„Gdybyś nie rozpieściła swojej córki, wciąż bylibyście razem” – Opowieść o matce, córce i cenie nowoczesnego wychowania

– Mamo, nie będziesz mi mówić, co mam robić! – Julia wrzasnęła tak głośno, że aż szklanka z herbatą zadźwięczała na stole. W tej chwili poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce z piersi. Mój mąż, Andrzej, spojrzał na mnie z wyrzutem, a ja nie wiedziałam, czy bardziej boli mnie bunt mojej córki, czy jego milcząca pretensja.

Jeszcze kilka lat temu Julia była moją małą dziewczynką. Zawsze przytulała się do mnie przed snem i opowiadała o swoich marzeniach. Ale odkąd wyszła za mąż za Pawła i urodziła Maję, wszystko się zmieniło. Paweł był inny niż Andrzej – spokojny, wyrozumiały, zapatrzony w nowoczesne metody wychowawcze. To on przekonał Julię, żeby wychowywać Maję bez kar i zakazów. „Dziecko musi czuć się wolne” – powtarzał. „Nie wolno jej ograniczać”.

Na początku próbowałam się nie wtrącać. To ich dziecko, ich decyzje. Ale kiedy Maja zaczęła robić sceny w sklepie, rzucać zabawkami i krzyczeć na babcię, nie mogłam już milczeć.

– Julia, ona ci wejdzie na głowę – powiedziałam pewnego dnia, kiedy Maja wylała sok na nową kanapę i nawet nie przeprosiła.
– Mamo, nie rozumiesz. To tylko etap. Nie wolno jej zawstydzać ani karać – odpowiedziała Julia z tą swoją nową pewnością siebie.

Andrzej patrzył na nas obie z rezygnacją. On też nie zgadzał się z Julią, ale nie chciał się wtrącać. „To ich życie” – powtarzał mi po cichu. Ale ja widziałam, jak bardzo cierpi, kiedy wnuczka ignoruje go albo mówi do niego „nie będziesz mi rozkazywał”.

Z czasem nasze relacje z Julią zaczęły się psuć. Coraz rzadziej dzwoniła, coraz rzadziej przyjeżdżała z Mają. Kiedy już się pojawiali, atmosfera była napięta jak struna. Każde moje słowo mogło wywołać burzę.

Pewnego dnia Paweł zadzwonił do mnie sam.
– Pani Aniu, proszę nie naciskać na Julię. Ona jest bardzo wrażliwa. Potrzebuje wsparcia, a nie krytyki.
– Paweł, ja tylko chcę dla nich dobrze…
– Wiem. Ale proszę zaufać Julii.

Zgodziłam się milczeć. Ale w środku czułam narastającą frustrację. Widziałam, jak Maja staje się coraz bardziej roszczeniowa i nieposłuszna. Julia była coraz bardziej zmęczona i rozdrażniona, ale nie chciała się do tego przyznać.

Aż do tamtego obiadu u nas w domu.

Maja rzuciła ziemniakiem w psa i zaczęła krzyczeć, że chce lody zamiast obiadu. Julia próbowała ją uspokoić cichym głosem, ale Maja tylko wrzeszczała głośniej.

– Julia! – nie wytrzymałam. – Czy ty naprawdę nie widzisz, co się dzieje? Ona tobą rządzi!

Julia zerwała się od stołu.
– Mamo! Przez całe dzieciństwo tylko mnie krytykowałaś! Nigdy nie pozwoliłaś mi być sobą! Nie chcę tego samego dla Mai!

Andrzej próbował ją uspokoić:
– Julia, mama chce dobrze…
– Nie! – krzyknęła Julia. – Wy nic nie rozumiecie!

Wybiegła z Mają z domu. Paweł spojrzał na mnie smutno i wyszedł za nimi.

Od tamtej pory minęły dwa miesiące. Julia nie odbiera moich telefonów. Andrzej zamknął się w sobie jeszcze bardziej. W domu panuje cisza jak przed burzą.

Czasem siedzę sama w kuchni i patrzę na zdjęcia z czasów, kiedy byliśmy szczęśliwi. Zastanawiam się, gdzie popełniłam błąd. Czy naprawdę byłam zbyt surowa? Czy to moja wina, że Julia tak bardzo chciała być inną matką niż ja?

Ostatnio spotkałam Julię przypadkiem w sklepie. Była blada i zmęczona. Maja ciągnęła ją za rękę i krzyczała coś o nowej zabawce.
– Cześć… – powiedziałam cicho.
Julia spojrzała na mnie chłodno.
– Nie mam czasu.
I odeszły.

Wróciłam do domu i długo płakałam. Andrzej usiadł obok mnie i powiedział tylko:
– Może gdybyśmy mniej ją krytykowali…
Nie odpowiedziałam.

Czasem myślę o tym wszystkim i pytam siebie: czy naprawdę można wychować szczęśliwe dziecko bez żadnych granic? Czy nowoczesne metody wychowawcze są lepsze od tych starych? A może każda matka jest skazana na to, że jej dziecko kiedyś ją odrzuci?

Czy wy też macie takie doświadczenia? Czy można jeszcze naprawić relację z własnym dzieckiem?