„Skoro się rozwiodłaś, nie dostaniesz spadku” – historia rodzinna, która rozdarła moje serce na kawałki

– Skoro się rozwiodłaś, nie dostaniesz spadku! – głos mojej matki przeszył ciszę kuchni jak nóż. Siedziałyśmy naprzeciwko siebie przy starym, dębowym stole, na którym od lat toczyły się rodzinne rozmowy, śmiechy i kłótnie. Ale tej rozmowy nie zapomnę nigdy.

Zamarłam. W rękach ściskałam filiżankę z herbatą, która nagle wydała mi się lodowata. Spojrzałam na mamę – osiemdziesięcioletnią kobietę o ostrych rysach i oczach, które kiedyś były pełne czułości, a dziś błyszczały chłodem.

– Mamo… – zaczęłam cicho, ale przerwała mi ruchem ręki.

– Nie chcę słuchać twoich tłumaczeń, Aniu. Rozwód to hańba. Zniszczyłaś rodzinę. Jak mam ci ufać, że zadbasz o dom po mojej śmierci?

Poczułam, jak łzy napływają mi do oczu. Przez chwilę miałam ochotę wstać i wybiec z tego domu, ale coś mnie powstrzymało. Może to był sentyment do tych ścian, w których dorastałam? A może po prostu nie chciałam dać jej satysfakcji.

Od rozwodu minęły już trzy lata. Zostawił mnie Andrzej – po trzydziestu latach małżeństwa. Odszedł do młodszej kobiety, a ja zostałam sama w naszym mieszkaniu na warszawskim Ursynowie. Przez długi czas nie mogłam się pozbierać, ale powoli zaczęłam układać sobie życie na nowo. Myślałam, że najgorsze już za mną. Myliłam się.

Mama zawsze była surowa i wymagająca. Ojciec zmarł wcześnie, więc to ona trzymała wszystko żelazną ręką – dom, gospodarstwo pod Radomiem, nasze wychowanie. Mnie i mojego brata Piotra wychowywała w przekonaniu, że rodzina jest najważniejsza. Ale teraz miałam wrażenie, że dla niej ważniejsze są zasady niż ludzie.

– A co z Piotrem? – zapytałam drżącym głosem.

– Piotr jest żonaty, ma dzieci. On wie, co to odpowiedzialność – odpowiedziała bez wahania.

Zacisnęłam usta. Piotr od lat mieszka w Niemczech i widuje się z mamą raz na rok. Ale dla niej to nie miało znaczenia – liczyło się tylko to, że nie „zhańbił” rodziny rozwodem.

Wróciłam do Warszawy roztrzęsiona. Przez całą drogę myślałam o tym, jak bardzo jestem sama. Moja córka Marta mieszkała niedaleko, ale ostatnio nasze relacje były napięte. Miała trzydzieści lat i własne życie – karierę w korporacji, chłopaka z planami na wyjazd za granicę. Czułam, że oddalamy się od siebie coraz bardziej.

Wieczorem zadzwoniła Marta.

– Mamo, babcia dzwoniła do mnie dzisiaj – zaczęła bez zbędnych powitań.

– I co mówiła? – zapytałam ostrożnie.

– Że powinnam pomyśleć o przyszłości… O tym domu pod Radomiem. Że jeśli będę jej pomagać i odwiedzać ją częściej niż ty, to może zapisze go na mnie.

Zatkało mnie. Przez chwilę nie mogłam wydobyć z siebie głosu.

– I co jej odpowiedziałaś?

– Że się zastanowię…

Poczułam ukłucie żalu i gniewu jednocześnie.

– Marta, to jest nasz rodzinny dom! Twój dziadek go budował własnymi rękami! Chcesz go dostać kosztem mnie?

– Mamo, ty nawet tam nie jeździsz! Babcia jest sama… Może faktycznie powinnam jej pomóc?

Rozłączyłam się bez słowa. Przez całą noc przewracałam się z boku na bok. W głowie kłębiły mi się myśli: czy naprawdę jestem taka zła? Czy rozwód przekreślił wszystko dobre, co zrobiłam dla tej rodziny?

Następnego dnia zadzwonił Piotr.

– Anka, mama mówiła mi o wszystkim… Nie przejmuj się nią. Ona zawsze była uparta.

– Łatwo ci mówić! Ty masz swoją rodzinę i życie za granicą! Nawet nie wiesz, jak to boli…

– Wiem, ale nie pozwól jej sobą manipulować. Dom to tylko budynek.

Ale dla mnie to nie był „tylko budynek”. To były wspomnienia – zapach świeżo pieczonego chleba w kuchni, śmiech dzieci na podwórku, wieczory przy kominku. Czy naprawdę miałam to wszystko stracić przez decyzję sprzed lat?

Przez kolejne tygodnie atmosfera w rodzinie gęstniała jak burzowe chmury nad Mazowszem. Mama coraz częściej dzwoniła do Marty i podsycała konflikt między nami. Czułam się zdradzona przez własną córkę.

W końcu postanowiłam pojechać do mamy jeszcze raz. Tym razem nie zamierzałam milczeć.

– Mamo – zaczęłam stanowczo – czy naprawdę chcesz rozbić rodzinę przez pieniądze? Przez dom?

Spojrzała na mnie zaskoczona moją odwagą.

– To ty ją rozbiłaś! Rozwód to twoja wina!

– A czyja była wina, kiedy ojciec pił i bił nas po kątach? Wtedy też byłam winna? – wyrzuciłam z siebie słowa, które tłumiłam przez lata.

Mama zbladła.

– Nie mów tak…

– Prawda boli? Przez całe życie udawałaś, że wszystko jest w porządku! A teraz chcesz mnie ukarać za to, że miałam odwagę odejść od człowieka, który mnie zdradził!

W kuchni zapadła cisza. Po raz pierwszy zobaczyłam w oczach mamy strach i… żal?

– Nie chciałam cię skrzywdzić… – wyszeptała po chwili.

– Ale skrzywdziłaś. I Martę też krzywdzisz, stawiając ją przeciwko mnie.

Wyszłam z domu ze łzami w oczach. Nie wiedziałam już, czy kiedykolwiek będziemy jeszcze rodziną.

Kilka dni później zadzwoniła Marta.

– Mamo… Przepraszam cię. Babcia próbuje nas skłócić… Ale ja nie chcę tego domu kosztem ciebie.

Poczułam ulgę i smutek jednocześnie.

Dziś wiem jedno: rodzina potrafi być źródłem największego szczęścia i największego bólu. Czy naprawdę warto walczyć o majątek kosztem bliskich? Czy dom bez miłości ma jakąkolwiek wartość?