. Pamiętam tamten dzień jakby to było wczoraj. Siedziałam na kanapie, próbując złapać oddech między skurczami Braxtona-Hicksa, a on stał w przedpokoju, nie mogąc spojrzeć mi w oczy.
— Przepraszam, Magda. Ja… nie dam rady. To mnie przerasta — powiedział wtedy i wyszedł. Zostawił mnie samą ze strachem, bólem i rosnącym w brzuchu synkiem, który miał się urodzić za dwa tygodnie.
Przez pierwsze miesiące po jego odejściu żyłam jak w amoku. Mama przyjechała z Olsztyna i pomagała mi przy małym Antosiu. Były noce, kiedy płakałam razem z nim — on z głodu albo kolki, ja z rozpaczy i bezsilności. Michał nie dzwonił, nie pisał. Zniknął jak kamień w wodę.
Z czasem nauczyłam się żyć bez niego. Znalazłam pracę w przedszkolu, Antoś poszedł do żłobka. Bywało ciężko — zwłaszcza gdy chorował albo kiedy musiałam wybierać między rachunkami a nowymi butami dla niego. Ale dawałam radę. Zbudowałam wokół nas mały świat: ja, Antoś i nasza codzienność.
Aż do dzisiaj.
— Magda… — Michał patrzył na mnie błagalnie. — Wiem, że nie zasługuję na wybaczenie. Ale przez te trzy lata nie było dnia, żebym o was nie myślał.
— To dlaczego nie zadzwoniłeś? Nie zapytałeś nawet, czy twój syn żyje? — głos mi się załamał.
Michał spuścił głowę.
— Bałem się. Byłem tchórzem. Uciekłem od odpowiedzialności, bo nie wierzyłem, że dam radę być ojcem… Ale przez ten czas dużo się zmieniło. Chodzę na terapię, mam stałą pracę… Chciałbym spróbować to naprawić.
Prychnęłam z niedowierzaniem.
— Naprawić? Myślisz, że można po prostu wrócić i udawać, że nic się nie stało? Antoś nawet cię nie zna!
— Wiem… Ale chciałbym go poznać. I ciebie też… Jeśli mi pozwolisz.
W głowie miałam mętlik. Przez trzy lata budowałam wokół siebie mur złości i żalu. Teraz Michał próbował go przebić kilkoma słowami skruchy i bukietem kwiatów z Biedronki.
Wieczorem zadzwoniłam do mojej mamy.
— Mamo… Michał wrócił — powiedziałam cicho.
Po drugiej stronie zapadła cisza.
— I co zamierzasz zrobić? — zapytała ostrożnie.
— Nie wiem… On mówi, że się zmienił. Że chce być ojcem dla Antosia.
— Magda… pamiętaj tylko jedno: ty przez te trzy lata byłaś dla niego wszystkim. Ty go karmiłaś, przewijałaś, tuliłaś do snu. Michała nie było wtedy, kiedy najbardziej go potrzebowałaś. Zastanów się dobrze, zanim mu wybaczysz.
Nie spałam całą noc. Wpatrywałam się w sufit i słuchałam spokojnego oddechu Antosia śpiącego obok mnie. Czy powinnam pozwolić Michałowi wrócić do naszego życia? Czy ryzykować jego kolejną ucieczkę?
Następnego dnia Michał przyszedł znowu. Tym razem poprosiłam go do środka. Antoś patrzył na niego nieufnie spod grzywki.
— Cześć, Antosiu — powiedział Michał niepewnie.
Synek schował się za moją nogą.
— Kim pan jest? — zapytał cicho.
Michał przełknął ślinę.
— Jestem… przyjacielem mamy — odpowiedział po chwili.
Przez następne tygodnie Michał próbował zdobyć nasze zaufanie. Przynosił Antosiowi książeczki i samochodziki, zabierał nas na spacery do parku. Czasem widziałam w jego oczach łzy, kiedy patrzył na syna bawiącego się w piaskownicy.
Ale ja wciąż nie potrafiłam mu zaufać. Każdy jego gest wydawał mi się podejrzany; każde słowo analizowałam godzinami. Bałam się uwierzyć w jego przemianę — bałam się kolejnego rozczarowania.
Pewnego wieczoru usiedliśmy razem przy kuchennym stole.
— Magda… Ja naprawdę chcę być częścią waszego życia. Wiem, że cię skrzywdziłem i nigdy sobie tego nie wybaczę. Ale proszę… daj mi szansę to naprawić.
Patrzyłam na niego długo w milczeniu.
— A jeśli znowu uciekniesz? Jeśli znowu zostawię wszystko na jedną kartę i zostanę sama?
Michał złapał mnie za rękę.
— Nie odejdę już nigdy więcej. Obiecuję.
Czy można uwierzyć komuś, kto raz już złamał ci serce? Czy warto dać drugą szansę człowiekowi, który uciekł wtedy, gdy najbardziej go potrzebowałam?
Czasem myślę: czy lepiej żyć z nadzieją na nowy początek czy z lękiem przed kolejnym końcem? Co byście zrobili na moim miejscu?