Ukrywam się w pracy, by uciec przed własnym mężem. Czy to już koniec mojego małżeństwa?
— Znowu wracasz po dwudziestej? — głos Marka rozbrzmiał w słuchawce ostrym, nieznoszącym sprzeciwu tonem. Stałam na klatce schodowej, z kluczami w dłoni, czując jak serce wali mi w piersi. Przez chwilę miałam ochotę zawrócić, zejść na dół i po prostu pójść przed siebie, gdziekolwiek, byle dalej od tego mieszkania, od niego.
— Miałam dużo pracy — odpowiedziałam cicho, starając się ukryć drżenie głosu. — Szefowa poprosiła mnie o zostanie dłużej.
— Jasne, zawsze ta praca. Może powinnam się cieszyć, że w ogóle jeszcze wracasz do domu? — usłyszałam w tle trzask talerza. — Zosia pytała o ciebie cały wieczór.
Zosia. Nasza córka. Przez chwilę poczułam ukłucie winy, ale zaraz potem przyszła fala złości. Dlaczego to zawsze ja mam się tłumaczyć? Dlaczego nikt nie pyta, czy ja jeszcze mam siłę?
Otworzyłam drzwi i weszłam do mieszkania. W powietrzu unosił się zapach smażonej cebuli i czegoś przypalonego. Marek siedział przy stole, zgarbiony nad laptopem, nawet nie podnosząc wzroku.
— Cześć, mamo! — Zosia wybiegła z pokoju i rzuciła mi się na szyję. Przytuliłam ją mocno, czując łzy pod powiekami.
— Przepraszam, kochanie. Miałam ciężki dzień — wyszeptałam.
Marek spojrzał na mnie z wyrzutem.
— Może powinnaś przestać brać nadgodziny i zacząć zajmować się domem? Ja też pracuję, ale jakoś znajduję czas dla dziecka.
Zacisnęłam usta. Ile razy już to słyszałam? Ile razy próbowałam tłumaczyć, że praca to dla mnie coś więcej niż obowiązek? To jedyne miejsce, gdzie czuję się potrzebna, gdzie nikt nie patrzy na mnie jak na kogoś, kto ciągle zawodzi.
W łazience zamknęłam się na chwilę, opierając czoło o zimne kafelki. W głowie dudniły mi słowa Marka. „Może powinnaś przestać brać nadgodziny…” A może powinnam przestać udawać, że wszystko jest w porządku?
W pracy czuję się wolna. Tam nikt nie ocenia mnie przez pryzmat nieumytych naczyń czy nieodrobionych lekcji Zosi. Tam jestem po prostu Anią Kowalską — specjalistką od kadr, osobą z własnym zdaniem i poczuciem wartości. Kiedy szefowa prosi mnie o zostanie dłużej, czuję się doceniona. Kiedy koleżanki pytają o radę, wiem, że mam coś do powiedzenia.
Ale w domu… W domu jestem tylko żoną i matką. I coraz częściej mam wrażenie, że nikogo już nie obchodzę jako człowiek.
Pamiętam początki z Markiem. Byliśmy młodzi, pełni marzeń. On — student politechniki z głową pełną pomysłów na biznesy. Ja — świeżo po studiach pedagogicznych, zakochana w nim po uszy. Przez pierwsze lata wszystko wydawało się proste. Nawet kiedy pojawiła się Zosia i zaczęły się nieprzespane noce, trzymaliśmy się razem.
Ale potem Marek stracił pracę. Zaczął coraz więcej czasu spędzać w domu, a ja musiałam przejąć ciężar utrzymania rodziny. Niby znalazł coś dorywczo, ale to już nie było to samo. Stał się zgorzkniały, wiecznie niezadowolony. Każda moja próba rozmowy kończyła się kłótnią.
— Anka, ty mnie w ogóle nie słuchasz! — krzyczał pewnego wieczoru, kiedy próbowałam mu powiedzieć o awansie.
— Słucham cię cały czas! Ale może czasem ty posłuchaj mnie! — odpowiedziałam wtedy z rozpaczą.
Od tamtej pory coraz częściej zamykałam się w sobie. Praca stała się moją ucieczką. Zostawałam po godzinach, brałam dodatkowe projekty. Wolałam siedzieć nad tabelkami niż wracać do domu pełnego pretensji i ciszy.
Zosia zaczęła to zauważać.
— Mamo, dlaczego jesteś smutna? — zapytała pewnego wieczoru, kiedy czytałam jej bajkę na dobranoc.
— Nie jestem smutna, kochanie. Po prostu jestem zmęczona — skłamałam.
Ale ona patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi oczami i wiedziałam, że widzi więcej niż powinna.
W pracy pojawił się ktoś nowy — Tomek z działu IT. Z początku rozmawialiśmy tylko służbowo, ale szybko złapaliśmy wspólny język. On też miał swoje problemy w domu. Czasem wychodziliśmy razem na lunch, czasem zostawaliśmy po godzinach przy kawie.
Nie zdradziłam Marka fizycznie. Ale emocjonalnie… Czułam się przy Tomku bezpieczna jak nigdy wcześniej. Mogłam mu powiedzieć wszystko bez obawy o ocenę czy kpinę.
Pewnego dnia Marek znalazł naszą wymianę wiadomości na Messengerze.
— Kim jest ten Tomek? — zapytał lodowatym tonem, pokazując mi telefon.
Zamarłam.
— Kolega z pracy — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.
— Kolega? To ciekawe, bo chyba nie każdemu koledze piszesz: „Dzięki za wsparcie, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła”?
Wybuchła awantura jakiej jeszcze nie było. Krzyczał tak głośno, że Zosia schowała się pod stołem w kuchni. Ja płakałam i tłumaczyłam się jak dziecko przyłapane na kradzieży cukierków.
— Może powinnaś tam zostać na noc! — wrzasnął na koniec i trzasnął drzwiami od sypialni.
Siedziałam długo przy stole, patrząc na swoje odbicie w oknie. Czułam się pusta i przegrana. Czy naprawdę tak bardzo zawiodłam? Czy to ja jestem winna temu wszystkiemu?
Następnego dnia przyszłam do pracy wcześniej niż zwykle. Tomek zauważył moje czerwone oczy.
— Wszystko w porządku? — zapytał cicho.
— Nie wiem… Chyba już nie wiem co robić — odpowiedziałam szczerze.
Przez cały dzień myślałam tylko o jednym: czy można jeszcze uratować coś, co tak bardzo się rozpadło? Czy warto walczyć o małżeństwo dla dziecka? Czy może lepiej odejść i zacząć żyć dla siebie?
Wieczorem wróciłam do domu później niż zwykle. Marek siedział przy stole z butelką piwa i patrzył w pustkę.
— Musimy pogadać — powiedział bez emocji.
Usiadłam naprzeciwko niego i przez chwilę milczeliśmy oboje.
— Nie chcę już tak żyć — powiedziałam w końcu drżącym głosem. — Nie chcę być twoim wrogiem ani uciekać przed własnym życiem.
Spojrzał na mnie zmęczonym wzrokiem.
— Ja też nie wiem jak to naprawić…
Zosia weszła do kuchni i spojrzała na nas pytająco.
— Mamo… Tato… Będziecie jeszcze razem?
Nie umiałam jej odpowiedzieć.
Dziś siedzę sama w sypialni i myślę: czy można odbudować coś z popiołów? Czy lepiej pozwolić odejść temu, co już dawno umarło?
A Wy… Co byście zrobili na moim miejscu? Czy warto walczyć o rodzinę za wszelką cenę?