Między dziedzictwem a rodziną: Walka o przyszłość mojego syna

– Nie rozumiesz, Anka! To jest nasza szansa! – Paweł krzyczał, a ja czułam, jak ściska mnie w żołądku. Stał w kuchni, opierając się o blat, z oczami pełnymi ekscytacji i… czegoś jeszcze. Chciwości?

– Nasza? – powtórzyłam cicho, ledwo powstrzymując łzy. – To pieniądze po mojej babci. Chciałam je odłożyć dla Kacpra, na jego przyszłość.

Paweł machnął ręką, jakby to było coś zupełnie nieistotnego.

– Przyszłość? Przecież Kacper ma dopiero dziewięć lat! A my mieszkamy w tej klitce od ślubu. Remont to inwestycja! Zrobimy kuchnię, łazienkę, może nawet balkon zabudujemy. W końcu będziemy żyć jak ludzie.

Zacisnęłam dłonie na kubku z herbatą. Czułam się osaczona. Paweł był moim drugim mężem. Po rozwodzie z ojcem Kacpra długo nie wierzyłam, że jeszcze komuś zaufam. Ale Paweł był inny – czuły, troskliwy… przynajmniej na początku.

Teraz coraz częściej widziałam w nim kogoś obcego. Zwłaszcza odkąd pojawiły się pieniądze.

Spadek po babci był dla mnie jak dar z nieba. 600 tysięcy złotych – tyle dostałam po sprzedaży jej mieszkania w centrum Warszawy. Babcia zawsze powtarzała: „Anka, odkładaj na czarną godzinę. Nigdy nie wiadomo, co życie przyniesie.”

Paweł nie miał takich skrupułów. Gdy tylko dowiedział się o spadku, zaczął snuć plany. Najpierw remont, potem może nowy samochód. A ja… ja chciałam tylko zabezpieczyć przyszłość Kacpra.

– Paweł, to nie jest nasze mieszkanie – próbowałam tłumaczyć spokojnie. – Wynajmujemy je od twojej matki. Co jeśli kiedyś zdecyduje się je sprzedać? Zostaniemy z niczym.

– Moja matka nigdy by tego nie zrobiła! – oburzył się Paweł. – Poza tym, kiedyś to mieszkanie będzie nasze. Dzieci z pierwszego małżeństwa i tak mają dom po ojcu.

Westchnęłam ciężko. Dzieci Pawła – Ola i Michał – byli już dorośli. Zawsze czułam się wobec nich trochę obco. Ich matka, Renata, nie przepadała za mną i dawała mi to odczuć przy każdej okazji.

Kilka dni później wszystko się skomplikowało.

Siedziałam w salonie z Kacprem, układając puzzle, gdy zadzwonił telefon.

– Anka? – głos Renaty był zimny jak lód. – Słyszałam, że dostałaś spadek po babci. Mam nadzieję, że nie zamierzasz wydawać tych pieniędzy na siebie i Pawła.

Zatkało mnie.

– To moje pieniądze – odpowiedziałam ostrożnie.

– Ola i Michał mają prawo do części tego majątku! Paweł jest ich ojcem. Nie pozwolę, żebyś wszystko przepuściła na swoje dziecko!

Rozłączyła się zanim zdążyłam odpowiedzieć.

Wieczorem Paweł wrócił do domu wściekły.

– Co jej powiedziałaś?! – wrzasnął od progu.

– Nic! To ona do mnie zadzwoniła! – broniłam się.

– Ola płakała przez telefon! Myślisz tylko o sobie i Kacprze! A ja mam jeszcze dwoje dzieci!

Wtedy pękłam.

– To są MOJE pieniądze! Babcia zostawiła je MNIE i mojemu synowi! Twoje dzieci mają dom po dziadkach, mają matkę, która im wszystko załatwi! A my co mamy? Wynajmowane mieszkanie i twoją rodzinę na głowie!

Paweł patrzył na mnie z nienawiścią.

– Jesteś egoistką.

Przez kolejne dni unikaliśmy się jak ognia. Kacper wyczuwał napięcie i coraz częściej zamykał się w swoim pokoju.

W pracy nie mogłam się skupić. Moja przyjaciółka Magda próbowała mnie pocieszać:

– Anka, musisz być twarda. Jeśli teraz ustąpisz, zawsze będą cię wykorzystywać.

Ale ja nie byłam twarda. Bałam się o przyszłość Kacpra. Bałam się Pawła i jego rodziny.

Pewnego wieczoru usiadłam przy komputerze i zaczęłam szukać informacji o zabezpieczeniu spadku dla dziecka. Trafiłam na forum dla samotnych matek. Jedna z kobiet napisała:

„Nie pozwól nikomu decydować za ciebie. Pieniądze to nie wszystko, ale bezpieczeństwo dziecka jest najważniejsze.”

Te słowa dźwięczały mi w głowie przez całą noc.

Następnego dnia poszłam do notariusza. Założyłam Kacprowi fundusz powierniczy – pieniądze miały być dostępne dopiero po jego osiemnastych urodzinach.

Kiedy powiedziałam o tym Pawłowi, wybuchł:

– Oszalałaś?! Zrobiłaś to BEZ MOJEJ ZGODY?!

– To nie były twoje pieniądze – odpowiedziałam spokojnie, choć serce waliło mi jak młotem.

Przez kilka tygodni żyliśmy jak obcy ludzie pod jednym dachem. Paweł coraz częściej wychodził wieczorami, wracał późno i śmierdział alkoholem.

Pewnej nocy usłyszałam szloch Kacpra przez ścianę.

Weszłam do jego pokoju i przytuliłam go mocno.

– Mamo… boję się…

Poczułam łzy na policzkach.

– Ja też się boję, synku… Ale obiecuję ci: zawsze będę cię chronić.

Kilka dni później Paweł spakował walizkę i wyszedł bez słowa. Zostawił mnie samą z Kacprem i… z ulgą.

Dziś minął rok od tamtych wydarzeń. Nadal mieszkamy w tym samym wynajmowanym mieszkaniu. Pieniędzy nie ruszyłam – czekają na Kacpra.

Czasem zastanawiam się, czy dobrze zrobiłam. Czy egoizm matki to naprawdę coś złego? Czy można być szczęśliwym w świecie, gdzie każdy chce coś dla siebie?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu?