Pięć lat pod jednym dachem – czy rodzina to zawsze wsparcie?

– Nie zgadzam się na to, Michał! – krzyknęłam, czując, jak łzy napływają mi do oczu. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Michał patrzył na mnie z tym swoim spokojem, który zawsze mnie irytował, kiedy czułam się bezbronna. – To tylko pięć lat, Aniu. Pięć lat i Ola skończy studia. Przecież to rodzina – odpowiedział cicho, jakby to miało wszystko wyjaśnić.

Wtedy po raz pierwszy poczułam, że nasze małżeństwo naprawdę zostanie wystawione na próbę. Ola, jego młodsza kuzynka z małej wsi pod Lublinem, miała zacząć studia w Warszawie. Michał był jej jedyną rodziną w mieście. Kiedy zadzwonił do mnie z pracy i powiedział: „Ola będzie mieszkać z nami przez najbliższe pięć lat”, poczułam, jakby ktoś wyciągnął mi dywan spod nóg.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz ją zobaczyłam. Stała pod naszym blokiem z ogromną walizką, w za dużej kurtce i z niepewnym uśmiechem. Michał od razu ją przytulił. Ja tylko skinęłam głową. Nie chciałam być nieuprzejma, ale w środku czułam bunt. Nasze mieszkanie nie było duże – dwa pokoje, kuchnia i łazienka. Każdy centymetr był na wagę złota.

Pierwsze tygodnie były trudne. Ola była cicha, zamknięta w sobie, ale wszędzie jej było pełno – w łazience rano, kiedy spieszyłam się do pracy; w kuchni wieczorem, kiedy chciałam napić się wina i odpocząć po ciężkim dniu. Zostawiała kubki na stole, zapominała o wynoszeniu śmieci. Michał tłumaczył: „Jest młoda, nauczy się”.

Z czasem zaczęły się drobne konflikty. Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam Olę siedzącą na moim ulubionym fotelu, rozmawiającą przez telefon. Śmiała się głośno, a ja poczułam się jak intruz we własnym domu. – Przepraszam, mogłabyś trochę ciszej? – zapytałam grzecznie. Ola spojrzała na mnie zdziwiona i wzruszyła ramionami.

Michał coraz częściej stawał po jej stronie. – Przesadzasz, Aniu. To tylko dziewczyna z prowincji, daj jej czas – mówił. Ale ja czułam się coraz bardziej samotna. Nasze rozmowy zamieniły się w krótkie wymiany zdań o rachunkach i zakupach. Wieczorami leżałam w łóżku i zastanawiałam się, kiedy ostatni raz Michał spojrzał na mnie tak jak wtedy, gdy się poznaliśmy.

Poznaliśmy się na imprezie u wspólnych znajomych. Pamiętam naszą pierwszą rozmowę – była prosta, szczera. Michał nie był typowym facetem z miasta; miał w sobie coś spokojnego, autentycznego. Wtedy wydawało mi się to urocze. Teraz ta sama cecha sprawiała, że czułam się niewidzialna.

Pewnego dnia wróciłam wcześniej z pracy i usłyszałam śmiech dochodzący z kuchni. Michał i Ola gotowali razem obiad. Rozmawiali o jej zajęciach na uczelni, żartowali z profesorów. Stałam w przedpokoju i słuchałam ich przez chwilę. Poczułam ukłucie zazdrości – nie o Olę jako kobietę, ale o ich bliskość, której mi brakowało.

Wieczorem próbowałam porozmawiać z Michałem.
– Czuję się tu obco – powiedziałam cicho.
– Przesadzasz – odpowiedział bez namysłu.
– Nie przesadzam! To już nie jest nasz dom. To jest dom twój i Oli.
Michał westchnął ciężko i wyszedł do drugiego pokoju.

Z Olą też próbowałam rozmawiać.
– Wiem, że to dla ciebie trudne – zaczęła niepewnie.
– Nie chodzi tylko o mnie – przerwałam jej. – Chodzi o nas wszystkich. O granice.
Ola spuściła wzrok i wyszła do swojego pokoju.

Z czasem sytuacja tylko się pogarszała. Ola zaczęła przyprowadzać znajomych ze studiów. W naszym małym mieszkaniu robiło się tłoczno i głośno. Czułam się jak cień przemykający między kuchnią a sypialnią.

W pracy też nie było lepiej – szefowa wymagała coraz więcej, a ja nie miałam już siły na nic poza przetrwaniem kolejnego dnia. Często płakałam pod prysznicem, żeby nikt nie słyszał.

Minął rok. Potem drugi. Każdego dnia budziłam się z myślą: „Jeszcze trzy lata”. Zaczęłam unikać domu; zostawałam dłużej w pracy lub chodziłam na długie spacery po mieście. Michał tego nie zauważał albo nie chciał zauważać.

W końcu nadszedł moment kulminacyjny. Pewnego wieczoru wróciłam do domu i zobaczyłam Olę płaczącą przy stole.
– Co się stało? – zapytałam zmęczonym głosem.
– Pokłóciłam się z Michałem… On uważa, że jestem niewdzięczna…
Usiadłam naprzeciwko niej i po raz pierwszy od dawna poczułam współczucie.
– Wiesz… ja też czuję się tu czasem obco – powiedziałam cicho.
Spojrzałyśmy na siebie przez chwilę w milczeniu.

Następnego dnia usiedliśmy wszyscy razem przy stole.
– Musimy ustalić zasady – powiedziałam stanowczo. – Inaczej wszyscy zwariujemy.
Rozmowa była długa i trudna, ale po raz pierwszy od dawna poczułam ulgę.

Teraz mija trzeci rok odkąd Ola z nami mieszka. Nie jest idealnie; czasem wciąż mam ochotę uciec gdzieś daleko. Ale nauczyliśmy się rozmawiać o swoich potrzebach i granicach.

Czasem zastanawiam się: czy naprawdę warto było poświęcić tyle dla rodziny? Czy pięć lat kompromisów to cena za spokój sumienia? Może czasem trzeba postawić siebie na pierwszym miejscu? Jak wy byście postąpili na moim miejscu?