Dom, który miał być nasz: Historia zdrady i rodzinnych konfliktów

— Paweł, czy ty to słyszysz? — mój głos drżał, a w oczach miałam łzy. Stałam w kuchni, trzymając telefon, przez który jeszcze przed chwilą słyszałam zimny, wyprany z emocji głos teściowej. — Ona naprawdę chce oddać dom Krzyśkowi? Po tym wszystkim?

Paweł siedział przy stole, zgarbiony, jakby nagle opadł z sił. Wpatrywał się w swoje dłonie, milcząc. W powietrzu wisiała cisza tak gęsta, że niemal ją czułam na skórze. Przez okno wpadało blade światło popołudnia, odbijając się od świeżo pomalowanych ścian — tych samych, które przez ostatnie pół roku malowaliśmy razem, wieczorami po pracy, z nadzieją na własny kąt.

Jeszcze sześć miesięcy temu ten dom był ruiną. Stary, drewniany domek na obrzeżach Wrocławia, który od lat stał pusty. Teściowa, pani Halina, zaproponowała nam, żebyśmy go wyremontowali. „Będziecie mieć gdzie mieszkać, dzieci moje” — mówiła wtedy z uśmiechem. Wierzyłam jej. Zainwestowaliśmy wszystkie oszczędności: nowe okna, dach, instalacje. Każdy weekend spędzaliśmy na budowie. Byliśmy zmęczeni, ale szczęśliwi — budowaliśmy coś własnego.

A teraz? Teraz dowiedziałam się, że dom ma dostać Krzysiek — młodszy brat Pawła. Ten sam Krzysiek, który przez ostatnie lata mieszkał za granicą i nie interesował się rodziną. Ten sam, który nie przyjechał nawet na święta.

— Może mama się rozmyśli… — Paweł próbował mnie uspokoić, ale w jego głosie nie było przekonania.

— Rozmyśli? Po tym wszystkim? — wybuchłam. — Przecież ona doskonale wiedziała, ile tu włożyliśmy! Jak mogła?

Nie spałam tej nocy. Przewracałam się z boku na bok, analizując każde słowo rozmowy z teściową. „To dom rodzinny Krzyśka” — powiedziała mi zimno. „On wraca do Polski i potrzebuje miejsca na start. Wy jesteście młodzi, poradzicie sobie wszędzie”.

Poradzimy sobie wszędzie? Czyli nasza praca nic nie znaczy? Nasze marzenia o własnym domu to tylko kaprys?

Rano zadzwoniła do mnie mama.

— Aniu, co się stało? Słyszałam od sąsiadki… — zaczęła ostrożnie.

— Mamo, nie mogę teraz rozmawiać — przerwałam jej, czując jak łzy znów napływają mi do oczu.

W pracy byłam jak cień samej siebie. Koleżanki pytały, czy wszystko w porządku. Uśmiechałam się sztucznie i mówiłam, że to tylko zmęczenie.

Wieczorem Paweł wrócił do domu później niż zwykle. Był blady i spięty.

— Rozmawiałem z mamą — powiedział cicho. — Powiedziała, że decyzja zapadła. Krzysiek dostaje dom.

— I co teraz? — zapytałam bezsilnie.

— Nie wiem… — spuścił głowę. — Zablokowałem jej numer. Nie chcę z nią rozmawiać.

Przez kolejne dni unikaliśmy rozmów o domu. Każde z nas zamknęło się w swoim bólu i poczuciu zdrady. W końcu zebrałam się na odwagę i pojechałam do teściowej.

Drzwi otworzyła mi bez uśmiechu.

— Aniu… — zaczęła.

— Dlaczego nam to zrobiłaś? — przerwałam jej ostro. — Przecież obiecałaś…

— Niczego nie obiecywałam — odpowiedziała chłodno. — Powiedziałam tylko, że możecie remontować. To mój dom i zrobię z nim co chcę.

Patrzyłam na nią z niedowierzaniem. Przez chwilę miałam ochotę krzyczeć, płakać, błagać ją o sprawiedliwość. Ale wiedziałam już, że to nic nie da.

Wróciłam do domu i długo płakałam w ramionach Pawła. On też był załamany. Czułam się zdradzona nie tylko przez teściową, ale też przez los. Przecież tyle razy słyszałam historie o rodzinnych konfliktach o majątek — nigdy nie myślałam, że mnie to spotka.

Minęły tygodnie. Nie rozmawiałam z teściową ani razu. Paweł też nie próbował się z nią kontaktować. Krzysiek przyjechał do Polski i zaczął urządzać się w naszym domu — bo tak go nazywałam w myślach. Każdego dnia przejeżdżałam obok niego jadąc do pracy i czułam ukłucie bólu w sercu.

Zaczęliśmy szukać nowego mieszkania do wynajęcia. Wszystko wydawało się szare i beznadziejne. Nasze oszczędności poszły na remont domu teściowej — teraz nie mieliśmy nic.

Pewnego wieczoru Paweł powiedział:

— Może powinniśmy wyjechać za granicę? Zacząć wszystko od nowa?

Spojrzałam na niego ze łzami w oczach.

— A co z naszym życiem tutaj? Z rodziną?

— Jaka to rodzina? — odpowiedział gorzko.

Nie wiem, co będzie dalej. Czuję żal i gniew, ale też pustkę po utraconych marzeniach. Czy można jeszcze zaufać rodzinie po takim ciosie? Czy warto walczyć o sprawiedliwość, gdy wszystko wydaje się stracone?

Czasem patrzę na nasze zdjęcia sprzed kilku miesięcy — uśmiechnięci, zmęczeni farbą na ubraniach, ale szczęśliwi. I zastanawiam się: czy to wszystko miało sens? Czy można odbudować życie na nowo po takiej zdradzie?