Babciu, dlaczego mnie zdradziłaś? Historia o tym, jak chciwość rozbiła rodzinę
– Babciu, musimy poważnie porozmawiać – głos Filipa był napięty, a jego wzrok unikał mojego. Siedziałam przy kuchennym stole, dłonie drżały mi na filiżance herbaty. Wiedziałam, że coś się święci. Od tygodni czułam w powietrzu ciężar niedopowiedzianych słów, spojrzeń pełnych oczekiwania i niecierpliwości.
– O czym chcesz rozmawiać? – zapytałam, choć w środku już wiedziałam. Mój dom, ten sam, w którym wychowałam córkę i w którym Filip stawiał swoje pierwsze kroki, stał się dla nich czymś więcej niż tylko miejscem wspomnień. Stał się planem na przyszłość.
Filip spojrzał na mnie w końcu, a w jego oczach zobaczyłam coś, czego nigdy się nie spodziewałam – wyrachowanie.
– Wiesz, babciu, z Martą i dziećmi naprawdę nie mamy gdzie mieszkać. U teściowej jest ciasno, dzieci śpią w jednym pokoju. Ty masz tu tyle miejsca…
Zacisnęłam usta. Wiedziałam, do czego zmierza.
– Chciałbyś, żebym się wyprowadziła? – zapytałam cicho.
Filip spuścił wzrok.
– To nie tak… Po prostu… Może mogłabyś zamieszkać u cioci Haliny? Albo w jakimś mniejszym mieszkaniu? My naprawdę potrzebujemy tego domu.
Poczułam, jakby ktoś wyrwał mi serce. Przez całe życie starałam się być dla nich wsparciem. Po śmierci męża to ja trzymałam rodzinę w ryzach. A teraz mój własny wnuk traktuje mnie jak przeszkodę do lepszego życia.
Przez kolejne dni chodziłam jak cień. Marta – jego żona – unikała mnie wzrokiem. Dzieci były ciche i spięte. Wszyscy czekali na moją decyzję. Czułam się jak intruz we własnym domu.
Pewnej nocy nie mogłam spać. Wstałam i usiadłam przy oknie. Przypomniałam sobie wszystkie święta spędzone przy tym stole, zapach ciasta drożdżowego, śmiech Filipa jako dziecka. Czy naprawdę stałam się dla nich ciężarem?
Następnego dnia zadzwoniłam do mojej przyjaciółki Zofii.
– Zośka, nie wiem co robić. Filip chce mnie wyrzucić z domu.
– Sprzedaj go! – powiedziała bez namysłu. – Nie pozwól im sobą pomiatać.
Myśl o sprzedaży domu była dla mnie jak policzek. Ale im dłużej o tym myślałam, tym bardziej czułam, że to jedyne wyjście. Nie chciałam być dla nich ciężarem ani przedmiotem do podziału.
Kilka dni później spotkałam się z agentką nieruchomości. Wszystko potoczyło się błyskawicznie – dom był duży, zadbany i w dobrej lokalizacji. Znalazł się kupiec gotowy zapłacić gotówką.
Kiedy powiedziałam o tym Filipowi i reszcie rodziny, wybuchła burza.
– Jak mogłaś nam to zrobić?! – krzyczała Marta. – Przecież to miał być dom dla naszych dzieci!
– To był mój dom! – odpowiedziałam drżącym głosem. – Mój i mojego męża! Nikt nie zapytał mnie, czego ja chcę!
Filip patrzył na mnie z niedowierzaniem.
– Myślałem, że rodzina jest najważniejsza…
– Dla mnie też była! Ale rodzina to nie tylko branie! To też szacunek!
Po tej rozmowie przestał się do mnie odzywać. Marta zabrała dzieci i wróciła do swojej matki. Ja wynajęłam małe mieszkanie na obrzeżach miasta. Było skromne, ale moje.
Czasem odwiedzała mnie córka Halina. Przynosiła ciasto i opowiadała o swoich wnukach.
– Mamo, zrobiłaś dobrze – mówiła cicho. – Gdyby tata żył, też by nie pozwolił się tak traktować.
Ale nocami płakałam w poduszkę. Tęskniłam za Filipem i dziećmi. Za dawną rodziną, która już nie istniała.
Minęły miesiące. Filip nie odezwał się ani razu. Słyszałam tylko plotki od sąsiadów: że szuka mieszkania na kredyt, że Marta jest zła na cały świat.
Czasem zastanawiam się, czy mogłam postąpić inaczej. Czy powinnam była oddać im dom? Czy wtedy bylibyśmy szczęśliwsi?
Ale potem przypominam sobie tamtą rozmowę przy kuchennym stole i wiem jedno: nie jestem rzeczą do przekazania dalej. Jestem człowiekiem i zasługuję na szacunek.
Czy rodzina naprawdę znaczy dziś tyle samo co kiedyś? Czy dom to tylko ściany i dach – czy może coś więcej? Co wy byście zrobili na moim miejscu?