Odmówiłam opieki nad wnuczką i rozpętało się rodzinne piekło – czy mam prawo do własnego życia?

– Mamo, nie rozumiem, jak możesz być taka egoistyczna! – głos Zofii odbijał się echem w mojej głowie jeszcze długo po tym, jak zatrzasnęła za sobą drzwi. Stałam w kuchni, ściskając kubek z herbatą tak mocno, że aż bolały mnie palce. Przez okno widziałam, jak Marek odprowadza ją do samochodu. Ich cicha kłótnia była niemal namacalna – gesty, spojrzenia, zaciśnięte szczęki. Moje serce waliło jak młotem.

Jeszcze rok temu byłam dla wszystkich podporą. Gotowałam obiady, odbierałam wnuki ze szkoły, słuchałam narzekań i pocieszałam po nieudanych randkach czy egzaminach. Ale kiedy Marek i Zofia zamieszkali razem i urodziła się mała Hania, poczułam, że coś we mnie pęka. Przez całe życie byłam dla innych – dla męża, dzieci, rodziców. Zawsze na drugim planie. Pewnego dnia obudziłam się i zrozumiałam, że jeśli teraz nie zawalczę o siebie, już nigdy nie będę miała na to szansy.

Założyłam małą pracownię ceramiczną w domu. Zawsze marzyłam o tym, by tworzyć coś własnymi rękami. Praca dawała mi radość i poczucie wolności. Nie pytałam nikogo o zgodę – w naszej rodzinie każdy zawsze podejmował decyzje samodzielnie. Tak mnie wychowano.

Wszystko zmieniło się pewnego popołudnia, gdy Zofia zadzwoniła z prośbą:
– Pani Aniu, czy mogłaby pani zająć się Hanią przez kilka godzin? Mam ważne spotkanie w pracy.

Poczułam ukłucie w sercu. Hania była cudowna, ale wiedziałam, że jeśli raz się zgodzę, to już zawsze będę „tą od opieki”. Zebrałam się na odwagę:
– Zosiu, bardzo cię przepraszam, ale mam dziś zamówienia do skończenia. Nie mogę.

Zapadła cisza. Po drugiej stronie słyszałam tylko jej ciężki oddech.
– Rozumiem – powiedziała chłodno i rozłączyła się.

Od tego dnia wszystko się zmieniło. Marek przestał dzwonić tak często. Zofia zaczęła rozpowiadać w rodzinie, że jestem samolubna, że nie kocham wnuczki. Moja starsza córka Kasia zadzwoniła z pretensjami:
– Mamo, przecież zawsze byłaś dla nas! Dlaczego teraz odwracasz się od rodziny?

Czułam się jak zdrajczyni. Nawet moja siostra Basia zaczęła mnie unikać na rodzinnych spotkaniach.

Wszystko narastało jak śnieżna kula. W święta Bożego Narodzenia atmosfera była napięta do granic możliwości. Siedziałam przy stole, patrząc na Hanię bawiącą się pod choinką i czułam, jak łzy napływają mi do oczu. Chciałam podejść, przytulić ją, ale Zofia odsunęła ją ode mnie:
– Chodź Haniu, babcia jest dziś zmęczona.

Po kolacji Marek podszedł do mnie:
– Mamo, nie rozumiem cię. Przecież zawsze mówiłaś, że rodzina jest najważniejsza.

Spojrzałam mu w oczy i pierwszy raz w życiu powiedziałam to głośno:
– A ja? Czy ja też jestem ważna?

Marek tylko pokręcił głową i odszedł bez słowa.

Od tamtej pory minęło kilka miesięcy. Pracownia rozkwita – mam coraz więcej zamówień, a ludzie chwalą moje prace na targach rękodzieła. Ale za każdym razem, gdy wracam do pustego domu i widzę zdjęcia dzieci na ścianach, czuję ukłucie żalu.

Czasem zastanawiam się, czy mogłam to rozegrać inaczej. Może powinnam była znaleźć kompromis? Ale czy naprawdę muszę rezygnować z siebie dla innych? Czy każda babcia musi być tylko opiekunką?

Dziś siedzę przy kole garncarskim i myślę: czy jestem złą matką i babcią tylko dlatego, że chcę mieć własne życie? Czy naprawdę nie zasługuję na odrobinę szczęścia?

A wy? Co byście zrobili na moim miejscu? Czy każda kobieta musi poświęcić siebie dla rodziny?