Czy byłam złą matką, prosząc syna i synową o wyprowadzkę?

– Mamo, czy naprawdę musimy się wyprowadzić? – głos Pawła, mojego jedynego syna, drżał od emocji. Stał w kuchni, oparty o blat, a jego żona, Magda, siedziała przy stole z opuszczoną głową. W powietrzu wisiała cisza gęsta jak śmietana.

Patrzyłam na nich, czując jak serce ściska mi się z bólu. Przecież to ja ich przygarnęłam, kiedy Paweł stracił pracę, a Magda wróciła ze szpitala po trudnym porodzie. Przez pół roku byliśmy razem pod jednym dachem. Myślałam, że dam radę. Że dom, który od śmierci męża był pusty i cichy, znów wypełni się życiem. Ale życie okazało się inne niż w moich wyobrażeniach.

– Paweł… – zaczęłam cicho, próbując zebrać myśli. – Ja… ja już nie daję rady. Potrzebuję trochę spokoju. To nie jest łatwe dla mnie…

Magda podniosła na mnie oczy. Były czerwone od płaczu. – Myślałam, że jesteśmy rodziną – wyszeptała.

Zacisnęłam dłonie na filiżance herbaty. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy siedziałam sama w salonie, słysząc zza ściany ich kłótnie. O pieniądze, o dziecko, o to, kto ma wstać w nocy do małego Antosia. Przypomniałam sobie swoje łzy bezsilności, kiedy Magda trzaskała drzwiami, a Paweł wychodził z domu bez słowa. Przypomniałam sobie własne zmęczenie – fizyczne i psychiczne – kiedy próbowałam być dla nich wsparciem, a jednocześnie nie wtrącać się za bardzo.

– Jesteśmy rodziną – powiedziałam w końcu. – Ale ja też jestem człowiekiem. Mam swoje granice.

Paweł spojrzał na mnie z wyrzutem. – To gdzie mamy pójść? Przecież nie stać nas na wynajem…

– Może do twojej mamy – rzuciła Magda z goryczą.

– Magda, proszę cię…

– Nie! Zawsze tylko twoja mama! A ja? Moja matka nie żyje! – jej głos załamał się i rozpłakała się na dobre.

Patrzyłam na nich i czułam się jak potwór. Czy naprawdę byłam taka okrutna? Przecież chciałam tylko trochę ciszy. Chciałam znów poczuć się u siebie we własnym domu. Chciałam przestać być niewidzialną służącą, która gotuje obiady i sprząta po wszystkich, bo młodzi są zmęczeni dzieckiem.

Pamiętam dzień, kiedy pierwszy raz poprosiłam Magdę o pomoc przy obiedzie. Spojrzała na mnie jak na natręta.

– Nie mogę teraz, Antoś śpi na mnie – powiedziała i wróciła do telefonu.

A potem Paweł wrócił z rozmowy kwalifikacyjnej i rzucił plecak na podłogę.

– Znowu nic – mruknął tylko i poszedł do pokoju.

Zostałam sama w kuchni z górą naczyń i poczuciem winy, że nie potrafię im pomóc bardziej.

Wieczorami leżałam w łóżku i słuchałam ciszy przerywanej płaczem wnuka. Czułam się coraz bardziej obca we własnym domu. Zaczęłam unikać wspólnych posiłków, zamykać się w swoim pokoju pod pretekstem bólu głowy.

A potem przyszła ta rozmowa. Paweł miał łzy w oczach.

– Mamo… my naprawdę nie mamy gdzie pójść.

– Może powinniście spróbować sami… – powiedziałam cicho. – To wasze życie. Ja już swoje przeżyłam.

Magda spojrzała na mnie z pogardą.

– Łatwo ci mówić. Miałaś męża, dom…

Zabolało mnie to bardziej niż chciałam przyznać. Tak, miałam męża. Ale przez ostatnie pięć lat byłam sama. Sama walczyłam z chorobą Zbyszka, sama go pielęgnowałam do końca. Sama płakałam po nocach, kiedy umarł. Sama uczyłam się żyć od nowa.

Czy naprawdę byłam egoistką?

W końcu podjęli decyzję. Spakowali rzeczy w milczeniu. Antoś płakał w nosidełku, a ja stałam w progu i czułam się jak najgorsza matka świata.

– Zadzwonię do ciebie – powiedział Paweł bez przekonania.

Magda nawet na mnie nie spojrzała.

Kiedy drzwi się zamknęły, usiadłam na podłodze i rozpłakałam się jak dziecko.

Od tamtej pory minęły dwa miesiące. Czasem dzwonią. Czasem nie odbierają moich telefonów. Czasem widzę zdjęcia Antosia na Facebooku Magdy i zastanawiam się, czy jeszcze jestem częścią ich życia.

Często pytam siebie: czy miałam prawo postawić siebie na pierwszym miejscu? Czy można być dobrą matką i jednocześnie zadbać o własne granice? A może powinnam była zacisnąć zęby i pozwolić im zostać?

Czy wy też kiedyś musieliście wybierać między sobą a rodziną? Jak poradzić sobie z poczuciem winy?