Moja córka wydała wszystkie oszczędności na imprezę i nie zaprosiła rodziny – czy to moja wina?

– Naprawdę nie rozumiesz, mamo? – Zuzanna patrzyła na mnie z takim chłodem, jakbyśmy były sobie zupełnie obce. Stała w drzwiach swojego pokoju, a ja czułam, jak w gardle rośnie mi gula. W rękach trzymała elegancką sukienkę, którą kupiła na swoją wymarzoną imprezę. Wiedziałam już, że nie jestem na nią zaproszona. Ani ja, ani jej ojciec, ani nawet młodszy brat.

Jeszcze kilka dni temu byłam przekonana, że wszystko jest w porządku. Zuzanna zawsze była sprytna – niekoniecznie mądra czy wybitnie uzdolniona, ale potrafiła oczarować każdego nauczyciela. Pomagała sprzątać klasę, biegała po kredę, przynosiła kawę wychowawczyni. Wszyscy ją lubili. Często słyszałam od innych rodziców: „Twoja Zuzia to złote dziecko!”. Uśmiechałam się wtedy z dumą, choć w środku czułam niepokój. Bo przecież wiedziałam, że to nie do końca prawda.

W domu była zupełnie inna. Cicha, zamknięta w sobie, wiecznie z telefonem w ręku. Gdy próbowałam z nią rozmawiać, odpowiadała półsłówkami. „Dobrze”, „nie wiem”, „zaraz”. Z czasem przestałam pytać. Może to był mój błąd? Może powinnam była walczyć o naszą relację?

Kiedy dowiedziałam się o imprezie, poczułam ukłucie zazdrości i żalu. Zuzanna przez rok odkładała pieniądze z kieszonkowego i dorywczych prac – myślałam, że zbiera na kurs językowy albo wymarzoną podróż. Tymczasem ona wynajęła salę w modnym klubie na Starym Mieście, zamówiła catering i DJ-a. Wszystko po to, by zaimponować znajomym ze szkoły.

– Dlaczego nas nie zaprosiłaś? – zapytałam cicho.
– Bo to moja sprawa – odpowiedziała bez mrugnięcia okiem. – Chcę się bawić z ludźmi, których lubię.

Te słowa bolały bardziej niż cokolwiek innego. Przypomniałam sobie wszystkie te wieczory, kiedy siedziałyśmy razem przy stole i układałyśmy puzzle albo piekłyśmy ciasto na święta. Czy to już nie miało znaczenia?

Mąż próbował mnie pocieszać:
– Daj jej czas. To taki wiek.
Ale ja wiedziałam, że tu chodzi o coś więcej. O coś głębszego.

W dniu imprezy Zuzanna wyszła z domu wcześnie rano. Była podekscytowana – widziałam to w jej oczach. Ja natomiast cały dzień chodziłam jak struta. Próbowałam zająć się czymkolwiek: sprzątaniem, gotowaniem, nawet prasowaniem firanek. Nic nie pomagało.

Wieczorem usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać Facebooka. Zdjęcia z imprezy pojawiły się niemal natychmiast. Zuzanna w otoczeniu uśmiechniętych koleżanek i kolegów, kolorowe balony, tort z napisem „Najlepsza ekipa”. Ani śladu rodziny.

Młodszy brat Zuzanny, Michałek, podszedł do mnie i zapytał:
– Mamo, dlaczego Zuzia nas nie lubi?
Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przytuliłam go tylko mocno.

Po powrocie do domu Zuzanna była zmęczona i rozpromieniona jednocześnie. Próbowałam zagaić rozmowę:
– Dobrze się bawiłaś?
– Tak – rzuciła krótko i zamknęła się w swoim pokoju.

Przez kolejne dni atmosfera w domu była napięta jak struna. Mąż udawał, że nic się nie stało, Michałek był smutny i wycofany. Ja nie mogłam spać po nocach. W głowie kłębiły mi się pytania: Gdzie popełniłam błąd? Czy za bardzo ją rozpieszczałam? Czy powinnam była być bardziej stanowcza?

Pewnego wieczoru zebrałam się na odwagę i weszłam do jej pokoju.
– Zuziu… Porozmawiajmy.
Spojrzała na mnie z irytacją:
– O czym?
– O nas. O tym, co się dzieje między nami.
Przez chwilę milczała.
– Nic się nie dzieje – powiedziała w końcu.
– Ale ja czuję inaczej. Czuję się odrzucona.
Zuzanna wzruszyła ramionami:
– Może po prostu nie rozumiesz mnie tak dobrze, jak myślisz.

Te słowa były jak policzek. Wyszłam z jej pokoju ze łzami w oczach.

Minęły tygodnie. Nasza relacja nie poprawiła się ani trochę. Zuzanna coraz częściej wychodziła z domu, coraz rzadziej odzywała się do nas. Michałek przestał pytać o siostrę. Mąż zamknął się w sobie.

Czasem zastanawiam się, czy to wszystko jest moją winą. Czy mogłam zrobić coś inaczej? Czy powinnam była bardziej ją kontrolować? A może powinnam była pozwolić jej na więcej swobody?

Dziś patrzę na zdjęcia z tej imprezy i czuję mieszankę żalu i bezsilności. Moja córka wydała wszystkie swoje oszczędności na jeden wieczór – wieczór bez rodziny, bez nas. Czy to znak czasów? Czy młodzi naprawdę tak bardzo chcą uciec od swoich bliskich?

Może ktoś z was potrafi mi odpowiedzieć: gdzie popełniłam błąd? Czy jeszcze mogę naprawić tę relację? A może czas pogodzić się z tym, że dzieci dorastają i wybierają własną drogę – nawet jeśli ta droga prowadzi daleko od domu?